Im więcej upływa czasu rządów „dobrej zmiany” tym wyraźniej widać jak zamierza ona prowadzić sprawę smoleńskiego śledztwa. Powołano nową komisję KBWL. Ta coś w tle „bada”. Nie wiadomo co konkretnie. Jakieś „tunele” mają zamiar budować. Natomiast by uniknąć wrażenia całkowitej stagnacji opinię publiczną karmi się medialnymi przeciekami, wrzutkami. Robią to członkowie komisji, robi to min. Macierewicz. Ostatnio interesującego wywiadu udzielił tygodnikowi wSieci przewodniczący nowej ”podkomisji” dr. Wacław Berczyński. Ja z tym wywiadem zapoznałem się tutaj.
Zdecydowałem się na komentarz do tego z jednego, podstawowego powodu. Chodzi mi o wypowiedź Berczyńskiego na temat zdjęcia satelitarnego z 9 kwietnia. I brzozy przy okazji. Oto interesujący mnie fragment:
Pytanie: Czy może już Pan powiedzieć co wnoszą do sprawy zdjęcia satelitarne, które otrzymaliśmy od USA, wykonane kilka godzin po katastrofie?
I po i przed, bo jesteśmy w posiadaniu fotografii z 10 i 9 kwietnia. Te zdjęcia są znacznie dokładniejsze od dotychczas znanych z 11 i 12 kwietnia.
Pytanie: Co na nich widać?
Np. to, że 9 kwietnia brzoza jeszcze stoi.
To jest ważna informacja, z wielu powodów. Przyjrzyjmy się temu bliżej. Zacznę od tego, że przybliżę cały kontekst sprawy „pancernej brzozy”. Wg raportu Millera brzoza rosnąca na działce inż. Bodina miała być jedną z bezpośrednich przyczyn zaistnienia katastrofy. To o nią miał zahaczyć lewym skrzydłem nasz Tupolew w konsekwencji tracąc jego istotną część, a utraciwszy nośność wykonać „półbeczkę” (obrót o 180`) i spaść na polankę w okolicy lotniska. Ale w 2013 roku pojawiła się analiza prof. Chrisa Cieszewskiego – specjalisty z USA od spektrografii/telemetrii, naszego rodaka z pochodzenia, który podważył to ustalenie. Profesor twierdził, że dokonana przez niego analiza sekwencji zdjęć satelitarnych udowadnia, że brzoza była złamana już przed 10 kwietnia -nie mogła wobec tego być przyczyną katastrofy. Dodać należy, że pod analizami prof. Cieszewskiego podpisało się kilka innych znakomitości profesorskich z tej dziedziny. Próbowano z nim polemizować na gruncie badań, ale niewiele to wnosiło – zaatakowano go wobec tego brutalnie w mediach oskarżając o agenturalne uwikłanie jeszcze w okresie pobytu w Polsce. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie dla wyników jego badań. Minęły miesiące zanim udowodniono fałszywość zarzutów. W międzyczasie zainteresowanie jego badaniami znacząco spadło. Takie ci u nas obyczaje naukowe. Pisałem o tym dokładnie w swoim czasie. Spróbujmy podsumować stan wiedzy na temat „brzozy” sprzed wywiadu Berczyńskiego. Co na ten temat mówił wielokrotnie sam prof. Chris Cieszewski. Otóż podkreślał on, że najważniejsze w tym wszystkim jest to – że w wyniku jego badań a także podejmowanej ich krytyki można z całą pewnością stwierdzić, że Tupolew nie mógł zaczepić o brzozę. To wyklucza do dziś w 100% właściwie. Dlaczego – ponieważ jeżeli brzoza była złamana wcześniej – to wszystko jasne od razu. Albo też – jeżeli jak chcą krytycy – prof. pomylił brzozę np. ze stertami śmieci – to też jest wszystko jasne. Ponieważ to miejsce, ta biała plamka na zdjęciach z 5 kwietnia i 11 kwietnia wygląda identycznie. Wobec tego – gdyby to były śmieci – to w gdyby Tupolew przeleciał nad nimi na wysokości ok. 6 metrów to musiał by całkowicie zdekomponować to miejsce. Ale to miejsce wygląda identycznie – i 5 –go – i 11-go. Wniosek – albo to nie śmieci tylko brzoza (leży na obu zdjęciach i jest identyczny obraz) albo to jednak śmieci, Chris Cieszewski mówi – niech będzie, to śmieci – ale samolot nie mógł nad nimi przelecieć. Nie ma takiej opcji – 3 odrzutowe silniki na pełnej mocy, przy wznoszeniu, musiały by rozbić w puch to złoże śmieci. Zdjęcia z 5 i 11 nie były by identyczne w tym miejscu. Dowód: - samolot nie przeleciał nad śmieciami. I to było do wykazania. Ale są też dowody dodatkowe – z dostępnych fotografii można wiele powiedzieć o stanie samego drzewa. Np. to , że było obumarłe, nie wydzieliło soków, które musiały by się pojawić, gdyby było świeżo ścięte. Po drugie – analiza miejsca przełomu wskazuje na to, że było złamane na skutek działania innych sił niż ścinanie. Przełom był wynikiem zginania, a nie kolizji z samolotem. Powtarzam – wniosek profesora Cieszewskiego był jednoznaczny – nie ma takiej możliwości by przyjąć, że samolot zahaczył o to drzewo.
Podobne wnioski wysunęli także eksperci Zespołu Parlamentarnego badający trajektorię ostatnich chwil lotu Tupolewa. Z badanych dowodów (zapisy FMS) wywnioskowali, że wysokość lotu Tupolewa w tym miejscu musiała wynosić kilkadziesiąt metrów. Mniejsza o wiarygodność tych badań. Przywołuję je dla porządku. Są istotne dziś o tyle, że schedę po Zespole przejęła nowa „podkomisja” i podobnie uważa w tym względzie. Nie było kolizji Tupolewa z brzozą. Cóż wobec tego może oznaczać informacja dr. Berczyńskiego? Iż brzoza rosła jeszcze 9-tego? Zagadkowa sprawa… po co niby odgrzewa się ją? Przecież i tak nie ma wpływu na przyczyny katastrofy, tak więc – po co? Wypada zająć się sposobem informowania przez nowe władze o zdjęciach satelitarnych ale także o nagraniach, które otrzymali od Łotyszy czy Szwedów…
W jednej z poprzednich notek zauważałem, że sposób informowania o nagraniach korespondencji Tupolewa z kontrolą lotów lotniska Siewiernyj, które to nagrania otrzymaliśmy ostatnio dopiero od Łotyszy i Szwedów jest bardzo dziwnie rozgrywany. Jak gdyby ponad naszymi głowami kierowano do kogoś wiadomość – mamy dostateczne dowody, z wielu źródeł, które mogą wiele wyjaśnić z przebiegu zdarzeń 10 kwietnia. Do nas mówi się jednocześnie, że te nagrania nie zawierają ostatnich minut lotu naszego samolotu. Nagrań nie upubliczniają, oczywiście. Uważają nas za idiotów? Jeszcze dziwniej wygląda sposób informowania o zdjęciach satelitarnych. O tym, że takie zdjęcia istniały wiedzieliśmy od 2010 roku. Mówił o tym min. Cichocki, że je otrzymaliśmy od USA. Potwierdził to w 2011 roku min. Miller odpowiadając na interpelację poselską. Zdjęcia miały być przekazane prokuraturze wojskowej. Już w tym roku, za rządów PiS, min. Macierewicz publicznie zarzucił rządowi Donalda Tuska ukrywanie tych zdjęć. Skonkretyzował, że zdjęcia miejsca katastrofy Tupolewa miały pochodzić z dni 9 i 10 kwietnia 2010 roku. Niedługo potem Macierewicz poinformował, że otrzymaliśmy nowe zdjęcia od USA, z tych samych dni, tego samego miejsca, zdjęcia wysokiej rozdzielczości. Dlaczego zaszła potrzeba ponownego starania o zdjęcia? Czyżby….? A może…? Może poprzednie „zaginęły”? Jak wcześniej, w 2012 roku – gdy szukano ich ponad rok? A może jednak zaginęły wówczas bezpowrotnie – a tylko nie chciano tego przyznać? Bo wówczas było tak, że prokuratura wystąpiła do USA o te zdjęcia i dowiedziała się, że te zdjęcia dawno już nam przekazano. Ale nikt nie wiedział gdzie są…. Kolejna bardzo dziwna okoliczność…. Ale ostatecznie dostaliśmy teraz te zdjęcia. Już są. I czego się o nich dowiadujemy? O tym co na nich widać? No – zdjęć samych nie pokazują. To po pierwsze. Gdzieżby tam. Póki co poczęstowano nas informacją o tym, że brzoza 9-tego rosła. Tak, to fundamentalna informacja :)
Prof. Cieszewski udzielił dwóch znanych wywiadów już po tej informacji. Jednego dla radia wNet /link/, drugiego dla Pressmanii. Podtrzymuje swoje wnioski. Ze spokojem czeka na rozwój sytuacji. O wypowiedzi Berczyńskiego mówi krótko – mam zaufanie do prac nowej komisji. Wierzę, że jeżeli dr. Berczyński coś twierdzi – to tak jest w istocie. Nie stara się bronić za wszelką cenę wyników swoich badań. Ale – to co nie wypada Profesorowi Cieszewskiemu – wypada mnie. Komentującemu zaledwie wydarzenia związane z katastrofą smoleńską. Otóż już wcześniej prof. Cieszewski pytany o to, jaka jest jego zdaniem szansa na to, że brzoza była złamana przed 10 kwietnia – powiedział - 99%. Nie znał wypowiedzi Berczyńskiego wówczas jeszcze. Zastanówmy się jak to jest możliwe. Oto zdarza się rzecz praktycznie nieprawdopodobna. O prawdopodobieństwie poniżej 1 procenta. Zaskakujące, dziwne. A może…. właśnie…. Z wywiadu dla radia wNet wynika, że profesor Cieszewski nie został poinformowany przed faktem o sprawie, nie miał też możliwości obejrzenia owego zdjęcia. Mimo bieżących kontaktów z nowymi członkami komisji. Coś tam dla nich podobno bada nawet obecnie. Dlaczego go nie poinformowano? Przecież wiedziano, że to podważa jego ustalenia. Że to jest w oczywisty sposób nie fair, taką informację upubliczniają ignorując fakt, że to uderza w członka ich własnej grupy.. Profesor tego nie mówi, ma pełne zaufanie do kolegów z nowej komisji nadal i wciąż. Ale to się stało publicznie. To podlega ocenie także publicznej. I mnie się osobiście to nie podoba. Wacław Berczyński uchybił przyzwoitości, zasadom fair play w stosunku do swojego kolegi-eksperta z tego samego Zespołu. Z którym ma częsty wciąż kontakt, bieżący prawie. Tak nie powinno być. Ale sprawy przyzwoitości to jedno. Pora zastanowić się o co tutaj może chodzić. Chcę nawiązać do swoich poprzednich wypowiedzi na ten temat. Już kiedyś dostrzegłem tą sprawę. Pojawił się bowiem pod jedną z notek (nie moją) komentarz kogoś znanego z obrony odwiecznej oficjalnej wersji katastrofy, sugerujący, że na zdjęciu satelitarnym z 9 kwietnia można będzie dostrzec czy brzoza stała czy nie. Od razu pomyślałem wówczas, że to balon próbny, że to może oznaczać sposób komentowania zdjęcia w przyszłości. Natomiast obecnie - podstawową kwestią tutaj jest to, że dr. Berczyński coś mówi – ale tego w ogóle nie udowadnia. Gdyby trafił na kogoś mniej spolegliwego niż prof. Cieszewski – to mógłby się spotkać z zarzutem gołosłowności. Zauważmy to – co warte jest stwierdzenie Berczyńskiego w sytuacji gdy tych zdjęć nie pokazał. Zero. Null. To może być prawda. Ale to może być także kłamstwo. Tak będę właśnie uważał - dopóki nie ujawnią zdjęcia. Moją postawę wzmacnia niewiarygodność twierdzenia Berczyńskiego, to oczywiste. Pytanie wobec tego – dlaczego to Berczyński powiedział, że brzoza stała jeszcze 9-tego, dlaczego świadomie naraża się na zarzut gołosłowności, przecież zdjęć nie ujawniają. Tak, może chodzi o coś takiego – ja to już pisałem też wcześniej. Otóż postawiłem pytanie – dlaczego USA przekazały nam zdjęcie satelitarne z 9 kwietnia? Cóż mogło być na nim takiego interesującego? W miejscu przyszłej katastrofy? W normalnej sytuacji jakieś krzaki? W momencie, kiedy zdjęcia przekazywano (kwiecień-maj 2010 r.) sprawa brzozy nie istniała jeszcze. A jednak zdjęcie zrobiono i uznano za ważne - dlatego nam je przekazano. Ponadto – skoro na tym zdjęciu widać stojącą brzozę – to dlaczego rząd Tuska nie ujawnił zdjęcia? Przecież w ten sposób zamknął by usta krytykom z Zespołu od razu. Mieli przecież duży problem z tą krytyką "pancernej brzozy", przez lata. Wnioskować należy zatem, że zdjęcie zawiera inne niebezpieczne treści dla oficjalnej wersji katastrofy wówczas, za rządów Tuska – a dla nowej odsłony kłamstwa w wersji Light 2.0 obecnie. I jest zupełnie oczywiste co to może być. Kto wie, ale może te „białe plamy” ze zdjęcia z 5 kwietnia dostrzeżone przez Chrisa Cieszewskiego – przepoczwarzyły się już w złom lotniczy? Ujawnienie takiego zdjęcia mówi od razu wszystko. Dlatego Berczyński wolał narazić się koledze z Zespołu, widocznie uważali, że to i tak niska cena za możliwość zamazania bardzo niebezpiecznej dla nich sytuacji w przestrzeni informacyjnej…bo czego się obawiają zapewne….tego, że pojawią się coraz silniejsze zarzuty o ukrywanie zdjęć... widocznie się boją tego, by nie kojarzono właściwego powodu ukrycia zdjęcia z 9 kwietnia.... Zapewne chcieli powiedzieć coś mocno bulwersującego o tych zdjęciach.... coś co kierowało by uwagę na fałszywe tory... . Jak mówiłem niejednokrotnie - przestrzeń informacyjna nie znosi próżni. Musieli coś powiedzieć o zdjęciach - coś, co pozwoliło by bagatelizować powód ich ukrycia, ale takie coś, co było by wystarczająco nośne informacyjnie by wypełnić tą rolę. Brzoza pasuje jak znalazł. Jak długo zatem zamierzają trzymać to zdjęcie w ukryciu? Czy je kiedykolwiek ujawnią? To jest pytanie. Wszystko wskazuje na to, że nie zamierzają ujawniać. Ponieważ wówczas mogło by się okazać, że brzoza to leży jednak – ale leży też coś innego….
Inne tematy w dziale Polityka