Joanna Lichocka Joanna Lichocka
244
BLOG

Dług wobec Polonii

Joanna Lichocka Joanna Lichocka Polityka Obserwuj notkę 69

Zgłaszając projekt zmian w ordynacji wyborczej PiS realizuje zaprezentowany kilka miesięcy temu oficjalnie program dla Polonii. Przedstawił go we wrześniu w wypełnionym po brzegi kościele w Chicago premier Jarosław Kaczyński. Byłam tam i widziałam. Te propozycje, jak i to, że Kaczyński był pierwszym od dwunastu lat urzędującym premierem, który znalazł czas na spotkanie z tamtejszą Polonią, były przyjęte owacją na stojąco. Nic dziwnego – dotąd polskie rządy wobec Polonii były raczej odwrócone plecami. Tolerowano ze spokojem na przykład takie absurdy jak ten, że Polonusi owszem mogą głosować w wyborach prezydenckich, ale… tylko w pierwszej turze. Że jeśli chcą kształcić swoje dzieci w Polsce, to gdy zrzekli się obywatelstwa, muszą płacić bajońskie sumy za studia w Polsce jakby nigdy ich nic z macierzą nie łączyło. Że jeśli zrzekli się polskiego obywatelstwa i przyjęli nowe, muszą ubiegać się o polską wizę. Szef rządu wtedy w Chicago obiecał wprowadzenie podwójnego obywatelstwa, oraz Karty Polaka głównie dla Polonii na wschodzie. A także zmiany w ordynacji wyborczej, które umożliwią Polakom głosowanie korespondencyjnie, także w drugiej turze wyborów prezydenckich i, co najważniejsze stworzenie specjalnego dla Polonii obwodu wyborczego. I wydawać by się może mogło, że to niepotrzebny gest w obliczu znikomej grupy Polaków biorących dotąd udział w wyborach. Nic bardziej mylnego. Jesteśmy narodem szeroko rozsianym po świecie i wedle różnych szacunków nawet kilkanaście milionów Polaków żyje za granicą. W Chicago i okolicach ma ich być milion. Utworzenie dla nich okręgu wyborczego dla wyboru własnych, zaledwie dwóch posłów i jednego senatora, to nie tylko umożliwienie im reprezentacji w polskim sejmie własnych interesów, ale też upodmiotowienie i dowartościowanie Polaków-emigrantów. Wydaje się, że dzięki temu więcej z nich będzie mogło i chciało angażować się w sprawy polskie. I może ktoś cynicznie zauważyć, że skoro oni już w Ameryce, Australii czy w Wielkiej Brytanii to nic im do tego, co się dzieje w Polsce. Że jak pisze obok Bartek Węglarczyk, jeśli odprowadzają podatki do budżetów innych państw, to nic im do tego, jaki kształt budżetu ma Polska. Nie wydaje mi się, by był to argument uczciwy. Doprawdy dwóch posłów i jeden senator nie są siłą, która decyduje ostatecznie o kształcie budżetu, choć wiem oczywiście, że niejedna poprawka przechodzi w sejmie różnicą jednego lub dwóch głosów. Nie wydaje mi się jednak, by można było mówić, że te dwa głosy w sejmie poprzestawiają nam ustawę budżetową do góry nogami wedle na przykład kaprysu Polonusów z Australii. Argument Węglarczyka jest niestety nieco podobny do tych - i niech mi Bartek wybaczy to porównanie - które lubiła używać peerelowska propaganda, wobec emigrantów, którzy rezygnowali z obywatelstwa, chcąc przyjąć nowe: oni już Polakami nie są, wyrzekli się...   A chyba jednak chcemy, by polscy emigranci czuli silny związek z krajem. By zwłaszcza ci z ostatniej fali emigracji nie czuli się w swych polskich prawach obywatelskich wykluczeni i żeby kiedyś do kraju wrócili. Ale też jest jeszcze jedna rzecz, niezmiernie moim zdaniem w tej sprawie istotna – to elementarne poczucie przyzwoitości. Pamiętamy przecież, jak w czasach podziemnej Solidarności to od polskiej Emigracji opozycja dostawała największą pomoc, że bez Polonii nie byłoby często ani wsparcia finansowego ani politycznego dla dążeń niepodległościowych nas tutaj nad Wisłą. Ów okręg wyborczy, wprowadzenie podwójnego obywatelstwa, a co za tym idzie zniesienie wiz i możliwości taniego studiowania w Polsce to tylko drobny rewanż. Miejmy nadzieję, że po zmianach w ordynacji rząd Kaczyńskiego będzie umiał dotrzymać obietnic składanych w polskim kościele w Chicago także w tych innych sprawach.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (69)

Inne tematy w dziale Polityka