Ja wiem Ja wiem
507
BLOG

Czemu tylko tyle zarabiamy? cz.2

Ja wiem Ja wiem Ekonomia Obserwuj temat Obserwuj notkę 39

Uczymy się tego z książek, a nawet w większości jeszcze sami pamiętamy, jak ludzie prości dawali się oszukiwać władzy komunistycznej w Polsce. Żądali podwyżek płac, otrzymywali je, po czym wszystkie ceny szły w górę i wychodziło na to samo. Znowu żądali podwyżek tym razem większych, otrzymywali je, po czym wszystkie ceny szły w górę jeszcze bardziej i wychodziło na to samo. Oczywiście po drodze ktoś na tym korzystał, ktoś tracił, czyli ten, co pierwszy dostał podwyżkę, mógł raz sobie kupić więcej, natomiast ten co ostatni dostał podwyżkę, nie mógł zdążyć nabyć podstawowych dóbr, bo podrożały szybciej.

Czemu tak było i dlaczego ludzie dalej nie rozumieją tego zjawiska? Pieniądz to jest tylko miara naszej pracy. Równie dobrze mogły by to być muszelki, cyferki w komputerze lub zwykła pamięć o tym, co wytworzyliśmy. Aby było przez wszystkich akceptowalne, czyli wiarygodne, ktoś nad podażą pieniądza czuwa, by nie dostał się w ręce, które nie wytworzyły odpowiedniego dobra. Wartość wypłaty to jak ocena wystawiona przez nauczyciela. Sama ocena nic nie będzie znaczyć, jeśli nie będzie respektowana przez innych. Podczas oceniania możemy być zadowoleni lub niezadowoleni z wyceny. W przeciwieństwie do ocen w szkole możemy nie zgodzić się z wyceną naszej pracy i po prostu zmienić swojego wystawiającego oceny/pieniądze, a często też nauczyciela nakierowującego na pracę, którą chce nam wycenić. W gospodarce rynkowej jest to klient bezpośrednio lub pracodawca, który pośredniczy w tej wycenie. Niektórzy dostają same jedynki i dziwią się, że może nie starczyć im do zaliczenia ... życia. Za najniższą krajową (nieco ponad jeden tysiąc złotych, czyli 1+) faktycznie trudno w życiu zrealizować własne marzenia. Wielu jedzie na dwójkach (po dwa na rękę) i się cieszy, że ledwo co, ale zalicza (do trzydziestego starcza). Ambitni celują wyżej, ale za same zdolności nikt nie daje dobrych ocen, więc też muszą przyłożyć się do pracy i często wykonać prace dodatkowe. Poza system ocen wyłamują się najzdolniejsi, dla których maksymalna możliwa ocena (szóstka) to za mało, więc operują ilością wyróżnień, wygranych konkursów, odbytych programów i zrobionych kursów. Tacy ludzie czasem zasadnie, a czasem bezprawnie uważają, że za szóstkę (tysięcy zł) to pracuje "albo złodziej, albo idiota" (Elżbieta Bieńkowska). Zostawmy jednak te nieprzeciętne jednostki wyłamujące się z systemu. Przywłaszczanie nienależnych wycen pracy nawet przez małą, ale nienażartą grupę znacznie uszczupla wspólny budżet (wycen do rozdania), ale dzisiaj nie na tym chciałem się skupić.

Otrzymaną wycenę swojej pracy możemy wymienić na równowartość innych prac. Jeśli chcemy otrzymać realnie więcej, musimy znaleźć prace, które są niedowartościowane, które zostały wycenione przez np. zbyt surowego nauczyciela lub bezpośrednio przez nas (mocno wytargowane). Sami natomiast chcemy być oceniani łagodnie, czyli dostać więcej, niż na to zasłużyliśmy. Tak na prawdę o to toczy się bój w gospodarce, kto czyją pracę jak wyceni. Tylko tu jest możliwa nagła zmiana cen poprzez spekulacje lub budżetowe przydzielenie komuś większego budżetu. Żeby ktoś zyskał, musi ktoś stracić. Czy zatem mogą wszyscy dostać więcej? Wszyscy piątki może jeszcze z plusem? To nic by nie zmieniło, poza chaosem i inflacją lub hiperinflacją cen. Tradycyjnie prości robotnicy walczą, by ich praca nie była tak słabo wyceniania w stosunku do tych zdolniejszych lub umysłowych prac, a całe grupy uprzywilejowane walczą o utrzymanie lub nawet powiększenie przewagi nad pogardzanymi słabszymi grupami.

Ludzie otrzymali 500+ i nagle przybyło pieniędzy w domowym budżecie. Ten dodatek to taki gratisowy plus do oceny gwarantujący praktycznie zaliczenie każdemu, co odrobi najważniejszą lekcje, czyli zaliczy pracę grupową (spłodzi przynajmniej jedno dziecko w przeliczeniu na uczestników w grupie :P ). Wielkie oburzenie nastało w gronie prymusów, że najsłabsi tylko z powodu sumiennej pracy i starań nie powinni przechodzić do kolejnej klasy, skoro nie zaliczyli testu końcowego. Dodatkowo nastało przewartościowanie wyników, co zrównało tych, co potrafili samodzielnie zaliczać egzaminy na dwójkę, ale nie mieli czasu lub chęci do odrabiania lekcji grupowych. Inflacja sprawiła, że dwójka straciła na znaczeniu, podobnie wyższe stopnie, więc nagle wszystkim jakby ubyło, by mogło przybyć tym, co dostali gratisowe plusy. Tak już jest, że skoro efektywnej pracy nie przybyło, a pensja wzrosła, to ktoś musi za to zapłacić. Nastał płacz, że już z dwójką nie stać na nagrody typu prawdziwe masło na co dzień, wiejskie jajka z wolnego wybiegu, miejsce na plaży nad Bałtykiem, bo zajęli i wykupili to wcześniejsi jedynkowicze.

Czy zatem nic się nie zmieniło na lepsze po wprowadzeniu programu 500+, skoro jednym ubyło, by innym przybyło? Stało się. Docenienie odrobionych ważnych lekcji, czyli sumienności, współpracy, starań i moralności ma bardzo duże znaczenie, szczególnie że poszło to z równoczesną weryfikacją tych najwyższych ocen i nagród, które bywały zbyt często dawane z rozpędu nie za faktyczne zasługi, a za bycie prymusem lub cwaniakiem poprawiającym sobie samemu oceny i obecności w dzienniku. Sprawiedliwa i motywująca do dobrej pracy ocena jest motorem prawdziwego wzrostu, czyli wynikającego z wydajniejszej, więc tańszej pracy. Tutaj nie można jednak spodziewać się drastycznych zmian, jak w przypadku sztucznego przewartościowania różnych prac, jednak niewielkie, ale stabilne wzrosty po kilka procent rocznie potrafią w ciągu 10 lat nawet podwoić naszą zamożność, czego wszystkim nam życzę.

c.d.n.

Ja wiem
O mnie Ja wiem

Piszę tylko, co wiem lub się domyślam. Więcej można przeczytać w książce "Wielki Bum... cyk, cyk - dialogi Geda" zainspirowanej obecnycnymi wydarzeniami na świecie. https://drive.google.com/file/d/1ohAGz8iWa0_i1NfWcQSBxobp2fLbOy8H/view?usp=sharing

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka