Projekt Canva: Jolanta Łaba
Projekt Canva: Jolanta Łaba
Jorlanda Jorlanda
54
BLOG

Medytacje szarodzienne o Babci

Jorlanda Jorlanda Rozmaitości Obserwuj notkę 2

15 maja – imieniny Zofii. Pierwszy taki rok, kiedy nie prześlę mojej babci kartki z życzeniami.

Babcia Zosia była dzielna, niezniszczalna, nieśmiertelna. Rocznik odpowiedni. Materiał zza Buga. Poznali się z dziadkiem w dramatycznych okolicznościach, z tego co mi mówiono – w obozie pracy na terenie obecnych Niemiec. Do legendy i półmitu przeszły opowieści o ich ucieczce, wędrówce i życiu wędrowca oraz finalnie – o osiedleniu na terenach Dolnego Śląska.
Skaut życiowy, zwiadowca z konieczności, dzielna żona i matka, babcia i prababcia, człowiek niebywale silny i zdeterminowany. Żyła prawie 100 lat.

Kiedy byłam dzieckiem, odwiedzaliśmy babcię regularnie. Poznawałam wtedy moją liczną rodzinę. Rodzice mają po kilkoro rodzeństwa, więc kuzynów mam też bez liku. Większość z nich spotykałam zawsze w domu babci – do dziś łączą nas ciepłe więzi i wspomnienia. Wszystkie krążą wokół babci Zosi i jej domu w wielkim tajemniczym ogrodem.
W ogrodzie naszego dzieciństwa było pełno czarów.

Rok temu, kiedy odwiedzałam rodziców na Pomorzu, w środku nocy zadzwonił telefon. Kilka dni później moje życie zostało zatrzymane, aby ten jeden raz naprawdę rzucić wszystko i odkładane przez lata wizyty na Dolnym Śląsku sfinalizować – niestety już za późno. Jechałam z rodzicami na pogrzeb babci.
W kościele na mszy i wokół grobu zebrała się niemal kompletnie cała rodzina. Pierwszy raz widziałam wszystkich moich kuzynów i kuzynku, ciocie i wujków bez wyjątku. Wszystkie spory i niesnaski rodzinne zawisły w powietrzu z powodu pożegnania z ostatnią przedstawicielką tego pokolenia w naszej rodzinie.
Odnowiliśmy kontakty, każdy podzielił się nie tylko kawałkiem chleba, ale też „tym co słychać”. Nasze więzi okazały się nadal silne i nadal prawdziwe. Było nie tylko poważnie, ale też jakoś tak dziwnie radośnie, kiedy po latach patrzyliśmy na siebie dziwiąc się jak to się stało, że już nie jesteśmy dziećmi. Pomyśleliśmy wszyscy niemal jednocześnie, że ona nas tu zebrała i nie możemy znów na kilkanaście lat tak po prostu zniknąć z tego skrzyżowania naszych życiowych dróg na małym wiejskim cmentarzu.

Rok później siedzę na Mazowszu, o świcie i patrzę na zachmurzone niebo. Zza chmur powoli wychodzi słońce, przypomina mi wschód słońca w tej wsi. Nazajutrz po pogrzebie wstałam o świcie i powędrowałam, jak kiedyś przed laty po polach i łąkach nad rzeką. Zmokły mi nogi, bo weszłam w wysokie trawy skąpane w rosie.
Dlaczego? Spotkałam wielkiego zająca, który krążył dookoła mnie przez cały czas, kiedy szłam powoli wzdłuż torów do stacji. Dziwne – pomyślałam – nasze rodowe nazwisko to Zając. Kto to jest ten futrzak, który mi towarzyszy w tej moje pożegnalnej medytacji na łąkach? Szłam za nim jak we śnie. A on w końcu wskoczył w krzaki i zniknął razem z poranną mgłą.

Odruchowo włączył mi się instynkt nadprzyrodzony, instynkt przodków, którzy w zwyczajnych zdarzeniach widzieli ślad Boga i znaki z niebios. Zwykły zając siedział na mojej drodze i patrzył. Nie uciekał przez chwilę, odskoczył dopiero, gdy ruszyłam w drogę za nim. Indianie mówią, że zając to symbol mądrości i sprytu. Nasi słowiańscy przodkowie Lechici uznawali go za symbol wolności.

Tak, trzeba iść dalej. Podtrzymać więzi, dzwonić do siebie częściej, rozmawiać, może wykorzystać media i komunikatory. Mam wspaniałą wielką rodzinę.
I tak zrobiliśmy. Moje kuzynki i kuzyni rozsiani po całym świecie i ja też jesteśmy młodymi (no już nie tak bardzo młodymi) kwiatkami z ogrodu naszej babci. A nasze dzieci kontynuują dziedzictwo.

Ogarniam moją rodzinę wspomnieniami z ogrodu dzieciństwa. I wiem, że nawet tak zapuszczony i coraz bardziej zapominany będzie miał w środku drogę , z wielkim mądrym zającem, który będzie tam siedział i patrzył pytająco: „Idziesz dalej czy boisz się rosy?”

P.S. Piosenka od kuzyna, codziennie nam coś przesyła.


Jorlanda
O mnie Jorlanda

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości