Patryk Gorgol Patryk Gorgol
55
BLOG

Dryfowanie Traktatu Lizbońskiego

Patryk Gorgol Patryk Gorgol Polityka Obserwuj notkę 10

Warszawa, kwiecień 2008 r., Liceum Ogólnokształcące, pewien proeuropejski, znany, dobrze wykształcony poseł głosujący za ratyfikacją Traktatu Lizbońskiego rozmawia z młodzieżą. Nagle, z tyłu sali, odzywa się znudzony chłopak i pyta, czy parlamentarzysta czytał Traktat Reformujący? Reprezentant narodu odpowiada, że nie czytał, ale konsultował się ze znanymi profesorami i oni stwierdzili, że jest to korzystne dla Polski. Pechowo młodzieniec znał się jednak na temacie i spytał, które konkretnie zapisy są szczególnie istotne dla nas – likwidacja filarów, rozwój Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa etc? Strzał w dziesiątkę. Poseł zaczął tłumaczyć, iż bardzo ważnym osiągnięciem jest układ z Schengen i niezwykle korzystny system głosowania w Radzie Unii Europejskiej. Poleciała kula w płot. Uśmiechnięty już wtedy blondyn zdziwił się, że układ z Schengen ma coś wspólnego z Traktatem Lizbońskim, bowiem jego zdaniem one funkcjonują od siebie niezależnie. Zapytał również, na czym polega korzyść z tego systemu głosowania w RUE , skoro w 2017 roku zmieni się na system – arytmetycznie patrząc – dużo dla Polski gorszy? Poseł wtedy spanikował, zamiast powiedzieć, iż to nie jest istotne, bo prawie wszystkie decyzje podejmowane są w RUE drogą consensusu, powołał się na „mechanizm blokujący z Joaniny”. Młodzieniec powiedział, że to mydlenie ludziom oczu, gdyż kompromis joaniński nie był nigdy stosowany i że to sztuczny hamulec. Dyskusja stawała się coraz ciekawsza, ponieważ uczeń zaczął się zastanawiać, czy czasem nie jest nam w Polsce potrzebna debata o Traktacie Lizbońskim? Czy Unia jest dla obywateli, czy też obywatele dla Unii? Przecież nawet siedząca tu młodzież, nie całkiem dobrze orientuje się w sprawach związanych z Unią Europejską i nie wie o czym mówi Traktat Lizboński, liczyli na wyjaśnienie treści dokumentu i konstruktywną dyskusję. Uczen wyraził także zdziwienie, iż omija się społeczeństwo w głosowaniu, bo zarówno Francuzi, jak i Holendrzy opowiedzieli się „przeciwko” ratyfikacji, a w samej Francji specjalnie zmienia się prawo, by uniknąć ponownego rozstrzygnięcia na tej drodze. Poseł na to odparł, że głosował za Traktatem Reformującym, a nie Konstytucją dla Europy. Młody człowiek powiedział, iż jego skromnym zdaniem oba dokumenty różnią się właściwie tylko nazwą, albowiem prezentują podobną wizję Europy i naprawdę byłby wdzięczny, gdyby poseł wskazał mu pomiędzy nimi fundamentalne rozbieżności. Nie zrobił tego. W ten sposób rozmowa trwała 15 minut. Konwersacja miała jedną zasadniczą zaletę: pokazała, że w gruncie rzeczy tłumaczenie o mandacie społecznym, który można wykorzystać do ratyfikacji, jest fałszywe, ponieważ jakaś część posłów po prostu głosuje bezmyślnie i nie ma odpowiednich kwalifikacji. Czy ktoś, kto o danym zagadnieniu ma wiedzę mniejszą, niż obeznany w temacie licealista, powinien decydować o ratyfikacji tak ważnego dokumentu?

Problemem nie jest teraz kategoryczne stwierdzenie, czy Traktat Lizboński jest korzystny, czy też nie. Można o tym śmiało pisać, powoływać się na sporą liczbę publikacji naukowych, przekonywać o potrzebie rozwoju Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa, szczególnie w kontekście ostatnich wydarzeń na Kaukazie, gdzie Unia Europejska wykazała się polityczną indolencją, z drugiej strony jednak itd. itp. Czy tak wygląda dyskusja w polskich mediach? Czy temat Traktatu Lizbońskiego trafia do przeciętnego obywatela? Raczej nie. Traktat jest albo czarny albo biały, bo tak przedstawiają go media i politycy, a sam sposób informowania jest niezwykle infantylny. W efekcie Traktat ludziom, tym zainteresowanym polityką (jak wspomnianemu wyżej posłowi), kojarzy się z hasłami w stylu „Joanina”, „podwójna większość”, „reforma instytucjonalna”, a tym, żyjącym swoimi sprawami, – a to będzie większość społeczeństwa – z niczym. Przypadek tych pierwszych można porównać do wtórnego analfabetyzmu, bo co z tego, że ktoś wie, co to „Joanina”, jak nie rozumie, z czego ona wynika i jak funkcjonuje w praktyce np. że nie blokuje, a jedynie przekłada termin decyzji? Debata jest szczególnie potrzebna tej części społeczeństwa, która o Unii Europejskiej nie ma zielonego pojęcia. Warto, by obywatele wiedzieli, w jakiej żyją rzeczywistości i jakie mają prawa. Czy chcą iść w stronę federalizmu czy Europy narodów? Czy jeszcze kogoś dziwi, że ludzie nie są zainteresowani zmianami, jakie przynosi Traktat? Przecież to jest z ich punktu widzenia nudne, a media często spłycają przekaz. To nie jest tak, że w Polsce nikt nie wie co to jest Traktat Lizboński, ale na pewno wiedza, choćby minimalna, na temat tego dokumentu, nie należy do powszechnej. Co ciekawe, ten problem występuje w całej Europie. Trudno sobie wyobrazić, by polski rząd wprowadził nas do NATO w momencie, w którym 90% społeczeństwa kompletnie nie wiedziałoby, co to jest Sojusz Północnoatlantycki, a w gruncie rzeczy to byłby powszechny problem z dostrzeżeniem różnicy między nim, a założeniami niedawno rozwiązanego Układu Warszawskiego Mowa więc tutaj o sprawach fundamentalnych. W przypadku Traktatu Lizbońskiego – obywatel ma prawo do wiedzy i obowiązkiem polityków jest uczciwe przedstawienie głównych założeń projektu.

Irlandzkie veto pokazało, iż problem jest dużo głębszy. Narzucane jest nam rozumowanie według którego jedna, mała Zielona Wyspa nie chce Traktatu. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę jeszcze to, że 3 lata temu Francuzi i Holendrzy odrzucili eurokonstytucję, to okaże się, że społeczeństwa dają wyraźny sygnał, iż dokument w tym kształcie im nie pasuje lub że wiedza na jego temat jest na razie zbyt mała. Trzy veta (dwa dla eurokonstytucji i jedno dla Traktatu Reformującego) to nie jest przypadek. Referendum opiera się na najprostszej na świecie zasadzie – aby doszło do ratyfikacji, musi przyjść więcej zwolenników, niż przeciwników, a to oznacza, że ludzie muszą wiedzieć „za” czym głosują. Po takiej kampanii są dużo bardziej świadomi tego, co się wokół dzieje, aniżeli po obejrzeniu serwisu informacyjnego, gdzie dowiedzieliby się, iż parlament ratyfikował Traktat Lizboński większością głosów x do y.. Dlaczego więc establishment nie chce referendów? Jest kilka powodów. Przeprowadzenie eurotraktatu przez parlament jest dużo łatwiejsze, stabilniejsze i pewniejsze, dodatkowo w części państw (np. Polsce) takie głosowanie przez społeczeństwo nie byłoby na rękę rządzącym ze względu na politykę krajową. Irlandia była tak naprawdę jedynym miejscem, gdzie mogło coś pójść nie po myśli entuzjastów traktatu. Francuzi jak ognia bali się głosowania, nawet specjalnie zmieniali w tym celu prawo. Tutaj warto sobie uświadomić – właśnie w tym punkcie przekroczony został Rubikon. Władze negocjują traktat, który z założenia jest „dla” społeczeństwa, a potem robią wszystko, by to społeczeństwo się nie mogło wypowiedzieć? W całej Europie rządzący nie chcą organizować referendów, bo mogą je przegrać. To logiczne, ale przecież ci politycy mają służyć społeczeństwu, a nie traktować je na zasadzie przeszkody, którą europejski koń musi przeskoczyć. Wybiera ono rządzących w swoim kraju i europarlament, pośrednio decydując też o składzie Komisji Europejskiej, Rady Europejskiej, Rady Unii Europejskiej etc. Sytuacja, w której próbuje się odciąć społeczeństwo od głosu, jest patologiczna i sprzeczna z założeniami samej Unii Europejskiej. Jest to też dowód tchórzostwa, gdyż sprawni politycy nie baliby się konfrontacji na polu krajowym. Skoro więc członkowie parlamentów nie wiedzą często sami, o co chodzi w tym Traktacie, społeczeństwa też nie wiedzą albo głosują przeciwko, a rządzący unikają ogólnospołecznej debaty na ten temat, to trudno zatem uznać dalsze próby ratyfikacji za uczciwe. Nie zmienia się bowiem zasad gry w czasie jej trwania. Nowy traktat musi mieć legitymizację społeczną.

Na pewno jednak brukselscy prawnicy znajdą wyjście i z tej sytuacji. Już teraz pojawiają się pomysły, by referendum zorganizować jeszcze raz. Ciekawe, czy jeśli Irlandczycy znowu odrzucą Traktat Lizboński, to Nicolas Sarkozy zaproponuje im ponowne głosowanie? Łatwo zauważyć, iż myślenie zakładające głosowanie aż to skutku naraża Europę na śmieszność. Powoduje też coś dużo gorszego. Pokazałoby to, że w dzisiejszych czasach można skutecznie ominąć społeczeństwo obywatelskie. Europejskie standardy nie mogą dopuścić do takiej sytuacji i jednocześnie można uznać to za świetny test dla europejskich przywódców.

Wielokrotnie można spotkać się z argumentem, że Polska powinna pokornie słuchać się UE w kwestii Traktatu Lizbońskiego, bo niedawno weszliśmy do organizacji, korzystamy z dotacji, a nasi rodacy wyjeżdżają za granicę pracować i uczyć się. Rzeczywiście, członkostwo we wspólnocie ma wiele zalet, ale Europa na akcesji Polski zyskała jeszcze bardziej. Nowy, olbrzymi rynek zbytu, poszerzenie wpływów politycznych i gospodarczych na wschód, polski pracownik. To stan symbiozy – wcale nie jesteśmy ubogimi krewnymi z prowincji. Kraje UE dusiły się przed akcesją 10-ciu nowych państw w 2004 r., teraz pomagają nam, ale my im również. W związku z tym Polacy, jako społeczeństwo, też mają prawo do wypowiadania się w kwestii przyszłości Unii. Powyższe fakty doskonale rozumieją Irlandczycy, którzy wyzbyli się wszelkich kompleksów względem innych narodów. Nie mamy się czego wstydzić. W sprawie przyszłości Europy możemy sobie zaufać.

Istnieje jeden, największy problem z Traktatem Lizbońskim. Rządy robią wszystko, by przeprowadzić ratyfikację do końca, na zasadzie bagażu w samochodzie, najlepiej upchnąć kolanem. Może lepiej zastanowić się, co jest w nim nie tak, poprawić to, a potem wytłumaczyć społeczeństwu, na czym polegają zmiany i czemu są one konieczne. Nie ulega wątpliwości, że Unia Europejska potrzebuje zmian. Szczególnie na obszarze II filaru. Można jednak dojść do jakiejś formy na drodze ewolucji, a nie rewolucji. Szybkie operacje na dużym organizmie nie zawsze kończą się sukcesem. Może czas na udane, chirurgiczne cięcia, bo przecież traktaty można modyfikować. Jeżeli uda się uratować eurotraktat, to będzie to sztuka dla sztuki. Trudno oczekiwać, by Traktat Reformujący rozwiązał wszystkie problemy i zrobił z Unii Europejskiej prawdziwe supermocarstwo. Warto opowiedzieć się za ogólnoeuropejską debatą publiczną i uczciwym, sprawiedliwym, uwzględniającym istnienie społeczeństwa obywatelskiego, sposobem ratyfikacji.

Napisz do mnie wiadomość GG: 1131180 Więcej artykułów na stronie autora - www.patrykgorgol.pl "Kącik Dyplomatyczny" na Facebooku! Na twitterze: @PatrykGorgol

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka