kaminskainen kaminskainen
58
BLOG

Niewczesne objawienia: Manuel Gottschink

kaminskainen kaminskainen Kultura Obserwuj notkę 3

W zamyśle będzie to seryjka notek poświęconych płytom/utworom/muzykom, którzy byli dla mnie objawieniem, ale właśnie niewczesnym, i to podwójnie:
1. płyta to staroć, rzecz "nieaktualna" (to akurat powszechne zjawisko) i
2. objawienie przyszło długo po okresie fascynacji tego rodzaju muzyką, przebijając jednak w jakiś sposób wszystko, co wówczas znałem i podziwiałem; a więc i "siekły" mnie pożądnie, choć z tego czy tamtego, prawda, "wyrosłem".
Mniemam sobie zatem, że dokonania te mają tak szczególną wartość, iż warto je szczerze zarekomendować szerszemu gronu odbiorców, którzy z "el-muzyki" czy innych "łomotów" już dawno "wyrośli" (ważniejsze, do czego dorośli - bywa, że i do niczego), a nawet nigdy ich nie wielbili.

Na początek - Manuel Gottschink. Niemiecki gitarzysta, grał w formacji Ash Ra Tempel, której twórczość można podciągać pod krautrocka, artrocka, psychodelię... Najogólniej, była to zasłużona grupa niemieckiego rocka lat 70., który okazał się ostatecznie jednym z najbardziej wpływowych odłamów rocka, w szczególności oddziałując na tzw. post-rocka lat 90. W Ash Ra Tempel zwykle grał takie bardziej łomoty, ale też ocierał się mocno o 'medytacyjne' nastroje znane z dokonań Tangerine Dream. I właśnie w tym medytacyjno-repetytywnym nurcie sytuuje się solowe dokonanie Gottschinka, które chciałbym przedstawić: Inventions for Electric Guitar z 1975 roku.

Co to za muzyka? Ano, repetytowno-nawarstwiana, podobna właśnie do starego Tangerine Dream. Znajomy redaktor muzyczny prowadzi odwieczny spór z jakimś swoim znajomkiem, też radiowcem i dziennikarzem, co do statusu tej twórczości. Dla niego jest oczywiste, że to amerykański minimal przeniesiony wprost na syntezatory muzyków debiutujących w niemieckiej psychodelii, a rozkwitających w pełni w Kosmische Musik - będącej zatem w zasadzie kontynuacją "klasycznego" minimalizmu rodem z USA. Jego oponent zaś dostrzega w tej muzyce "typowo rockowe patterny" (pattern - tu: figura ostinatowa) i uważa ją za rodzaj "kosmicznego rocka" i generalnie za muzykę wyrosłą z rocka. Ot, rockowi grajkowie (utalenotowani, owszem) dostali do rąk syntezatory i sekwencery...

Efekty bywały niezwykłe zwłaszcza brzmieniowo i "klimatycznie", i wielu zaliczyło w czasach szkoły średniej fascynację tą muzyką. I jest to fascynacja, której nie trzeba się wstydzić - w muzyce Tangerine Dream czy Klausa Schulze nie brak mielizn i dłużyzn, ale wyobraźnię zapładniała bez wątpienia; bliżej stąd było do filharmonii i Warszawskiej Jesieni, niż z innych nurtów muzyki zwanej popularną. O ile jednak rozważamy kupno kilku płyt Schulzego czy Tangerine głównie przez sentyment, który zostaje na zawsze, o tyle z Gottschinkiem sprawa jest zupełnie inna - oto dlaczego:

1. Po pierwsze, płyta została nagrana wyłącznie na gitarę elektryczną solo, poprzez nakładanie kolejnych wartstw-patternów, których ilość w pierwszym, zdecydowanie najlepszym (i najdłuższym) utworze dochodzi bodaj do 18. Kosmische Musik przetransponowana na gitarę elektryczną brzmi do dziś zaskakująco świeżo i przekonująco, nie trąci ani trochę myszką czy naiwnością, w przeciwieństwie do niektórych "kosmicznych" dźwięków syntezatorów.

2. Po drugie, dojrzałość muzyczna i zwartość kompozycyjna. Pierwszy utwór, stanowiący o treści i wartości płyty (stanowi chyba ponad połowę czasu jej trwania), jest perfekcyjnie zaplanowany formalnie, fakturalnie i brzmieniowo; to maksimum architektury i przestrzeni, które można zbudować w oparciu o zasady minimalu i repetitive music.

Efekt jest taki, że człowiek żałuje, że WTEDY tego nie znał - to by było odkrycie! I dziś jest to poważne i cenne odkrycie - ale wtedy byłby po prostu szał.

Wspaniałość tego odkrycia polega również na odnalezieniu "zagubionego fragmentu" czegoś, co kiedyś tak kochaliśmy - i to fragmentu najcenniejszego. Taki "powrót do raju" dawnych fascynacji nie jest chyba możliwy bez odkrycia czegoś, co powinniśmy byli poznać dawno temu - i co jest najdoskonalszym spełnieniem tych fascynacji. Takie błogosławione rozminięcie.
Było też kilka innych.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura