To już agonia Niemiec, jakie znaliśmy. Na naszych oczach rodzi się kalifat.
Zaproszenie emigrantów przez Angele Merkel w 2015 roku było formalnym początkiem kryzysu emigracyjnego. Powodem był brak rąk do pracy w RFN.
Fiasko poniesione wówczas (teoretycznie bowiem liczba przyjętych emigrantów socjalnych powinna zaspokoić potrzeby Niemiec na najbliższe 10 lat) najwyraźniej niczego nie nauczyło.
Niemiecki rynek pracy cierpi na brak pracowników. Szef Federalnej Agencji Pracy twierdzi, że braki dotyczą różnych profesji - od pielęgniarek i pielęgniarzy, przez techników klimatyzacji, po logistyków i pracowników naukowych.
O problemach niemieckiego rynku pracy pisze Deutsche Welle, powołując się na wywiad szefa Federalnej Agencji Pracy (BA) Detlefa Scheele z gazetą "Suedddeutsche Zeitung". Jak czytamy, demografia jest dla Niemiec nieubłagana. Liczba potencjalnych pracowników w typowym wieku produkcyjnym zmniejszy się już w tym roku o prawie 150 tys. - W następnych latach będzie to o wiele bardziej dramatyczne - podkreśla Scheele.
- Potrzebujemy 400 tys. imigrantów rocznie. A zatem znacznie więcej niż w poprzednich latach. Od pielęgniarstwa, przez techników klimatyzacji, po logistyków i pracowników naukowych. Wszędzie będzie brakowało wykwalifikowanych pracowników – powiedział szef agencji zatrudnienia.
link:
Jak widać zapotrzebowanie na lekarzy i architektów zostało zaspokojone przez emigrantów z 2015 r. Teraz czeka nas kolejna fala złożona z pielęgniarzy, techników klimatyzacji, logistyków i pracowników naukowych.
W tle natomiast coraz wyraźniej słychać odliczanie...
Inne tematy w dziale Gospodarka