Jolanta Łaba
Jolanta Łaba
Jorlanda Jorlanda
162
BLOG

Refleksja o patriotyzmie codziennym

Jorlanda Jorlanda Patriotyzm Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Dawno nie czułam takiego nasycenia przeżywaniem Dnia Niepodległości.

Zazwyczaj edukacja patriotyczna człowieka kończy się na ostatnich dniach szkolnego roku klasy maturalnej. Może studenci kierunków humanistycznych czasami przechodzą na wyższy poziom wiedzy i praktyki w tej kwestii. Dobrą szkołą uzupełniającą jest harcerstwo i może też formacja religijna, o ile jest dobrze prowadzona.

Ale niestety zazwyczaj w rodzinach nie widać patriotycznego ducha.

Tak mi się wydawało.

Miniony weekend pokazał mi, że jest jednak lepiej niż mi się wydawało.

W piątek 11 listopada obudziłam się z bólem głowy. Nie chciało mi się nic, jak to się mówi. Jedynym moim marzeniem było bliższe zaprzyjaźnienie się z drugą kołdrą i z kubkiem gorącej herbaty z cytryną i imbirem.

Niestety miałam w pamięci, iż umówiłam się z ciocią M. i z moimi dziećmi na uczestnictwo w Biegu Niepodległości i w pikniku patriotycznym w parku miejskim. 

Dzieci zazwyczaj zapominają o naszych planach. Tym razem nie dały mi szansy wykręcenia się z obietnicy. Nieważne, że dwoje właśnie skończyło chorowanie, że śnieg padał i pod nogami zapowiadała się mokra breja. W dodatku zimna i wsiąkająca nawet w goretex. Jak nigdy nie chciały czapek i szalików zakładać, teraz włożyły na siebie wszystko, co trzeba. Córka na spodnie obowiązkową spódniczkę z tiulu oczywiście, ale jednak spodnie też.

Trudno - westchnęłam - my naród piastowy, twardy i zdrowy. Łyknęłam wspomaganie w postaci zwiększonej dawki witaminy C, środków przeciwgorączkowych i ruszyłam nieco wściekła na patriotyczne obchody. Dzieci i ciocia M. mężnie zniosły burzę moich nastrojów. Naprawdę im zależało.

Pobiegłam 100 m z czterolatką. Przybiegłyśmy przedostatnie chyba. Mała sama przybiegłaby szybciej. Ale koniecznie chciała ze mną za rękę. Wygrałyśmy medal. Piękny. Mała była przeszczęśliwa.

Potem pobiegli chłopcy. Sześciolatek i ośmiolatek. Młody pognał jak strzała. Ledwo go zauważyłam. Starszy biegł wolniej, generalnie bardziej metodycznie. Pod koniec prawie się poddał, ale miałam na tę okazję garść biało-czerwonych chorągiewek i wiatraczków i głośne: Dawaj, nie poddawaj się, biegniemy, idziemy - byle do końca!!! To wystarczyło, żeby ruszył z nową energią po swój medal przy mecie.

Dodatkowo wszyscy uczestnicy biegu dostali w prezencie po talerzu grochówki sponsorowanej przez miasto. W domu moi milusińscy niegdy nie ruszyli nawet łyżki w grochówce. Tutaj zjedli do dna. W sumie była to bardzo dobrze przygotowana zupa. Przypomniała mi czasy moich obozów harcerskich, pikników militarnych i biwaków różnego rodzaju, na których grochowa była zupą nr 1.

Wróciliśmy do domu zmęczeni, zmarznięci, w przemoczonych butach, bez czucia w palcach rąk i nóg. Ale szliśmy. Dzielnie do końca sami na własnych nogach.

Pomyślałam, że to zapamiętają. Nie tylko bieg, medale, zupę i watę cukrową, które często towarzyszą uroczystościom patriotycznym. Zapamiętają trud i wygraną mimo kłopotów z aurą.

Wiczorem jeszcze słuchaliśmy piosenek starych i nowych o Polsce. A mnie ciocia M. zmotywowała jeszcze do kolejnej wycieczki na koncert patriotyczny. Początkowo zaproponowano nam szok nowoczesnego podejścia do niepodległości, aż mnie zęby rozbolały w pewnym momencie. Ale na szczęście spektakl uratowała końcowa pointa. Brawo dla aktorów świetnie sterujących emocjami widzów! Słysząc pieśń "Legiony" i słowa "My pierwsza brygada, strzelecka gromada, na stos rzuciliśmy nasz życia los..." nie powstrzymałam łez. Ludzie wstali z foteli i śpiewali. I płakali.

Od dawna nie czułam takiej więzi z obcymi ludźmi, z moim narodem. Zawsze wydawało mi się, że to można czuć tylko w rodzinie, w gronie instruktorów harcerskich, w gronie najbliższych przyjaciół o podobnym kierunku światopoglądowym, w kościele, pod pomnikami ... A tutaj niespodzianka. Na sali zapanował duch jednej Polski.

Potem burmistrz miasta i dyrektor domu kultury zaprosili widzów na tort polski i kieliszek szampana/herbatę/kawę do wyboru. 

Całość w otoczeniu prac dość znanego artysty. Ludzie naprawdę się cieszyli, radowali, widać było, że z przyjemnością spędzają czas w tym miejscu.

Stanęłam sobie z brzegu, obok polskiej flagi z tym tortem i herbatą. Obserwowałam ludzi. Próbowałam sobie wyobrazić pośród nas żołnierzy, którzy polegli, aby nasz kraj mógł uzyskać niepodległość. Wyobraziłam sobie Marszałka Piłsudskiego, który wkracza do sali i prosi o kawałek tortu, dziękując organizatorm za pamięć o tych dniach. Czy ktoś by go poznał? Wyobraziłam sobie ludzi - matki, dzieci, ojców, dziadków i babcie, którzy w 1918 roku na wieść o uzyskaniu wolności czuli radość, niepewość, radość, niedowierzanie, radość i ... nie wiem, czy jestem w stanie sobie wyobrazić do końca, co mogli czuć Polacy w tamtych dniach. Wznieśliśmy za nich toast. Warto pamiętać.

*

Kolejne dni były spokojne. W niedzielę nasze przedszkolaki jeszcze miały uczestniczyć w przedstawieniu o tematyce patriotycznej. Odbyło się w kościele po Mszy Św. Dzieci przebrane za krakowianki i ułanów w towarzystwie świetnie ucharakteryzowanego Marszałka Piłsudskiego (zdjęcie projektu munduru powyżej) śpiewały znane pieśni i deklamowały wzruszające wiersze.

Widziałam, że niektórzy ocierali łzy wzruszenia. Zapewne nie tylko z powodu rozkosznych starań dzieci, ale też właśnie z powodu treści przedstawienia. To było niezwykłe doznanie, mimo że już trzeci rok słyszę w sumie wciąż te same teksty i pieśni.

I zastanawiam się, co nam pomaga w zachowaniu wrażliwości na treść takich rocznic jak 11 listopada. Wiedza na pewno. Ale może też fakt, że społeczeństwo kultywuje pewne tradycje. Że społeczności - rodzinne, szkolne, przedszkolne, sąsiedzkie, wiejskie, miejskie - wszelakie - robią coś razem w imię pamięci o ludziach. O tych, którzy dawno dawno temu za górami za lasami żyli i walczyli. Wierząc, że Polska będzie kiedyś wyzwolona od zaborców i okupantów. Że każdy będzie mógł wywiesić polską flagę na swoim oknie, na każdej latarni i w każdym godnym tego miejscu. Wierząc, że Polska zawsze już będzie wolna.

Wolna.

Tyle, że potem człowiek wraca po takich wzruszeniach do domu. Otwiera komputer, czyta wiadomości, ogląda profile znajomych na portalach społecznościowych, słucha radio, ogląda telewizję - i sam już nie wie. Czy Polska jest wolna? Do czego ta wolność w Polsce jest potrzebna? Dlaczego jest potrzebna? Czy dobrze ją rozumiemy? Czy etycznie z niej korzystamy?

I co ja - obywatel tego kraju - robię z tą wolnością?

Oto są pytania...

Jorlanda
O mnie Jorlanda

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo