jurekw jurekw
78
BLOG

Efekt motyla, czyli political fiction

jurekw jurekw Polityka Obserwuj notkę 1
Dzień Dobry Państwu. Dziś mamy piątek 1 czerwca 2035 roku. To wyjątkowa data w historii Polski. Dziesiąta rocznica wyborów z roku 2025. Z tej okazji gościmy w naszym studiu Pana Prezydenta.

Polskie Radio (PR): Mija 10 lat od czasu, gdy Polska dokonała wyboru drogi europejskiej, przekreślając dawniejsze dążenia do suwerenności. Jak Pan z perspektywy czasu ocenia to, co się później wydarzyło?

Prezydent (P): Mam dwie refleksje. Pierwsza dotyczy powagi naszych działań. Przypominam, że zwycięstwo sił, które wówczas (nie wiedzieć czemu) nazywały się „demokratycznymi” było naprawdę minimalne, a konsekwencje tego niebotyczne. To nie wszystko. Przy tak małej różnicy głosów rośnie znaczenie poszczególnych czynów i zdarzeń mających wpływ na wyniki. Nie mówię o działaniach partii politycznych, jak jednoznaczny wybór PSL, brak refleksji po przegranej PiS w 2023 roku, czy brak jednoznacznego stanowiska Konfederatów. To ustawiło scenę polityczną i doprowadziło do sytuacji równowagi. Mówię o sprawach z pozoru drobnych. Takich, jak wciąganie czegoś do nosa w czasie debaty przez ówczesnego kandydata prawicy. Jak głosy młodzieży oburzonej, że przecież „PiS PO to jedno zło”, jak upowszechnianie obrzydliwych memów finansowanych po części zza granicy. To były te małe ziarenka, które przeważyły….. Trudno powiedzieć jaki to miało wpływ na obserwowany później wzrost odpowiedzialności za słowa i czyny. Być może to był bardziej ogólny trend „dorastania” internetu, w który myśmy się wpisali. Warto to jednak zauważyć.
Druga refleksja dotyczy tragiczności naszych dziejów. Ogrom ludzkich tragedii jest w dużym stopniu zdeterminowany przez dziejowe mechanizmy. Rezygnacja z kształtowania naszych dziejów dla dobra obywateli Rzeczpospolitej to droga ku rozpaczy - jak u Dostojewskiego. Na szczęście Polacy nie ulegli rozpaczy i jednak nadal tli się w nich nadzieja.

PR: Przecież powszechnym jest przekonanie, że dojście do władzy Pana i kształtowanie się formacji politycznych, które Pana popierają, to wyraz buntu, a nie nadziei na zmianę.

P: Nawet jeśli tak, to proszę zauważyć, że głęboki brak nadziei pozbawia człowieka nawet skłonności do buntu. Z drugiej strony to nie jest bezmyślny bunt przeciw wszystkiemu. Przecież to jest bunt przeciw zniewoleniu. Gdyby udało się stworzyć system bez alternatywy – taki bunt byłby niemożliwy. Wtedy rzeczywiście pozostałoby ludziom pogodzić się z losem niewolnika, lub ginąć w rozpaczy. To byłby bunt destrukcyjny. Jednak w Polsce pozostały zręby polskiej kultury przesiąkniętej chrześcijańską tradycją. Jak widać – przetrwaliśmy próby zniszczenia tej opoki i uzyskaliśmy szansę na odbudowę….

PR: Nie boi się Pan, że powtarza się historia znanych w naszych dziejach zrywów – począwszy od Insurekcji Kościuszkowskiej, które szlachetne w swych zamiarach zawsze prowadziły do jeszcze większego upadku?

P: To z pozoru proste pytanie kryje w sobie wiele fundamentalnych kwestii. Najprostszą jest odpowiedź na pytanie, czy mam w sobie wystarczająco dużo męstwa, by z pełną świadomością przyjąć konsekwencje naszych działań. Gdyby nie przekonanie, że takie zdolności posiadam (zarówno moje, jak i tych, dzięki którym się tu znalazłem) – nie byłoby mnie tutaj. Drugą kwestią jest spojrzenie na nasze dzieje z biblijnej perspektywy. Rządy Donalda Tuska można interpretować jako słuszna kara za to, co działo się w Polsce przed 2023 rokiem. Półtora roku wydawało się wystarczającym okresem „smuty”. Jednak nie doprowadziło to do zasadniczych zmian. Proszę popatrzeć na rok 1920. Wtedy zjednoczenie wokół idei ratowania Polski było o wiele silniejsze, niż w roku 2025. W roku 2025 mogliśmy utrzymać trend szybkiego wzrostu znaczenia i siły kraju. Wystarczyło bardzo niewiele drobnych działań. Teraz mamy sytuację o wiele bardziej tragiczną i istnieje ryzyko, że zamiast powstrzymania upadku, przyspieszymy go swoimi działaniami. Dlatego potrzebna jest z jednej strony rozwaga, a z drugiej męstwo. Gotowość poświęcenia wszystkiego.

PR: Czy Pan trochę nie dramatyzuje? Nie zanosi się przecież (przynajmniej na razie) na obcą interwencję wojskową. Czym ryzykujemy?

P: Główne systemy państwa zostały oddane pod obcą kontrolę. Poziom tej kontroli jest tak duży, że pomimo ciągłego wzrostu technologicznego nadal zdecydowana większość ludzi jest utrzymywana w sytuacji walki o przetrwanie i świadomości, że to przetrwanie nie jest możliwe bez hojnego wsparcia z zewnątrz. Zmniejszanie tego wsparcia może być sposobem na to, by ludziom raz na zawsze odechciało się buntu. Stąd tak wielkie ryzyko. Jednak nie jesteśmy bezradni – nasza determinacja musi być na tyle duża, by udało się odwrócić wektor ryzyka.

PR: Co to konkretnie znaczy.

P: Wytworzenie przekonania, że w wypadku ataku ryzyko strat po drugiej stronie jest co najmniej tak samo duże.

PR: Jak to sobie Pan wyobraża. Przecież my nie mamy kontroli nad systemami o których Pan wspominał.

P: To nie jest Matrix. Istnieje życie poza nimi. Udowodnienie tego jest śmiertelnym zagrożeniem dla utrzymania powszechnej kontroli. Poza tym polska armia nadal pozostaje pod naszą kontrolą.

PR: Chyba nie mamy tego rozumieć jako groźby użycia sił militarnych?

P: Dlaczego mielibyśmy to wykluczyć? W roku 2025 nie tylko w Polsce doszło do zasadniczych zmian. Wojna na Ukrainie to był punkt zwrotny historii. Do roku 2025 uważano, że działania Rosji są nieakceptowalne i ich powstrzymanie warunkuje powrót do ładu umożliwiającego rozwój państw dobrobytu. Donald Trump przestał jednak żywić się mrzonkami i uznał, że argument siły jakiego używa Rosja może wrócić do arsenału instrumentów w polityce zagranicznej. Od tamtej pory nie ma sensu rozważać słuszności użycia armii, ale skuteczność takich ewentualnych działań.

PR: Wziąłby Pan na sumienie ofiary takich działań?

P: Ja to widzę trochę inaczej. Czy zabicie wroga w walce obciąża sumienie żołnierza? Moim zdaniem nie. Trudniejszą sytuację mają dowódcy, którzy decydują o ludzkim losie. Jednak także oni są zdeterminowani sytuacją w jakiej się znajdują. Dotyczy to także naczelnego wodza, który mierzy się ze skutkami wydarzeń z roku 2025. Paradoksem może być to, że wielu z ludzi, którzy w 2025 roku przyczynili się do obecnej, tragicznej sytuacji, a teraz może za to zapłacić życiem.

PR: Ma Pan na myśli obronę przed obcą interwencją zbrojną, czy też nie wyklucza Pan działań ofensywnych.

P: Niczego nie możemy wykluczyć. Wprawdzie polska konstytucja nie pozwala na działania zaczepne, ale w nowoczesnej wojnie bardzo się rozmyła granica między działaniami militarnymi i cywilnymi środkami ofensywnymi. Dlatego nie można wykluczyć podjęcia działań militarnych w odpowiedzi na przykład na atak na system finansowy.

PR: Krążą słuchy o przygotowanym trybunale, który miałby rozliczyć zdrajców. Czy nie obawia się Pan, że to mogłoby być pretekstem do obcej interwencji?

P: Nie tylko się obawiam, ale bierzemy pod uwagę taką interwencję. Na przykład poprzez zmianę Kodeksu Karnego. Za zdradę będzie można orzec dożywotnie więzienie, albo karę śmierci wykonywaną w przypadku ataku państw na rzecz których zdrajca działał.

PR: Przecież to jest działanie prawa wstecz!

P: To nie jest niczym nowym w polskim porządku prawnym. W latach 90-tych zmieniono okresy przedawnienia dla przestępstw nie ściganych wcześniej ze względów politycznych. Nikt nie oponował. Zdrada także nie była dotąd ścigana ze względów politycznych.

PR: Tak – ale tu mamy zmiany wyroków, a nie jedynie okresów przedawnienia.

P: Podany przykład to jedna z wielu fundamentalnych zasad, które zostały podeptane, gdy wpływowym ludziom to pasowało….

PR: Sądzi Pan, że sędziowie w swej niezależności, będą orzekać takie wyroki?

P: O to się nie martwię. Wprowadzanie sztucznej inteligencji pozwala na dużą redukcję zatrudnienia w sądach. To naturalny proces ich oczyszczania. Wpływ osób skrzywdzonych przez rządy Tuska stale się zwiększa. Możliwość osądzenia przez nich swoich prześladowców to swoisty wyraz dziejowej sprawiedliwości.

PR: Skoro mowa o celi śmierci – to chyba znak, że polska nienawiść doszła do kresu?

P: Nie. Po pierwsze naszą motywacją nie jest nienawiść, tylko postawienie kresu tolerancji dla zdrady. Po drugie – sądzę, że porażka oznacza dla mnie i moich współpracowników pluton egzekucyjny. I to będzie kres. Przy milczącej aprobacie państw zachodu – to tak a’propos fundamentalnych zasad, wyznawanych przez te tak zwane europejskie „elity”.

PR: Życzę Panu i nam wszystkim, żeby jednak te czarne scenariusze się nie spełniły. Dziękuję za rozmowę.

P: Dziękuję.

jurekw
O mnie jurekw

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka