To będzie uwaga w nawiązaniu do tekstu Janka Wróbla.
Prymas Jozef Glemp równie bezpardonowo jak media, zaatakował też IPN. Arcybiskupa Stanisława Wielgusa, twierdził prymas w niedzielnej homilii, osądzono na podstawie jakichś świstków, znajdujących się w Instytucie.
Glemp zignorował całkowicie fakt, że opinię o kompromitującej przeszłości arcybiskupa Stanisława Wielgusa wydała komisja kościelna, badająca materiały znalezione w IPN. I to komisja powołana przez samego prymasa Glempa, w której skład weszli zaufani ludzie Episkopatu. Skąd więc ta niechęć do IPN, będąca na pograniczu odrazy?
Bo uświadomił sobie, że ta sterta makulatury oraz magazyn prymitywnych mikrofilmów stanowią bomby z opóźnionym zapłonem, które mogą mocno nadwyrężyć autorytet polskiego Kościoła.
Prymas niedzielną homilią zapisał się w poczet największych wrogów IPN. Przypomina mi – jak to się dziwnie plecie – brutalne, podbarwione zręcznie bezczelną kpiną z Kościoła, ataki na IPN niedawnego senatora SLD Jarzębowskiego. Ten wywodzący się ze skrzydła tzw. betonu eselowskiego, swego czasu aktywny polityk, również widział zagrożenie dla wielu towarzyszy z postkomunistycznej lewicy.
Dlatego, kilka lat temu, podobnie jak dziś prymas Glemp, zamknąłby IPN na kłódkę, a jego pracowników rozpędził na cztery wiatry. To Jarzębowski zaproponował zmniejszenie dotacji z budżetu państwa na IPN. A pieniądze w ten sposób zaoszczędzone przeznaczyć na budowę Świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie. Jak wiemy wymarzonego „dziecka” samego prymasa. Oczywiste jest, że druga część propozycji Jarzębowskiego, była ironicznym atakiem na inną znienawidzoną przez niego instytucję, na Kościół.
Dziś niespodziewanie prymas Glemp idzie w jednym pochodzie z Jarzębowskim. I trzymają ten sam sztandar.
Komentarze