Był pamiętny rok 1989. W maju urodził mi się syn, a w czerwcu komuna przegrała wybory. Później nastąpiła lawina historycznych zdarzeń, które zaważyły na naszej przeszłości. Walił się berliński mur, a w Polsce powstał pierwszy niekomunistyczny rząd. Rumuni zabili swoje „słońce Karpat”. Ale wydarzenie, które mną najbardziej wstrząsnęło miało miejsce przed świętami Bożego Narodzenia. Zrządzenie losy sprawiło, że byłem wówczas w Monachium. Poszedłem w niedzielę do kościoła, w którym odprawiano mszę po polsku. Po mszy rozdają 'bibułę'. Wziąłem jeden egzemplarz, by dowiedzieć co się w świecie dzieje (ja po niemiecku ani słowa – więc czułem potworny brak informacji). I właśnie to co przeczytałem tak mną wstrząsnęło. Nie pamiętam szczegółów. Chodziło o spór o przywództwo w jakiejś polonijnej organizacji. I w tej ulotce jakiś jeden polaczek drugiego polaczka obrzucał błotkiem.
To był autentyczny szok. Pozwoliło mi to zrozumieć perspektywę z jakiej patrzą na politykę moi rodacy. Perspektywę żaby, która wystawiła na chwilę głowę z bagna.
Oglądam ostatnio serial o Piłsudskim (korzystając z ostatnich podrygów TVP Historia). Jego historii nie sposób zrozumieć bez uwzględnienia wspomnianej wyżej perspektywy. Bo oto w naszym bagienku znalazł się wielki przywódca i zwycięski wódz. I jak z tym żyć? Przecież to dla żab musiało być nieznośne. A i dla wodza stanowiło spory dyskomfort. Kiedyś się zwierzył: „Myślałem już nieraz, że umierając przeklnę Polskę. Dziś wiem, że tego nie zrobię. Lecz gdy po śmierci stanę przed Bogiem, będę go prosił, aby nie przysyłał Polsce wielkich ludzi”.
Bagienko w III RP ma się dobrze. Kaczyńscy zapatrzeni w Piłsudskiego sami się prosili. Ich (teraz już tylko Jego) zachowanie przypomina człowieka, który wsadził głowę w dziurę w ustawionej na festynie tarczy do rzucania ciastem. Ale niezależnie od nieporównywalnego poziomu zasług, wpływów i charakteru, Jarosław Kaczyński nigdy nie dorówna Piłsudskiemu. Piłsudski gardził partyjniactwem. Kaczyński uczestniczy w parlamentarnych rozgrywkach, a jeśli jego partia w najmniejszym stopniu przypomina małe bagienko, to jedynie z powodu posuchy jaką stanowi brak władzy. Ale z drugiej strony – jest to jedyny polityczny przywódca, jakiego mamy. Może więc nie ma co wybrzydzać? Wychodząc z tego założenia, patrzę z pewną obojętnością na różne przedwyborcze manewry. Jednak to obrzucanie błotem, tak się ostatnio nasiliło, że czuję się cały brudny. Widząc nierówny bój Wodza z otaczającą go swołoczą, stawiam do dyspozycji jedyną broń jaką posiadam: mój umysł i czas. Nie interesuje mnie partyjna działalność i nie mam natury przywódcy. Ale gdy zbiera się armia ludzi idei, to jestem gotów. Wszak dzisiejsze boje nie toczą się na polach bitwy.
Wychodząc z tego założenia zaangażowałem się w działalność nowego portalu społecznościowego tworzonego przez Łażącego Łazarza. Nie wziąłem pod uwagę tego, że wychylając głowę z bagna, twórca tego portalu zaraz stanie się obiektem ataku żabiego miotu. Zakładając blog stałem się kolaborantem, wspomagam agenturę, uczestniczę w rozbijaniu prawicy i nie wiadomo co jeszcze. Wśród miotających błotem widzę ludzi, których do niedawna ceniłem i cieszyłem się z powodu tego, że nie dają się zwieść ogólnemu zidioceniu. Ale nasze bagienko jest głębsze niż sądziłem. Zalew pomyj z mediów niszczy umysły nie tylko tych, którzy to łykają. Niszczy także tych, którzy zamknęli się w swych skorupach i są gotowi zaatakować każdego, kto się zbliży. Parafrazując Piłsudskiego powiem tyle: kury wam szczać prowadzać – panowie prawicowcy – a nie uczestniczyć w debacie publicznej na temat Polski.
Inne tematy w dziale Polityka