Jarosław Lipszyc Jarosław Lipszyc
121
BLOG

Wybory przez internet

Jarosław Lipszyc Jarosław Lipszyc Polityka Obserwuj notkę 40
Kazia Szczuka jednym zdaniem pochwaliła mojego bloga, ale już w następnym zdaniu wpycha mnie na minę. "Niestety, pomysł kampanii społecznej na rzecz głosowania przez internet podupadł z powodu bezsilności pomysłowdawców." pisze Kazia. Moim zdaniem jest to nie tyle "niestety", co "na szczęście".

Wybory w Polsce są pięcioprzymiotnikowe. Te przymiotniki to: tajne, równe, powszechne, bezpośrednie i proporcjonalne. Kiedy wprowadza się nowe metody głosowania dobrze jest zrobić ich krytyczną analizę pod kątem zgodności z tymi przymiotnikami. Idea wybierania przedstawicieli przez internet taką analizę przechodzi kiepsko.

Problemem jest oczywiście tajność. W lokalach wyborczych nie bez powodu skreśla się pojedyńczo, za kotarą - tajność głosowania jest gwarantem samodzielnego podejmowania decyzji. Przy głosowaniu przez internet zagwarantować tajności nie sposób.

To zaś rodzi określone zagrożenia. Nietrudno wyobrazić sobie kandydatów jeżdżących z laptopem od jednej budki z piwem do drugiej, i hurtowo "pomagających" oddawać głosy. Nawet w wyborach parlamentarnych o tym, kto się dostał do sejmu wielokrotnie decydowało kilkadziesiąt czy kilkaset głosów, pole do nadużyć jest więc wielkie.

Drugim powodem mojego sprzeciwu wobec tego pomysłu jest kwestia wiarygodności wyników. Prz głosowaniu osobistym, poprzez skreślenie nazwiska na kartce papieru i pozostawiniu kartki w lokalu pozostaje trwały ślad głosu. Głosy takie można w razie wątpliwości ponownie przeliczyć.

Przymiotnik "równe" oznacza nie tylko to, że każdy ma prawo oddać jeden głos. Oznacza także, że głos ten musi być policzony. Tymczasem komputerowe systemy do głosowania z tym radzą sobie nadzwyczaj kiepsko. Przekonał się o tym Randy Wooten, który zagłosował sam na siebie, po czym odkrył że według danych komisji wyborczej nie zagłosował na niego nikt.

Maszyny liczące głosy są w centrum uwagi organizacji obywatelskich. Nic dziwnego - zmiana jednej linijki kodu w takim oprogramowaniu umożliwia słąszowanie wyborów "lekkie, łatwe i przyjemne". Dlatego wzywa się do stsowania w nich otwartego kodu (aby każdy mógł sprawdzić co tak naprawdę komputer liczy) i zostawiania śladu na papierze (by wyborca mógł stwierdzić czy jego głos został właściwie zarejestrowany). Jeśli się tego nie robi, to pojawiają się np. maszyny faworyzujące jedną konkretną partię.

A jak już przy tym jesteśmy: kto wie jak liczone są nasze głosy w tych wyborach?

Jarosław Lipszyc - redaktor i publicysta związany z Krytyką Polityczną członek zarządu Internet Society Poland, koordynator projektu Wolne Podręczniki. Utwory zamieszczone na tej stronie są dostępne na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 2.5 Poland License. "Mnemotechniki" na Wikiźródłach Nagrania archiwalne zespołu Usta. Uwaga: komentarze nie na temat i/lub obraźliwe usuwam. To jedyna zasada moderacyjna, ale stosuję ją konsekwentnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka