Zanim uda mi się wkleić kartkę świąteczną własnej roboty (okazało się to jednak niełatwe) - wklejam trochę Muzyki Wielkiego Stepu. Wspaniałe solo gardłofonowe (bo jak to inaczej nazwać?) członka Huun Huur Tu + występ jakiegoś lokalnego muzykanta grającego wprost na stepie (również pierwsza klasa).
Być może o podobnej muzyce koczowników pisał chiński podróżnik, że jest "na wpół dzika, lecz raduje serce".
A owszem, raduje - może właśnie dlatego, że "dzika", czy "pierwotna". Docenienie, a właściwie odkrycie głębi "prymitywu" - w religioznawstwie, w muzykologii - to jedna z rewolucji kulturalnych XX wieku (no dobra: wyjątkowo wartościowy składnik tejże, niewątpliwej, rewolucji).
Byłem raz na festiwalu teatru ulicznego, czy ogólniej sztuki ulicznej w Jeleniej Górze. No było fajnie - ładne miasto, dużo ludzi, gwar i wesołość. Jednak z doznań czysto artystycznych? "Teatry uliczne" i zwłaszcza "offowe" okazywały się zwykle pretensjonalnymi gniotami domorosłych ętelektualistów, pełnymi infantylnych bądź mętnych "przesłań" (od "przesłań" uchroń mnie, Panie!). Gdyby nie hipnotyczny występ syberyjskiego muzyka Genndy Tchazmaryna (towarzyszyli mu polscy muzycy, w tym Pawlak - gitarzysta Bielizny i Kur) - czas pod względem "kulturalnym" byłby zwyczajnie stracony.
A, był jeszcze jeden jasny punkt: występy młodocianych, białoskórych breakdancerów. Nie był to wielki poziom, ale przyjemnie było popatrzeć, jak ludzie robią coś dla samej energii i zabawy, sami z siebie, dla kilku złotych wrzuconych do puszki przez przechodniów. Jeśli ktoś z tych "uliczników" był artystą, to właśnie oni.
Wnioski niech każdy sobie sam wyciąga :)
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura