Platforma to już dziś postkomuna – mówi J. Kaczyński w wywiadzie dla „Gazety Polskiej”
Jest Pan zadowolony z wyników referendum?
Byłbym, gdyby udało się odwołać panią Hannę Gronkiewicz-Waltz, bo jest fatalnym prezydentem. Ale nie jest tak, że nie mamy powodów do satysfakcji. Jeśli wziąć pod uwagę, jak szeroki front ludzi nawoływał do bojkotu referendum, oraz to, ilu wyborców zazwyczaj bierze udział w takich przedsięwzięciach, to wynik jest całkiem dobry. Frekwencja była wyższa niż w Elblągu, w Łodzi czy w Częstochowie, gdy odwołano tamtejszych prezydentów. Trzeba też dodać do tego jeszcze jeden fakt – referendum stało się w istocie jawne.
Do bojkotu nawoływali premier, prezydent, prezydent Warszawy, marszałek sejmu…
W tej sytuacji decyzja o pójściu na referendum była powiedzeniem: jestem przeciwko temu, co się dzieje w Polsce, chcę zmienić władzę. Jeśli w Warszawie, w miejscu dość specyficznym, ponad 300 tysięcy osób podpisało się pod takim postulatem, to nie jest najgorzej. Myślę, że w Warunkach tajności byłoby ich dużo więcej.
(...)
Czy współpraca PO z SLD jest ujawnieniem się na nowo podziału postkomunistycznego, gdzie PO stała się liderem postkomuny?
W moim przekonaniu, odkąd PO przejęła władzę, podział postkomunistyczny zupełnie się odtworzył. Nie w tym sensie, że już wtedy Platforma zawarła sojusz z SLD, ale funkcjonalnie weszła w miejsce osłabionego SLD. Zrobiła to, broniąc zdecydowanie interesów establishmentu ukształtowanego w ciągu mniej więcej ostatnich trzydziestu lat. Jego dziełem w wielkiej mierze jest transformacja. Początków trzeba szukać w chwili, kiedy aparat komunistyczny zaczął się zmieniać w grupę ludzi o uświadomionym interesie ekonomicznym, łączących się ze sobą także więzami rodzinnymi. Ten proces był jakoś moderowany przez władze komunistyczne. Gomułka próbował z tym walczyć, było to zresztą wtedy odbiciem tego, co działo się w Moskwie. Zapadło tam wiele wyroków śmierci po próbach reform Kosygina, które doprowadziły do nadużyć gospodarczych, przynajmniej w rozumieniu ówczesnych władz. W PRL został wykonany jeden. Potem w czasach rządów Jaruzelskiego ta grupa, w dość skomplikowanym procesie, wyłoniła się na tyle silna, że mogła podjąć transformację. Przeszła w nowy system z pewnymi stratami, przy różnych zmianach hierarchii, ale w III RP stała się podstawą establishmentu. Dokooptowano z jednej strony politycznej niektórych ludzi z Solidarności, przy czym w grę wchodziły tu też korzyści ekonomiczne, a z drugiej ludzi, którzy się do nich jakoś przebijali. PO ten stan rzeczy zaakceptowała i po upadku SLD zaczęła tę grupę obsługiwać. Gdy teraz zaczyna słabnąć, to z punktu widzenia interesów establishmentu funkcjonalne jest połączenie sił z SLD. Proszę pamiętać, że elementem obozu postkomunistycznego jest także PSL.
Zatem w największym skrócie – PO to postkomuna.
Dokładnie tak. Jeśli możemy mówić, że jest taki fenomen jak system postkomunistyczny, który niektórzy nazywają postkolonialnym, bo on ma wiele, zwłaszcza w sferze kulturowej, cech postkolonializmu, to niewątpliwie PO jest główną, w sensie funkcjonalnym, formacją postkomunistyczną. Stanowią o tym różnego rodzaju relacje z establishmentem i to, co nazywamy niekiedy żartobliwie nowym światopoglądem naukowym, specyficzna forma bardzo uproszczonego liberalizmu czy raczej lumpenliberalizmu, określająca m.in. stosunek do państwa, a dokładniej niechęć do niego, podtrzymująca jego miękki, skrajnie nieefektywny kształt. To jest przecież dokładnie to, co głoszą twórcy PO, i jednocześnie jest tym, co było potrzebne komunie w okresie przemian. Była to ideologia skrojona dla nich, w ramach której mogli przeżyć i umocnić się w roli nowej klasy właścicielskiej, a więc panującej. Kontynuacją rządów komuny jest też całkowita rezygnacja Polskiz pełnienia roli podmiotowej w polityce zagranicznej.
(...)
Pełna wersja artykułu w najbliższym numerze tygodnika „Gazeta Polska”.
<>
Kiedy zaczęła się "Akcja Smoleńsk"?
.. szkolenia od lipca 2009 r.
KLIKNIJ >> http://kacpro.blogspot.com/
Turowskiego szkolono na wniosek polskiego MSZ-tu, albo robił to MSZ, na czyjąś prośbę. - Co na to Minister Spraw Zagranicznych? Robi przedstawienie? >>>> https://www.youtube.com/watch?v=NXL9PQ0ddJ8
Słuchając relacji "z pierwszych minut" po katastrofie można odnieść wrażenie, że zarówno Minister Sikorski, jak i pracownik Centrum Operacyjnego MSZ-tu wiedzieli wcześniej o katastrofie w Smoleńsku, a rozmowa jest formą "gry pod publikę". Czy tak było? - To kwestia do sprawdzenia. Niże ciekawy fragment książki, wskazujący, że do katastrofy doszło nie o godzinie 08:56 ntylko o 08:02, czyli o całe 54 minuty wcześniej. - To też jest do sprawdzenia. .
"Smoleńsk. Zapis śmierci"
Na początku, zgodnie z wpisem w książce przedstawię autorów:
Michał Krzymowski: Dziennikarz i komentator polityczny. / ... / Specjalizuje się w zdobywaniu zakulisowych informacji ze szczytów władzy.
Marcin Dzierżanowski: Dziennikarz "National Geograpchic". Kilkadziesiąt godzin przed śmiercią Maria Kaczyńska udzieliła mu swego ostatniego wywiadu. W całości, po raz pierwszy publikowanego w książce "Smoleńsk. Zapis śmierci" / Dodać należy, że "National Geograpchic jest producentem filmu: "Katastrofa w przestwotrzach / Śmierć Prezydenta", o katastrofie smoleńskiej.
Autorzy podali krótką historię powstania książki:"Za napisanie tej książki grozi, nam do dwuch lat więzienia - prokuratorzy twierdzą, że ujawniamy w niej tajne informacje. - To paradoks, bo śledztwo zostało wszczęte, jeszcze zanim "Smoleńsk. Zapis śmierci" trafił do księgarń." ... i dodają: "Prokuratorzy mają rację. Rzeczywiście dotarliśmy do 57 tomów akt śledztwa i dokładnie je przestudiowaliśmy."
<>
FRAGMENTY KSIĄŻKI "SMOLEŃSK. ZAPIS ŚMIERCI"
Gdy silniki tupolewa zamilkły, porucznik Artur Wosztyl, porucznik Rafał Kowaleczko i chorąży Remigiusz Muś, z załogi Jaka, siedzieli w kokpicie. W przeciwieństwie do Bahra i Wierzchołowskiego, słyszeli nie tylko ryk silnika, ale też trzy wybuchy, huk i trzask łamiących się drzew. ... - Chyba się rozbili - powiedział Wosztyl. ... Po chwili cała trójka - Wosztyl, Kowaleczko i Muś - była na zewnątrz. W ich stronę szedł mężczyzna w rosyjskim mundurze."
str. 46. / Jak-40: "Po mszy w Katyniu Sasin, Adam Kwiatkowski i pięciu dziennikarzy, wrócili do Smoleńska. Wsiedli do samolotu i czekali na powrót do kraju. Milczeli, kilka rzędów dalej siedziała stewardesa, była kompletnie rozbita.
>>> Piloci trzymali się niewiele lepiej
>>> Opowiadali, że tupolew leciał obok pasa.
>>> Gdyby przeleciał kilkaset metrów dalej, prawdopodobnie rozbiłby się obok ich Jaka.
>>> Albo nawet by w niego trafił.
Wyglądali na zestresowanych, chcieli jak najszybciej wystartować." - Te słowa miały paść w samolocie wracającym ze Smoleńska do Polski. Przecież wiadomo kto w nim siedział. - Słowa te wskazują, że miejsce katastrofy było w obrębie pasa lotniska, lub tuż za nim "na odlocie", nie "na przylocie". - Nie ma innego wyjaśnienia słów; "Opowiadali, że tupolew leciał obok pasa"
Аэродром «Смоленск-Северный»
Zdzisław Ciesiołkiewicz / Warszawa 1956-1979
Polecane książki
Ważne książki o relacjach polsko-żydowakich i żydowsko- rosyjskich przed II Wojną Światową. Bez ich przeczytania, nie da się zrozumieć współczesnej historii Polski, z przyczynami Katastrofy Smoleńskiej, włącznie.
Komentarze