Często zastanawiałem się nad tym, czy święte prawo własności ingeruje w jakikolwiek sposób w moją... miłość własną?! Z jednej strony niezły to powód do mniej lub bardziej efektownej żonglerki słowem, z drugiej zaś - może wypsnie mi się coś między wierszami, co i samego mnie może zadziwi?!
Wczoraj oglądałem w telewizorku niezły film produkcji amerykańskiej p.t. "Adaptacja" i niemal dobiła mnie jedna z ostatnich, wypowiedzianych tam kwestii:
"Jestem taki, jaki kocham, a nie takim, jakim mnie kochają."!!!
No i proszę - iluminacja!!! Teraz już nie mam żadnych wątpliwości: jestem jedynym, suwerennym właścicielem samego siebie!!! Z całym dobrodziejstwem inwentarza!
Trochę się obawiam, że może to przynieść jakieś nieprzewidywalne skutki, a dyżurny diabełek mi podpowiada, że dla mnie raczej minimalne!
otwarty na wszelką edukację,kreatywny,wiek 55, chętnie podejmuje wszelki dialog, za etyczne drogowskazy uznaje Dekalog i \"Modlitwę o pogodę ducha\" Marka Aureliusza, wobec duchowych rozterek stosuje jedyne antidotum: pro bono arte.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura