Masajada Masajada
121
BLOG

Ateizm – po prostu brak mi wiary

Masajada Masajada Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Ateizm – po prostu brak mi wiary

Pisanie o ateizmie nie jest proste. Pod tym pojęciem, jak pod wieloma innymi tego typu pojęciami, kryje się całe spektrum znaczeń. W rezultacie nie da się pisać o ateizmie bez uprzedniego uściślenia znaczenia tego terminu. Przez ateizm będę rozumiał pogląd odrzucający istnienie rzeczywistości nadnaturalnej oraz przyznający materii status bytu uprzedniego w stosunku do ducha i informacji. Przez materię rozumiem wszystko to co oddziałuje na nasze zmysły również pośrednio poprzez przyrządy pomiarowe. Takie współczesne pojęcie materii dość znacznie odbiega od potocznego o czym trzeba pamiętać. Tyle powinno nam wystarczyć.

Osobiście odrzucam ateizm. Nie przyjmuję twierdzenia, że ludzkie poznanie wyczerpuje granice istnienia. Przyjmuję zatem istnienie obszaru, którego nasze racjonalne poznanie ze swojej natury nie obejmuje. Ten obszar jest obszarem rzeczywistości nadnaturalnej, którą w kontekście tego tekstu wolę nazwać obszarem pozaracjonalnym. Przyjmuję również, że ów obszar ma istotne znacznie dla kształtu naszego istnienia

Poniżej przedstawiam krótką listę wątpliwości, które nie pozwalają przyjąć mi tak rozumianego ateizmu.

Wątpliwość pierwsza: Zmysły

Kiedy patrzę na ekran dopiero co włączonego komputera to postrzegam liczne ikony rozmieszczone na pulpicie. Czy to co widzę, czyli w tym wypadku ikony na ekranie komputera, jest tym co jest? Zacznijmy od tego, że gdy patrzymy na przedmiot, to do oka nie wpada nam tenże przedmiot tylko odbite od niego (lub wyemitowane przez niego) światło. Światło to reprezentuje ów przedmiot. Ale co oznacza tu słowo „reprezentuje”? Przykładowo pismo reprezentuje mowę. Pismo nie jest mową, lub mówiąc obrazowo swym wyglądem nie przypomina mowy. Ale skutecznie ją reprezentuje, z czego korzystam pisząc ten tekst. Nie zmienia to faktu, że nie dość, że nie wygląda jak mowa, to jeszcze nie jest do końca precyzyjne w reprezentowaniu tej mowy. Pismo coś z mowy gubi ale również coś do niej dodaje. Przykładowo zdanie: „jestem pełen obaw” może zostać wypowiedziane tonem wskazującym na żywiony strach, na zmartwienie, lub też wyrażone w sposób ironiczny. Na piśmie wygląda to jednak tak samo. Dlatego autor scenariusza rozpisując tekst na role, opatruje tenże tekst dodatkowymi komentarzami wyjaśniającymi jak dana kwestia ma być wypowiedziana. Sam tekst pisany jest zubożony o tego typu emocjonalne akcenty. Z drugiej strony w mowie nie wyróżniamy dużej i małej litery, „u” zamkniętego i otwartego. Jak widać tekst ma swoje cechy, które są nieobecne w mowie. Te niedomogi i naddatki są cechą każdej reprezentacji. Ponieważ światło nie jest przedmiotem, który reprezentuje, dotyczy to również reprezentacji świetlnej.

Kiedy światło pada na siatkówkę ulega konwersji na potencjał elektryczny. Następnie przez gęstą siatkę włókien nerwowych sygnał elektryczny podąża w głąb mózgu. To znaczy, że do mózgu nie dociera światło ale sygnał elektryczny, który jest reprezentacją światła dochodzącego do siatkówki oka. Ta reprezentacja jak każda reprezentacja coś dodaje od siebie i coś gubi.

Kiedy patrzę na monitor komputera, na którym piszę ten tekst to nie wiedzę sygnałów elektrycznych buszujących w moim mózgu, ale to co nazywamy wrażeniem wzrokowym. Wrażenie wzrokowe jest efektem pracy mózgu. Coś, co przez analogię do świata komputerów, nazwę „oprogramowaniem” mózgu przekształca burzę sygnałów elektrycznych we wrażenie wzorkowe. Co oznacza, że moje świadome widzenie opiera się na wizualnej reprezentacji owej burzy sygnałów elektrycznych. A reprezentacja jak to reprezentacje coś dodaje od siebie i coś gubi.

Zatem wrażenie wzrokowe jest reprezentacją, reprezentacji, reprezentacji tego, co jak uważam widzę. Na ile takie wielokrotne reprezentacje są wiarygodne. Inaczej mówiąc na ile to co widzę jest tym co jest?

Powiedzmy, że patrzę na żarówkę termiczną (taką klasyczną). Widzę żarzący się skręcony drut żarówki i jej bańkowaty kształt. Czy tak wygląda żarówka naprawdę? Zbliżę teraz do niej rękę i poczuję ciepło. Za poczucie ciepła odpowiadają fale elektromagnetyczne z zakresu podczerwieni, rejestrowane przez wyspecjalizowane receptory rozmieszczone w skórze dłoni. Ale światło widzialne to są również fale elektromagnetyczne i to z bliskiego sąsiedztwa (pod względem długości fali) w stosunku do fal podczerwonych. Co więcej kamery rejestrujące obrazy przenoszone przez fale z zakresu podczerwieni są dziś powszechnie dostępne. Zatem można by również skonstruować oko widzące w podczerwieni. Skąd się zatem bierze różnica w sposobie postrzegania żarówki okiem i dłonią, skoro nie jest to problem natury fal? Oczywiście różnice wynikają z innego typu komórek rejestrujących fale elektromagnetyczne w siatkówce oka i w skórze dłoni, oraz innego „oprogramowania” w mózgu odpowiedzialnego za tworzenie wrażenia tych dwóch wrażeń zmysłowych. Wniosek z tego, że cechy detektora i oprogramowania współdecydują o formie wrażenia. Wrażenie jest kombinacją cech przedmiotu (żarówki) i sposobu jej postrzegania. Tym bardziej pytanie o to, jaka jest prawdziwa żarówka, staje się uzasadnione.

Wspomogę się ponownie analogią komputerową. Przy posługiwaniu się komputerem używamy graficznego interfejsu użytkownika (GUI – Graphic User Interface). GUI to program, którego zadaniem jest reprezentowanie zainstalowanych programów, napędów, katalogów (folderów), plików, etc. W postaci graficznej (ikonek). Piszę pod programem Word. Na pulpicie mam ikonkę Worda. Czy program Word wygląda tak jak jego ikonka (reprezentacja graficzna)? W żadnym razie nie. Na dobrą sprawę nie wiem czy program Word ma wygląd. Czy jego wygląd stanowi kod programu, który nawiasem mówiąc można sformatować na setki sposobów. Czy też jest to wzorzec burzy elektrycznej, która wyzwala się w trzewiach komputerach gdy kliknę ikonkę Worda? Czy też jednak powinienem dać sobie spokój z tym dociekaniem wyglądu programu Word i pogodzić się z tym, że wygląd to tylko kwestia reprezentacji. Skądinąd bardzo użytecznej reprezentacji, gdyż znacznie ułatwia to posługiwaniem się komputerem bez głębszego rozumienia jego działania.

Czy kubek, który towarzyszy mi na biurku ma wygląd? Czy może wygląd jest tylko cechą jego użytecznej reprezentacji wizualnej, położonej przez bliżej nieokreślone procesy w mózgu, na pulpicie mojej świadomości? Powiesz, że posuwam się za daleko? Spójrzmy na sprawę naukowo. Ten miły dla oka jednolity kubek składa się głównie z pustki. Atomy są w nim poutykane rzadko (przeważa pusta przestrzeń). Sam atom jest w zasadzie również pustką tak pustą jak układ słoneczny. W centrum atomu mamy masywne jądro, wokół którego biegają elektrony. Pierwszy z nich znajduje się w odległości około stu tysięcy średnic jądra. Sto tysięcy średnic Słońca to wypada gdzieś między Wenus i Ziemią. Tak przynajmniej wynika z szkolnego modelu atomu. Zgodnie z teorią kwantów mówienie o elektronie jako kulce materii nie ma sensu. Elektron jest czymś rozmazanym, z różną gęstością prawdopodobieństwa zaistnienia w pomiarze, po przestrzeni wokół jądra. Samo jądro ma podobnie bardzo dziwaczną strukturę. Znajdujące się w nim neutrony i protony to raczej nukleony, czyli cząstki, które są i protonem i neutronem, podobnie jak kot Schrodingera, który jest i żywy i martwy. Atom tak czy inaczej nie ma wyglądu, we współczesnej teorii jest reprezentowany przez złożone struktury matematyczne a wszelkie jego wizualne wyobrażenia są przeraźliwie kulawe. Elektrony poszczególnych atomów oddziałują elektrycznie z elektronami innych atomów poprzez wymianę strumieni wirtualnych fotonów, czyli cząstek światła, których z definicji nigdy nie zobaczmy (to już kwantowa teoria pola). Dzięki temu oddziaływaniu mój kubek trzyma się kupy. Kiedy zbliżam do niego moją, przeważanie pustą rękę, to między ręką a kubkiem śmigają chmary wirtualnych fotonów powodujących, że mam wrażenie iż kubek jest twardy i spójny i mogę go chwycić. Tempo przebiegu tych procesów jest miliony i miliardy raz szybsze niż to co dzieje się w układach elektronicznych twojego bardzo szybkiego komputera. A złożoność całej gry jest o niebo większa niż złożoność układów elektronicznych. Myślę, że porównanie wizualnego wrażenia kubka z ikoną programu Word nie jest żadną przesadą. Jest raczej zachowawczą analogią.

Stojąc na gruncie ateizmu muszę przyjąć, że mózg wraz z całym mechanizmem konstrukcji łańcucha reprezentacji działa tak, że w wyczerpujący sposób jestem w stanie ten świat zrozumieć. Zatem moje racjonalne poznanie, które musi być ściśle związane z charakterem tych reprezentacji, powinno być arbitrem rozstrzygającym o tym co jest a czego nie ma. Ściślej rzecz biorąc zasięg tych reprezentacji ma wyznaczać zasięg istnienia. Ale niby dlaczego? Skąd ta dziwna siła ułomnych reprezentacji? Niestety jestem człowiekiem zbyt małej wiary aby to przyjąć. W konsekwencji przyjmuję, że istnieją sprawy, których moje racjo nie obejmie i one stanowią przestrzeń świata pozaracjonalnego.

Wątpliwość druga: Hierarchia

Istnieje wiele rzeczy, których nigdy bym nie spróbował, albo przez to, że budzą w mnie wstręt, albo przez to, że nie są dla mnie strawne, albo przez to, że są szkodliwe lub śmiertelnie niebezpieczne. Nie zmienia to faktu, że przykładowo trujące dla człowieka rośliny są smakowitym posiłkiem dla innych organizmów. Różne organizmy dostosowały się do różnego menu. Jadalność lub nie, nie jest cechą podstawowych struktur naszego świata, atomów, cząstek elementarnych czy pól kwantowych. Aby powstała cecha „jadalność” potrzebna jest odpowiednia duża złożoność biologiczna. W sumie dotyczy to wszystkich cech jakie wokół siebie postrzegamy. Twardość diamentu jest efektem odpowiedniej złożoności. Gdy będziemy dzielić diament na coraz drobniejsze kawałki trafimy w końcu na pojedyncze atomy węgla. Te nie są ani twarde ani miękkie. Można z nich złożyć zarówno strukturę twardego diamentu jak i strukturę miękkiego grafitu. Tylko trzeba odpowiednio dużo atomów węgla ułożyć w odpowiedni sposób i wtedy pojawi się taka cecha jak twardość. Ale i właściwości atomu węgla mają cechy „społeczne”. Atomy jako złożone z neutronów, protonów i elektronów nie mają właściwości tych cząstek, ani te cząstki nie mają właściwości atomów. Dodanie do jądra szlachetnego helu nowego protonu i neutronu i związana z tym rekonfiguracja orbitali elektronowych przerzuca nas do bardzo reaktywnego litu. Nie mniej protony, neutrony i elektrony są ciągle te same.

Dygresja:

Mówiąc o podstawowym poziomie budowy materii będę odwoływał się do poziomu atomów. Dziś mamy poziom cząstek elementarnych opisywanych formalizmem kwantowej teorii pola. W tym obrazie coś co nazywamy cząstką staje się złożoną strukturą matematyczną opisującą byt mający niewiele wspólnego z wyobrażaniem cząstki jako materialnej kulki. Ale chcąc być bliżej czytelnika nie mającego przygotowania fizycznego wolę odwołać się do atomu jako powszechnie rozpoznawanego elementu symbolizującego poziom podstawowy organizacji materii.

Zadajmy zatem pytanie czy na poziomie atomów (jako symbolu poziomu podstawowego) możemy mówić o zmysłowym doznaniu świata, o poznaniu, prawdzie, logice, etc. Otóż nie, nie przypisujemy takich cech atomom (ani polom kwantowym). Poznanie tak jak menu pojawia sią tam, gdzie mamy odpowiednio dużą złożoność biologiczną. Ta złożoność w postaci mózgu produkuje takie pojęcia jak prawda, konstytuuje takie procesy jak poznanie, czy myślenie logiczne. Ale występowanie takich cech czy procesów na poziomie atomów jest konsekwentnie odrzucane. Pomijam tu różne ezoteryczne filozofie, bo mówimy o podejściu ateistów. Sięgając po takie ezoteryczne filozofie odrzucamy ateizm i wychodzimy poza ramy tematyczne tego tekstu.

Podsumowując ateiści proponują taki układ: Przyjmijmy, że teoria ewolucji jest kompletna w opisie rozwoju życia i człowieka. Przyjmijmy, że pojęcie prawdy czy poznania wymaga odpowiednio dużej złożoności układu biologicznego, a na poziome podstawowym nie ma go co szukać. A teraz przyjmij, że wytworzony w procesie ewolucji mózg ludzki opierając się na wtórnych pojęciach (jak prawda, poznanie) wyznacza jakimś cudem granice tego co istnieje, wobec czego przestrzeń pozaracjonalna jest przestrzenią pustą. Niestety, jestem człowiekiem zbyt małej wiary aby to przyjąć. W konsekwencji przyjmuję, że istnieją sprawy, których moje racjo nie obejmie i one wypełniają przestrzeń świata pozaracjonalnego.

Wątpliwość trzecia: Poznawalność

Zasada antropiczna stwierdza, że istnieje ograniczone spektrum możliwych do pomyślenia warunków, przy których może zaistnieć życie w znanej nam formie. Oznacza to, że spośród wszystkich Wszechświatów o różnych prawach i wartościach podstawowych stałych fizycznych, tylko wąska grupa nadaje się do życia. Powstaje pytanie: Dlaczego przy całej założonej (przez ateistów) bezmyślności procesu powstania Wszechświata, powstał właśnie taki, w którym jest życie? Prawdopodobieństwo, że tak się stanie jest dramatycznie małe. Chyba, że przyjmiemy, że powstała niebotyczna liczba Wszechświatów, wśród których ma prawo pojawić się nasz, tak jak to przyjmują różne wersje teorii wielu światów.

Ale Wszechświat, w którym żyjemy ma znacznie silniejszą właściwości niż posiadanie warunków do powstania życia. Ten Wszechświat jest reprezentowalny. To znaczy możliwe są w nim takie struktury jak ludzki mózg, które mogą budować reprezentacje Wszechświata. Pozwala to istotom ludzkim skutecznie kształtować własne środowisko a nawet formułować aroganckie pretensje o nieistnieniu rzeczywistości pozaracjonalnej. Reprezentowalność to cecha wysoce nietrywialna. Z jednej strony sam Wszechświat musi dać się reprezentować, z drugiej strony musi stworzyć warunki by w procesie ślepej ewolucji wytworzył się organ, który z tej cechy potrafi skorzystać.

Osoby odrzucające obszar pozaracjonalny muszą zapostulować jeszcze bardziej osobliwą właściwość naszego Wszechświata. To Wszechświat, który musi dać się reprezentować w wyczerpujący sposób, tak że sprawy, które znajdują się poza zasięgiem takiego tworu jak ludzki mózg nie istnieją. Oczywiście dodatkowo tenże Wszechświat musi jeszcze „umieć” wytworzyć taką strukturę jak ludzki mózg, który tą wyczerpującą poznawalność będzie mógł „skonsumować”.

To tak jakby ktoś chciał mnie namówić do dania wiary w opowieść o osobie, która bazując na metodzie prób i błędów i doboru naturalnego budowała na brzegu oceanu statek oceaniczny. I tak się złożyło, że wyszedł jej wysokiej klasy statek międzygwiezdny. Powiem tylko, że niestety, jestem człowiekiem zbyt małej wiary aby to przyjąć. W konsekwencji przyjmuję, że istnieją sprawy, których moje racjo nie obejmie i one wypełniają przestrzeń świata pozaracjonalnego.

Uwagi dodatkowe.

Przyjmuję, że istnieje duży obszar pozaracjonalny, który może w istotny sposób wpłynąć na moje życie. Niestety, z definicji nie da się on racjonalnie opisać. Trudno jest tu być konsekwentnym, bo jakimś naszym naturalnym odruchem jest próba racjonalnego wytłumaczenia tej pozaracjonalnej rzeczywistości, co jest sprzecznością samą w sobie. Jeżeli istnieje obszar pozaracjonalny to jest on obcy naszemu sposobowi rozumowania i wszelkie próby jego naukowego opisania są nielogiczne. Jeżeli jesteśmy w stanie zracjonalizować (czyli opisać naukowo) to co pozaracjonalne to nie jest to już pozaracjonalne. Jako przykład podam pojęcie wolności. Próba zrozumienia jak działa wolność związana jest z zaproponowaniem jakiegoś mechanizmu deterministycznego, losowego lub mieszanego. Ale zapostulowanie takiego mechanizmu ze swej natury wolność zabija, przez sam swój charakter. Słowem nie mamy w ręku sposobów opisu wolności. Jednak czy ten brak oznacza, że wolności nie ma? Możemy tak twierdzić tylko wtedy, gdy za ostatecznego arbitra uznamy tą część naszego umysłu, która zajmuje się nauką. Ale na jakiej podstawie mamy to uczynić? Dla lepszego zrozumienia posłużę się jeszcze jedną analogią. Przyjmując tzw. aksjomat wyboru, można udowodnić, że istnieje taki podział kuli, na skończoną liczbę części, że z tych części można złożyć dwie takie same kule (paradoks Banacha -Tarskiego). Problem polega na tym, że nigdy nie dowiemy się jak to zrobić. Możemy co najwyżej udowodnić, że taki podział istnieje i na tym koniec. Podobnie możemy podać co najwyżej argumenty za istnieniem wolności, ale nie możemy wskazać jak ona jest możliwa (jak się realizuje).

 Oczywiście można odrzucić aksjomat wyboru (choć jest on bardzo użyteczny), ale to wcale nie oznacza, że przy innym wyborze aksjomatów nie pojawią się inne kłopotliwe twierdzenia. A nie o szczegóły tu chodzi a o idee. Można również odrzucić ważność wszelkich dowodów o istnieniu, które nie mogą być wsparte konstrukcją, ale znowu jest to decyzja arbitralna, która ma dość daleko idące konsekwencja dla sprawności działania w matematyce.

 Nie chcę też zaczynać nie kończącej się dyskusji o wolności. Nie jest ważne w tym momencie czy istnieje czy nie. Wolność jest wygodnym przykładem czegoś, co jeżeli jest, to zawsze będzie umykało mechanice naszego naukowego rozumu. Ale samo takie umykanie nie jest wystarczającym argumentem za jej nieistnieniem chyba że przyjmiemy założenie że racjo wyczerpuje świat. Ja takiego założenia nie przyjmuję.

 Mam też uwagę natury historycznej, dość luźną bo nie chcę się nadmiernie rozpisywać. Wzrost popularności ateizmu jest zjawiskiem świeżej daty. Jego źródeł należy szukać w osiągnięciach nauki po XVI wieku. Pod koniec wieku XVIII pojawiają się już wpływowe grupy nastawione antyreligijnie. W czasie rewolucji francuskiej mamy pierwsze wspierane przez silny ruch społeczny świątynie rozumu. Rozum staje się ostatecznym autorytetem wytyczającym również granice tego co istnieje. Rewolucja Francuska upada (jeszcze wcześniej upada kult rozumu), ale ruch wspierający ateizm rośnie w siłę. W końcu pojawia się filozofia, na której można oprzeć ateistyczne w swym założeniu państwo, jest nią Marksizm. Marksiści realizują swój projekt polityczny w krajach komunistycznych głównie w Europie i Azji. W niektórych z nich polityka rugowania religii przybiera zdecydowany charakter. Jak wiemy, ten wielki eksperyment polityczny upada. Niemniej, w działaniach państw komunistycznych, mieliśmy pierwszy zakrojony na tak szeroką skalę program ateizacji społeczeństwa. Było to możliwe dzięki tryumfowi, w swej naturze materialistycznej fizyki Newtona, oraz związanemu z tym szerszemu programowi mechanistycznego opisu rzeczywistości.

 Jednak zanim pojawiły się pierwsze marksistowskie państwa, mechanistyczna koncepcja rzeczywistości doznała pierwszych poważnych wstrząsów za sprawą pojawienia się teorii polowej jaką jest elektrodynamika. Potem było już tylko gorzej. Sformułowana w latach dwudziestych XX wieku tzw. nowa mechanika kwantowa znaczenie utrudniła życie materialistom. W latach trzydziestych XX wieku uprawianie teorii kwantów na terenie ZSRR mogło się skończyć zesłaniem do łagru. Sukcesów nowej teorii na Zachodzie nie dało się jednak ignorować i teoretycy materializmu zaczęli „wyjaśniać” radzieckim fizykom dlaczego mechanika kwantowa nie zagraża materializmowi. Materię zaczęto pojmować w coraz bardziej efemeryczny i ogólny sposób. Podsumowując, za triumfem ateizmu stoi sukces teorii mechanistycznej, który ze swej natury nie sprzyja obecności elementów nadprzyrodzonych (pozaracjonalnych). Mówiąc obrazowo w mechanizmie zegarka nie ma miejsca na takie elementy. Ale czas mechanistycznych teorii się skończył. Rzeczywistość wyłaniająca się teorii kwantów okazała się tak inna, tak obca naszym wszelkim dotychczasowym nawykom myślowym, że nawet zraziło to do niej wielu jej twórców. Kwanty przetrwały jednak tą niechęć „ojców” i mają się coraz lepiej przysparzając nam coraz więcej powodów do konsternacji. Nowy świat stał się czymś znacznie dziwniejszym niż mechanizm zegarka i zaczął być miejscem sprzyjającym obecności elementów pozaracjonalnych. Znacznie łatwiej jest więc je przywoływać, co też się dzieje, przy ogólnym utyskiwaniu konserwatywnie nastawionej części świata akademickiego.

Istnieje jeszcze jeden aspekt tej całej historii. Materia powoli znika z centrum uwagi przeciętnego Kowalskiego. W jej miejsce coraz dynamicznej wchodzi pojęcie informacji. Kolejne pokolenia uczniów w coraz mniejszym stopniu widzą świat przez pryzmat dominacji czynnika materialnego na rzecz pojęcia informacji. Dziś młodzież jeżeli chodzi z głową w chmurach to jest to chmura przechowująca informację porozrzucaną w sieci. Młodym ludziom powoli zamazuje się granica między tym co rzeczywiste a tym co wirtualne. Oba składniki zaczynają się zlewać w ludzkiej świadomości i tworzyć nowe środowisko do ludzkich działań. Stajemy się powoli świadomi działania tysięcy algorytmów, które w coraz większym zakresie, sterują naszym życiem. Przy takim rozwoju technologii cyfrowych uznamy w końcu, że to informacja dominuje nad materią, tak jak rozwój nauki skłonił nas wcześniej do zawierzenia mechanice i materii. Fizyka również odczuwa skrzywienie w kierunku teorii informacji. Pojęcie informacji stało się jej istotnym składnikiem. Pojawiają się koncepcje (ciągle mniejszościowe), które w informacji widzą podstawowy składnik Wszechświata (np. traktują Wszechświat jak wielki komputer kwantowy). Pojęcie informacji rośnie w siłę w naukach biologicznych. Organizmy żywe zaczynamy rozumieć jako pochodne w stosunku do informacji zapisanej w układzie dziedziczenia. Coraz większe znaczenie ma bioinformatyka. Ta szybko narastająca fala informacji w naszym życiu może spowodować, że kolejne pokolenia zaczną traktować informacje jako coś podstawowego gubiąc z oczu pojęcie materii. W oczach przyszłego przeciętnego Kowalskiego świat stanie się system informatycznym a nie mechanistycznym, jak to ma jeszcze miejsce dzisiaj. W takim świecie, w przeciwieństwie do świata zegarka, rzeczywistości pozaracjonalna łatwo może się stać jego naturalnym składnikiem. A fakt, że ludzkie racjo jest wiarygodne nie będzie wymagał karkołomnych wyjaśnień. Świat oparty o informację będzie w naturalny sposób poznawalny a ludzki umysł będzie tą jego cechę wykorzystywał. Coś podobnego miało miejsce w greckiej filozofii, gdzie dominowało pojęcie Logosu.

W ten sposób przeminie ta krótka, a osobliwa epoka w ludzkiej historii, w której to ludzie uczynili świat ofiarą bezmyślnego przypadku, tylko po to by oddać boską cześć własnemu rozumowi.


Masajada
O mnie Masajada

Pracuję jako fizyk (badania i nauczanie), a przy okazji zajmuję się historią idei

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo