„Moje dzieci! Nie miłujmy słowem ani również językiem, lecz w czynie i prawdzie” (1J 3,18)
„Jeśli pożresz swoje liście, wtedy stracisz swoje owoce, a sam staniesz się suchym drzewem” (Syr 6, 2 – 3)
W poprzednim wpisie była mowa o 3 centrach ludzkich (…)
- Intelektualnym, Emocjonalnym i Ruchowym.
Jak (mi) się wydaje, można pokusić się na mega – uproszczenie i najkrócej powiedzieć, że zadaniem człowieka jest, w pewnym sensie, doprowadzenie do równowagi między tymi centrami.
Byłoby więc np. tak że najdoskonalsza Miłość – Boska Miłość, mogłaby objawić się tylko jako synteza odpowiednio rozwiniętych centrum
(czyli: odpowiedniej myśli, odpowiedniej emocji (uczucia) i odpowiedniego działania (obowiązku, dyscypliny).
Nie jest to szczególnie odkrywcze: miłość nieprzemijająca, miłość święta, miłość zbawcza (i samo – zbawcza) musi być z pewnością czymś ponad namiętnością
(bo gaśnie), ponad myślą (bo nie jest racjonalna) i ponad samym działaniem (bo nie jest mechaniczna). Summa daje więc – jak często, nową jakość.
Teraz będzie z "Miłości i odpowiedzialności" Karola Wojtyły:
" (...) Resentyment polegał na błędnym, wypaczonym stosunku do wartości. Jest to brak obiektywizmu w ocenie i wartościowaniu, a źródła jego leżą w słabości woli. Chodzi o to, że wyższa wartość domaga się większego wysiłku, woli, jeśli chcemy ją osiągnąć lub zrealizować. Aby więc subiektywnie zwolnić się od tego wysiłku, aby przed samym sobą usprawiedliwić brak takiej wartości, pomniejszamy jej znaczenie, odmawiamy jej tego, co w rzeczywistości jej przysługuje, widzimy w niej wręcz jakieś zło, choć obiektywizm zobowiązuje do uznania dobra. Resentyment posiada, jak widać, znamienne cechy tej kardynalnej wady, jaką jest lenistwo. Św. Tomasz określa lenistwo (acedia) jako "smutek płynący stąd, że dobro, jest trudne". Sam smutek jeszcze nie fałszuje dobra, a nawet pośrednio podtrzymuje on w duszy uznanie dla jego wartości. Resentyment idzie jednak dalej: nie tylko fałszuje obraz dobra, ale deprecjonuje to, co powinno zasługiwać na uznanie, aby człowiek nie musiał z trudem podciągać siebie do prawdziwego dobra, ale mógł "bezpiecznie" uznawać za dobro to tylko, co jemu odpowiada, co dla niego wygodne. Resentyment mieści się w mentalności subiektywistycznej: przyjemność zastępuje tu nadrzędną wartość."
Być może, "mądrość która cierpień przysparza" (Eklezjasta) przysparza tylko cierpień subiektywnych gdy nie stać nas na pożytkowanie mądrości a czujemy jej ciężar (?).
Fragment z książki późniejszego Papieża, ma jak mniemam wartość uniwersalną, może nie wypada go umieszczać w dość chaotycznej notce, jak to u mnie - ale jednak umieszczam (...).
Obowiązek kojarzy mi się z prawem - tak prawo moralne (w skrajnej wersji wręcz najwyższej etyki obowiązku u Kanta) jak i prawo stanowione opiera się na przewidywaniu powinności - tworzeniu lub sankcjonowaniu (i sankcjonowaniu) ludzkich obowiązków). Prawo kojarzy mi się też w pewnym, bardziej lub mniej, przemyślanym systemem. Zależy jakie to prawa i jaka skala systemu i jaka kompletność..i jaka spójność...(ale to już inna trochę sprawa....).
Teraz Kierkegaard ("Czyny miłości" oraz wstęp tłumacza Antoniego Szweda"):
Nawet najdoskonalszy system prawa (prawo – obowiązek) nie jest na tyle doskonałym projektem, by był określeniem kresu: spełnienia (moralnego, religijnego szczęścia wiecznego).(...) Projekt w stosunku do jego realizacji nie jest i nie może być do końca określony. (...) Prawo ze swej istoty jest niewyczerpane w swych określeniach. A każde jego dookreślenie ujawnia swoja braki i stwarza potrzebę następnych dookreśleń.(...) Tutaj stosunek miłości do prawa – jest podobny do stosunku rozumu do wiary. Rozum ciągle liczy, oblicza, lecz nigdy nie osiąga pewności, która posiada wiara. Podobnie prawo, ono ciągle określa, lecz nigdy nie osiąga kresu jakim jest miłość”. (...)
Chrystus był tą Miłością, która do końca wypełniła Prawo.
I dalej (to od tłumacza):
Miłowanie nie jest rutyną, nawykiem, który „petryfikuje” miłość względem siebie, względem Boga i względem drugiego; ono jest czymś dynamicznym, bo jest samym życiem, w którego zmienności ujawnia się to, co niezmienne (wieczne).
A mówi także Kierkegaard:
„Ponieważ to, co poeta ma opiewać, musi mieć melancholię, która jest zagadką jego własnego życia: musi kwitnąć i musi niestety przemijać”.
Czy można uprawiać melancholię z nieokreśloną nadzieją? Wydaje się, że jak najbardziej, najczęściej jednak uprawia się ją na papierze, gdyż dobro poza wyobraźnią jest trudne.
" (...) W życiu nie jest potrzebna wiara w dogmaty lecz ciągłe zawierzenie, na przekór umysłowi i doświadczeniu, w siłę codziennych wyborów, które pozwalają marzeniu odradzać się ciągle na nowo. Potrzebna jest ufność w moc kształtowania świata i rozwoju duszy, wprowadzania praktycznym rozumem parareligijnych form, tak, że w końcu stwarzamy Boga - nasze podstawowe marzenie o wiecznej miłości. Tęsknoty, dziecięce wyobrażenie o niezmienności i wartościach, wystawione na pastwę samoświadomości i socjobiologii są elementem naddanym i irracjonalnym, a jednak konstytuującym naturę człowieka. Zanurzenie w rzeczywistości (innych), i czasie, właściwościach świata (zmiana, ruch) czyni je (idee, uczucia) jednak nie dachem nad ludzką głową, ale raczej czymś w rodzaju "kapryśnej chmury". A jednak ruch - to życie. Bezruch - to śmierć.(...)
A na koniec, żeby dopełnić tego chaosu, jeszcze 2, zupełnie darmowe, cytaty
oraz 2, chyba darmowe, grafiki.
Nieznana cierpień przyczyna
Miłość niewyuczona
I dotąd niezdarta zasłona
Z tego, co dzieli nas w śmierci
(R.M. Rilke, Poezje wybrane)
„Którzy symbol posiedli, przejście mają lekkie”
Alchemiczne verbum magistri
Kochankowie Rene Magritte'a

Temida (cuś podgląda jakby...)
Od tyłu czytaj "PLEOROMA".
Roma ---> Amor ---> Miłość
Pleo ---- Powszechna
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura