Grzegorz Schetyna, pierwszy zausznik Donalda Tuska, ma jechać do Krakowa, by sprawę Rokity załatwić - jak sam mówi - "na szzceblu organizacji małołpolskiej". Swego czasu, jeszcze jako wrocławski działacz Unii Wolności, wykończył Władysława Frasyniuka. Później walnie przyczynił się do "eksmisji" z PO Zyty Gilowskiej. Teraz zaciera ręce, bo powstala szansa pozbycia się kolejnego polityka większej od niego klasy lub przynajmniej zmarginalizowania jego roli w partii i Klubie Parlamentarnym. Nie sądzę, aby Schetyna przepuścił taką okazję.
Warto przy okazji zauważyć, że powierzenie tego zadania Schetynie to ulubiony manewr Tuska. Po sankcji jaką na Rokitę nałoży - w cichym uzgodnieniu z sekretarzem generalnym Schetyną - macierzysta organizacja Tusk będzie mógł powiedzieć: " Mam czyste ręce, mnie przy tym nie było, ale sami koledzy rozumiecie nie możemy powierzyć Rokicie szefowania Klubem, skoro jego koledzy krakowscy uważają, że postępowanie Rokity mocno nadwyrężyło obraz partii i było zagrożeniem dla interesów PO podczas ostatnich wyborów".
A Rokitę, na szczęście, nie stać na rozstanie się z polityką. Nie może też trzasnąć drzwiami i powiedzieć :- Mam dosyć tych cyrków jakie się robi z moją osobą. Idę do PiS". Może mógłby to zrobić jeszcze pół roku temu. Ale teraz? Po tych absurdalnych oskarżeniach Kaczyńskich, że przykładał rękę do inwigilacji prawicy?
i
Inne tematy w dziale Polityka