Jerzy Korytko Jerzy Korytko
1641
BLOG

Raport płk. Klicha - odpowiedzialni za katastrofę są Rosjanie.

Jerzy Korytko Jerzy Korytko Rozmaitości Obserwuj notkę 18

 Najlepszą obroną jest atak. Nie od dziś o tym wiadomo. Nie inaczej wygląda to także w przypadku smoleńskiego śledztwa.

Według raportu MAK najważniejszymi elementami, mającymi wpływ na zaistnienie katastrofy smoleńskiej było zerwanie sterylności kokpitu Tupolewa i presja Głównego Pasażera. W kokpicie miały przebywać nieuprawnione osoby (gen. Błasik) a inne zaglądające tam (np. dyr. Kazana) miały przekazywać instrukcje od Głównego Pasażera. Jednym słowem – totalny chaos i presja na załogę. Kolejne badania (kopii  co prawda, i to wątpliwej wiarygodności) zapisów CVR nie potwierdziły jednak tych rewelacji. Gen. Błasika nie było w kokpicie, nie ma żadnych dowodów również, że była wywierana na pilotów jakakolwiek presja aby lądowali bez względu na warunki. Był nawet w tej sprawie specjalny komunikat naszej prokuratury. Tyle, że trzeba było lat aby dojść do takich wniosków a i mimo tego, ciągle w oficjalnym obiegu obowiązuje zakłamana rosyjska wersja.

Ale równocześnie od początku wiadomym było, że takiej sterylności (tak samo obowiązkowej można dodać) nie było na stanowisku kierowania lotem. Tylko w tym wypadku niczego nie odwołano. Od początku wiedziano, że znajdowały się tam osoby nieuprawnione. Że– konkretnie płk. Krasnokutskij – wywierał presję na kontrolerów lotu, narzucał im sposób postępowania wg wskazówek otrzymywanych z Moskwy,  z centrum dowodzenia o kryptonimie Logika, ba, w pewnym momencie przejął nawet osobiście kierowanie naprowadzaniem Tupolewa. Były to działania bezprawne. Rozpoznane i potwierdzone przez naszą prokuraturę. Ale jednocześnie wiedza ta była marginalizowana, nie znajdowano w tym żadnego istotnego wpływu na zaistnienie katastrofy.

Do niedawna. Bowiem sytuację zmienił diametralnie ujawniony raport akredytowanego przy komisji MAK – płk. Edmunda Klicha. Oto jak argumentował płk. Klich:

Dlaczego, pomimo wielu meldunków do Moskwy o braku warunków do lądowania nieustalona osoba odpowiedzialna w Moskwie podjęła decyzję skierowania samolotu Tu-154 na lotnisko Smoleńsk „Północny”. Świadczy o tym rozmowa telefoniczna prowadzona o godz. 10.31.09 po której kierownik lotów skierował do zastępcy [dowódcy] JW. 21350 [tj. płk Krasnokutskiego] następujące słowa: „No tak powiedzieli cholera, sprowadzić na razie”. W tym czasie pogoda była wielokrotnie gorsza niż minimum lotniska, samolotu i załogi. Z tej rozmowy wynika jednoznacznie, że to w Moskwie bezprawnie zdecydowano o sprowadzeniu samolotu na lotnisko Smoleńsk „Północny”. Samo użycie słowa „sprowadzać” świadczy o tym, że samolot był sprowadzany to znaczy lotem jego kierowały służby naziemne.

I dalej:…”Szczególnie źle świadczy o decydentach, którzy widząc jakie zagrożenie spowodował samolot Ił-76 podjęli, całkowicie nieodpowiedzialną decyzję o zezwoleniu na wykonanie próby podejścia  do lądowania samolotu Tu-154 i to w warunkach znacznie gorszych niż w czasie podejścia Ił-76!!! Odpowiedzialne kierownictwo nie powinno w żadnym przypadku wyrazić zgody na wykonanie próby podejścia, szczególnie załodze, która nie znała lotniska. Trudno sobie wyobrazić beztroskość graniczącą z głupotą jeżeli wziąć pod uwagę, że na pokładzie samolotu Tu-154 był Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej z małżonką, najwyższe dowództwo wojskowe i najważniejsze osoby w państwie. W tym względzie największą trzeźwość umysłu wykazał kierownik lotów,  który robił wszystko aby skierować samolot na lotnisko zapasowe. Natomiast zastępca dowódcy JW 21350, dowódca – instruktor na samolotach Ił-76, który w newralgicznym momencie włączył się bezprawnie do kierowania załogą, wykazał się całkowitym brakiem wyobraźni i odpowiedzialności. Przy wsparciu odpowiedzialnych ludzi w Moskwie podjął nadmierne ryzyko  narażając niepotrzebnie na śmiertelne niebezpieczeństwo najważniejsze osoby w państwie polskim. Stwierdzenie dotyczące zastępcy dowódcy JW. 21350 „Osoba ta nie brała bezpośredniego udziału w kierowaniu ruchem lotniczym” jest niezgodne z rzeczywistością. Osoba ta bezprawnie włączyła się do korespondencji radiowej  w następujących okolicznościach”:…propozycja załogi [„spróbujemy podejść, jeżeli nie będzie pogody, wtedy odejdziemy na drugi krąg”] nie powinna być zaakceptowana. … Tej propozycji moim zdaniem nie chciał zaakceptować kierownik lotów. W związku z tym zastępca dowódcy JW. 21350 o godz. 10.25.09 zapytał kierownika lotów „Jaki kryptonim?”, na co kierownik lotów odpowiedział „jeden-zero-jeden”. O godz. 10.25.11 zastępca dowódcy po bezprawnym przejęciu mikrofonu zapytał dowódcę załogi „jeden-zero-jeden po kontrolnym zajściu starczy wam paliwa na zapasowe?” i po odpowiedzi dowódcy „Wystarczy” odpowiedział: „Ja was zrozumiałem”. Takie przejęcie dowodzenia samolotem przez osobę nie znającą nawet kryptonimu załogi [tj. samolotu] jest całkowicie sprzeczne z wszelkimi zasadami kierowania lotami. Po zapytaniu zastępcy dowódcy JW 21350 „1-0-1  po kontrolnym podejściu wystarczy Wam paliwa na lotnisko zapasowe” należy obowiązkowo uzupełnić wpisem, że przejęcie mikrofonu na stanowisku dowodzenia przez zastępcę dowódcy JW 21350 było całkowicie bezprawne. Również trudno zaakceptować stanowisko doświadczonego dowódcy, który bez zastrzeżeń przyjął do wiadomości decyzję dowódcy załogi o wykonaniu podejścia do lądowania w warunkach atmosferycznych wielokrotnie gorszych niż minimalne dopuszczalne dla lotniska załogi i samolotu. W tych warunkach decyzja powinna być tylko jedna: zabronić lądowania i zamknąć lotnisko.

 Ostatnie zdanie cytowanego raportu zawiera kwintesencję rozumowania płk. Klicha. Nie wolno było dopuszczać do próby lądowania. Nakazywały to bowiem reguły bezpieczeństwa. Zwróćmy uwagę na to, że minimum dla lotniska było „ wielokrotnie gorsze niż dopuszczalne”. To nie jakaś dyskusyjna, niejednoznaczna sytuacja. Mogąca ulec zmianie w ciągu kilkunastu-kilkudziesięciu minut. Decyzja o zamknięciu lotniska mogła i powinna być podjęta w momencie, gdy Tupolew znajdował się w odległości ok. 180 km od lotniska. Jest rzeczą oczywistą, że w tej sytuacji nasi piloci nie mieli żadnych możliwości właściwej oceny sytuacji. Rosyjscy kontrolerzy lotu wiedzieli o tym, a jednak, z jakichś nieznanych, pozamerytorycznych względów nie zamknęli lotniska.

 

 

W tej sytuacji zupełnie bezprzedmiotowe staje się analizowanie wszystkich dalszych elementów tego zdarzenia. Bowiem gdyby w odpowiednim czasie obsługa lotów zareagowała prawidłowo i odesłała Tupolewa na lotnisko zapasowe – to całe to nieszczęście nie wydarzyło by się po prostu. Zatrzymajmy się chwilę nad sprawą znaczenia mimimów obowiązujących na lotnisku Siewiernyj  dla rozpatrywanego  wydarzenia. Nie znamy instrukcji dla niego obowiązującej w dniu 10 kwietnia. Mimo wielokrotnych monitów Rosjanie nie udostępnili tej dokumentacji. Ale znane są instrukcje poglądowe, z innych lotnisk podobnego typu. I w każdym przypadku jest mowa o tym, że jeżeli warunki meteo są poniżej minimum to należy lotnisko zamknąć a samolot odesłać na lotnisko zapasowe. Wykaz takich lotnisk jest zamieszczony w takiej instrukcji. A przecież w dniu 10 kwietnia warunki były grubo poniżej minimum. Wnioski więc nasuwają się same.

Teraz pora odnieść się do poglądów osób kontestujących wnioski raportu płk. Klicha. Głównie podnoszą oni zarzut (Artymowicz) że przepisy lotnictwa międzynarodowego uniemożliwiają zakazywanie suwerennemu dowódcy statku powietrznego podjęcia próby lądowania. Mówią co prawda o tym przepisy lotnictwa cywilnego, ale powołują się przy tym na stanowisko Rosjan, że zagraniczne samoloty wojskowe powinny stosować się w rosyjskiej przestrzeni powietrznej właśnie do nich. Tyle, że patrzą na całą sprawę z odwrotnej strony lunety. Bowiem tracą z pola widzenia rzecz podstawową – bezpieczeństwo a konkretnie wpływ warunków atmosferycznych na bezpieczeństwo lotów. Właśnie po to są ustanawiane owe minima. W sytuacji, gdy warunki pogodowe są poniżej minimum – lotnisko powinno zostać zamknięte. I to dla każdego statku powietrznego – nie tylko dla Tupolewa. I to było sprawą nadrzędną. Wszelkie inne regulacje, standardowe przepisy w sytuacjach awaryjnych mają bowiem drugorzędne znaczenie.  Pilot samolotu jest autonomiczny w swoich decyzjach - ale identycznie suwerenem jest kierownictwo lotniska. I nie ma co się nad tym rozwodzić, bo to jest sprawa ewidentna. Wystarczy udowodnić, że owe minima zostały przekroczone. W wypadku pogody w Smoleńsku w dniu 10 kwietnia – tak właśnie było (widoczność 400 metrów przy minimum lotniska 1000 metrów). I w takiej sytuacji, z automatu, lotnisko powinno zostać zamknięte. Nie mamy realnych możliwości, szczególnie wobec przyjętego sposobu procedowania śledztwa, by dociekać przyczyn błędnej decyzji osób odpowiedzialnych za kontrolę lotów lotniska Siewiernyj. Nie w sytuacji, gdy to Rosjanie tylko mają prawo do bezpośrednich czynności śledczych na terenie swojej jurysdykcji. Ale też trzeba wyraźnie podkreślić, że nie jest naszym interesem szukanie jakiegoś dla tej błędnej decyzji usprawiedliwienia.

Zastanawia w tej sprawie jedno. Upór z jakim niektórzy bronią właśnie rosyjskiej przecież wersji przebiegu katastrofy. Impregnowani na dziesiątki niewygodnych faktów. Przy wsparciu głównych mediów zdania przeciwne obracając w szyderstwo. Dziś, za sprawą oficjalnego bądź co bądź raportu płk. Edmunda Klicha – znaleźli się w o wiele trudniejszej sytuacji. Najwyższa pora by to sobie, dla dobra sprawy, uświadomili.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Rozmaitości