Patryk Gorgol Patryk Gorgol
193
BLOG

Kto kompromituje się w sprawie krzyży?

Patryk Gorgol Patryk Gorgol Polityka Obserwuj notkę 46

Rzadko zabieram publicznie głos w dyskusjach dotyczących polityki wewnętrznej Polski. Tym razem uczynię to, inspirowany artykułem redaktora Łukasza Warzechy pt. „Kompromitacja Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka”. Nie zamierzam dyskutować o tym, czy krzyże mają wisieć w salach, czy trzeba je zdjąć. Przeanalizuje tekst pana Warzechy jedynie od kątem prawnym i własnych doświadczeń z LO.

Nie każdy musi być prawnikiem. Zresztą, jako student prawa mogę otwarcie powiedzieć, że grzebanie w kodeksach i orzecznictwie nie jest najciekawszą rzeczą na świecie. Dużym problemem ta niewiedza staje się dopiero wtedy, gdy jest ona szerzona, szczególnie przez dziennikarzy, którzy nie mają pojęcia, jak funkcjonuje prawo. HFPC oczywiście zajmie się tą sprawą głównie dlatego, iż jest medialna, dodatkowo można powątpiewać w to, czy wspominana trójka licealistów sama nie znalazłaby sobie prawnika (np. dzięki pomocy portalu Racjonalista.pl), ale wypowiedź prof. Legutki jest naruszeniem dóbr osobistych trójki uczniów.

Do rzeczy jednak:

„Prof. Legutko był uprzejmy nazwać awanturników z Wrocławia „rozwydrzonymi i rozpuszczonymi przez rodziców smarkaczami”, a ich awanturkę – „szczeniacką zadymą”, przez co ci poczuli się obrażeni i postanowili profesora pozwać. Ryszard Legutko miał oczywiście pełne prawo tak ich nazwać i częściowo miał rację, bo awanturkę we wrocławskiej szkole można w części zaliczyć do niegodnych większej uwagi przejawów braku emocjonalnej równowagi w okresie dojrzewania. Sam pamiętam mój licealny bunt przeciwko wprowadzanym właśnie wtedy do szkół lekcjom religii i dzisiaj patrzę na samego siebie z tamtych czasów z dużym politowaniem”

Profesor Legutko nie miał jednak prawa nazywać tak nikogo w ramach debaty publicznej. Nie poniósłby konsekwencji, gdyby uczniowie nie poczuli się urażeni. Mają prawo do złożenia pozwu. Nie widzę jednak nic merytorycznego w nazywanie kogoś „rozwydrzonym i rozpieszczonym przez rodziców smarkaczem”.

Przypuszczam, że powództwo będzie opierało się na zarzucie o naruszenie czci człowieka. Nie oznacza to naturalnie, że prawo nie zezwala na negatywne ocenianie działalności innych ludzi. Jest to możliwe, jeśli taka ocena opiera się na rzetelnej krytyce. Trudno za taką uznać nazywanie kogoś „rozwydrzonym i rozpieszczonym przez rodziców smarkaczem”. Poza tym, że zdanie to ewidentnie obraża uczniów, to nie może być oparte na rzetelnej krytyce, bo jak udowodnić zawartą w nim tezę? Ocena wypowiedzi, z punktu widzenia etycznego, też wydaje się jednoznaczna. Podlega ona również sprawdzeniu ze względu na naruszenie czci w granicach „przeciętnych ocen obecnie stosowanych w społeczeństwo”. W debacie publicznej nazywanie kogoś „smarkaczem” nie jest dopuszczalnym i powszechnie akceptowalnym zachowaniem.

Panie redaktorze, na jakiej zatem podstawie uważa Pan, że profesor Legutko miał prawo tak ich nazwać? Prawo akurat wydaje się w tej sytuacji jednoznaczne, a Pana odsyłam do książki „Prawo cywilne – część ogólna” autorstwa profesora Zbigniewa Radwańskiego, strony 158-160 (10 wydanie). Naturalnie, Zuzanna Niemier nie jest przypadkową osobą, ale to nie dyskwalifikuje jej prawa do ochronny czci oraz jako uczestnika debaty, bo wtedy wykluczyć z niej musielibyśmy również księży.

To, czy pan Warzecha patrzy na siebie z politowaniem, czy nie, nie będzie obiektem mojej refleksji. W psychologii jednak można fachowo opisać to zjawisko jako mechanizm projekcyjny.

Oto, jak pan Łukasz wspomina swoje liceum:
„Jednak prof. Legutko nie miał racji o tyle, że panienka, która wydaje się inicjatorką całego zamieszania, niejaka Zuzanna Niemier, nie jest osobą przypadkową, która szuka sposobu na zabicie licealnej nudy (jedni startują w olimpiadach, inni piją, inni dużo czytają, inni biorą prochy, niektóre panienki się puszczają, a niektórzy walczą z Kościołem)”

Kiedyś u mnie w liceum, pojawił się jeden z posłów LPR-u. Dość wysoko postawiony, młody, związany z Młodzieżą Wszechpolską. Dyskutowaliśmy z nim na temat mundurków. Również twierdził, że nie powinniśmy się na ten temat wypowiadać, ale generalnie rozumie nasz bunt, bo też chodził do liceum, a przecież, co ciekawego można w nim robić? Chapeau bas panie redaktorze, używa pan identycznych argumentów.

„ Dyrektor szkoły, zamiast zrobić to, co powinien był zrobić – wywalić towarzystwo z gabinetu na zbitą twarz wraz z ich petycją i pogonić do roboty – niepotrzebnie potraktował sprawę poważnie.”

... proponuje pan Warzecha, a z drugiej...

„Tymczasem pozew grupki z Wrocławia wpisuje się w fatalną tendencję zamykania ust oponentom w sytuacji, gdy wyrażają jedynie swoje subiektywne oceny, do czego maja pełne prawo.”

Pogratulować konsekwentnej linii.

Wracamy jednak do aspektów prawnych, pomijając już podejrzenia pana redaktora, że organizatorkę akcji poparło dwóch kolegów, ze względów czysto hormonalnych (skąd pan to wie?). Trzeba jednak przyznać, iż rzeczywiście, na Facebooku Zuzanna wypada korzystnie, jeśli wziąć za kryterium wygląd. ;)

„A teraz kwestia prof. Legutki. Profesor miał pełne prawo powiedzieć o awanturnikach, jak powiedział. Była to oczywiście wypowiedź zawierająca negatywną ocenę – i dobrze. Jeśli sądy będą nadal akceptować pozwy w takich sprawach, dojdziemy do absurdu – a już nam do niego blisko. Zaczną się procesy, w których biegli będą się zastanawiać, czy w ogóle dopuszczalne jest używania wobec kogokolwiek pojęć innych niż czysto neutralne i jakie to są, owe neutralne pojęcia. Co innego, gdyby profesor skłamał. Gdyby np. oskarżył pannę Niemier o to, że zażywa narkotyki, a byłaby to nieprawda. Wtedy mielibyśmy proces o oczywiste i weryfikowalne kłamstwo.”

Tylko sobie w głowę strzelić. Jest dokładnie odwrotnie niż pisze pan redaktor.

Wypowiedź jest obraźliwa, narusza cześć zewnętrzną (dobra sława, dobre imię) i wewnętrzną (godność osobista). Nie ma tutaj znaczenia, kogo obraził profesor Legutko. Wszyscy są równi wobec prawa.

Tak jak pisałem już wyżej. Ocena negatywna jest dopuszczalna tylko wtedy, gdy jest oparta na rzetelnej krytyce. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której użycie tego sformułowania można byłoby uzasadnić rzetelną krytyką. Sądy są związane prawem, a nie dziennikarskimi postulatami.

Nawet polskie prawo widzi różnicę między powiedzeniem „uczniowie z XIV LO niepotrzebnie próbują dyskutować, bo to i tamto” lub nawet dużo ostrzejszymi wypowiedziami ( np. „dzieciakom się nudzi i szaleją”), a „rozwydrzonymi i rozpieszczonymi smarkaczami”. Zdanie to w żaden sposób nie odnosi się merytorycznie do sporu. Typowy argument ad personam. Jakbym Łukasza Warzechę nazwał „głupim ch****” to zdecydowanie miałby prawo do złożenia pozwu przeciwko mnie, pomimo tego, że w całym tekście używam mnóstwo argumentów przeciwko jego opiniom.

Pan Warzecha totalnie nie wie, o czym pisze. Właśnie najzabawniejsze jest to, że gdyby profesor Legutko oskarżył Zuzannę Niemier o posiadanie narkotyków, ale później udowodnił, że dochował szczególnej staranności i działał w ochronie społecznie istotnego interesu, to pomimo tego, iż była to nieprawda – nie naruszyłby czci. Musiałby jedynie odwołać swoje słowa Tak wygląda polskie prawo. Można się z nim nie zgadzać, krytykować i postulować jego zmiany, ale nie można go totalnie ignorować. Wolność słowa w Polsce ma się naprawdę dobrze, spójrzmy chociażby na salon24.

„Tymczasem pozew grupki z Wrocławia wpisuje się w fatalną tendencję zamykania ust oponentom w sytuacji, gdy wyrażają jedynie swoje subiektywne oceny, do czego maja pełne prawo. Takie pozwy sądy powinny natychmiast spuszczać na bambus, wychodząc z założenia, że oceny nie podlegają procesom, a niekaranie takich wypowiedzi to kwestia utrzymania wolności słowa. Niestety, polskie sądy w tej sprawie (i w wielu innych) nie zachowują się rozsądnie.”

Urocze, bo gdyby oceny nieoparte na rzetelnej krytyce nie podchodziły pod naruszenie dóbr osobistych, to każdy mógłby każdego obrażać i później twierdzić, że przecież ma prawo do własnej opinii. Czym innym jest krytyka, nawet ostra, a jeszcze czym innym zwykłe obrażanie.

I ciekawostka na koniec. Uczniowie mają prawo do pozwu, bo zarzuty dotyczą ich bezpośrednio. Jednakże np. gdyby nazwać jakąś partię bandą przestępców, to poszczególni jej członkowie nie mieliby prawa do pozwu o ochronę dóbr osobistych. Kroki prawne mogłaby podjąć jedynie sama partia.

P.S. Kiedyś w gimnazjum wyleciałem z gabinetu dyrektorki, która - w związku z tym, że nie zgadzałem się z jej opinią na temat odpowiedzialności zbiorowej - zdenerwowała się i zaczęła mnie wyzywać od gówniarzy i smarkaczy. Co zabawne, skończyło się na obniżeniu MOJEJ oceny z zachowania ;). Tym bardziej doceniam postawę dyrektora z XIV LO.

 

Napisz do mnie wiadomość GG: 1131180 Więcej artykułów na stronie autora - www.patrykgorgol.pl "Kącik Dyplomatyczny" na Facebooku! Na twitterze: @PatrykGorgol

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (46)

Inne tematy w dziale Polityka