Nie chcę przynudzać, więc część druga będzie ostatnią. Pogawędzimy dziś o rodzajach much i technikach muchowych ("metoda" jest muchowa - a poszczególne sposoby połowu na muchę, jak sucha i mokra mucha, to "techniki") - no i oczywiście o materiałach.
Na początek taka poboczna refleksja. Otóż proszę mnie przypadkiem nie brać za wybitnego znawcę tematu i znakomitego muszkarza - byłby to błąd. Mój status najlepiej chyba opisać słowami "wiecznie początkujący" - bo choć muchuję od lat, to jednak zbyt nieregularnie, nie poznając przy tym żadnej wody naprawdę do spodu (wszędzie jestem "gościem"). Pocieszenie w tym takie, że na każdej wyprawie uczę się jednak czegoś nowego, przyswajam jakiś skrawek wiedzy czy doświadczenia (a może "wiedzy doświadczalnej") niedostępnego za pośrednictwem artykułów i książek. Pouczające są przy tym i zaskakujące połowy (ogólnie na muchę zawsze się coś złowi - jak nie pstrąga, to płotkę lub okonia, albo niedużego bolenia, czy nawet leszcza jak łopatę), i pozostające na zawsze w pamięci niepowodzenia, jak np. niewykorzystanie dobrego żeru dorodnych lipieni na pewnej spokojnej, głębokiej płani Nysy Kłodzkiej. Ożył kawałek wody zwykle dla muszkarzy martwy, odwiedzany za to regularnie przez grunciarzy szukających kleni czy brzan. Było to w najlepszym na suchomuszego lipienia momencie - na początku października. Lipienie żerowały jednak himerycznie, coś zbierały ale moje muchy omijały. W powietrzu fruwały nieduże, oliwkowe jęteczki (popularne oliwki) oraz miniaturowe, seledynowe muszki, zwane w muszkarstwie po angielsku midge (nazwa całej grupy maleńkich owadów - ich imitacje należą do najprostszych, ale łowi się nimi dość trudno). I te lipienie coś zbierały, ale trudno było ustalić, co. Poskutkowała w końcu nowoopracowana mucha na bazie pływającego włosia z podbicia łapki zająca wielkouchego (Lepus americanus), będąca moją interpretacją znanego amerykańskiego wzoru. Mucha brzydka i kudłata, byle jaka z wyglądu i byle jak leżąca na wodzie - ale tylko ona zadziałała. Niestety jednego lipienia zacięłem zbyt ostro i go "zakolczykowałem" (została mu muszka w pysku - pozbędzie się jej), kolejnych dwóch nie trafiłem w tempo (cóż, ta nieregularność) - a potem już zapadła cisza. Liepienie zbierały owady niezbyt gęsto, i dość szybko przestały, w dodatku wzmagał się wiatr uniemożliwiający łowienie. Pozostał żal, że takiej okazji nie wykorzystałem (mogę na następną czekać ze 3 lata - tzn. na dorodne lipienie, które, okazuje się, siedzą w tym miejscu) - ale i zakodowało się pewne doświadczenie. Poza tym przekonałem się, że z całą pewnością w wiązaniu much nie wynaleziono jeszcze wszystkiego, i że również w suchych muchach warto eksperymentować - i trzymam się tej zasady do dziś.
I tak moją ulubioną "małą suchą" (mowa o imitacjach maleńkich jęteczek) stała się szczególnie nieefektowna i niepozorna muszka, wyglądająca bardziej jak paproch, niż jak porządna imitacja jętki. Oprócz wspomnianego włosia z łapki zająca, ma jeszcze tułowik z podszerstku piżmaka (szarego lub barwionego na żółtooliwkowo) przewinięty czarną nicią (ładny efekt segmentacji). Kolejnym wynalazkiem, także o dziwo udanym, i nie mającym odpowiedników wśród wzorów klasycznych czy nawet amerykańskich, były suszki z jeżynką (kołnierzykiem) uwiązaną ze skręconego w nici wiodącej podszerstku piżmaka lub nutrii. Z niedowierzaniem patrzyłem, jak długo utrzymywały się w miseczce z wodą. Na łowisku także pływały, a i rybom się spodobały. Co prawda nie znajdziemy ich w katalogach i książkach o muchach, ale tu i ówidzie ktoś napomknie o takiej alternatywnej, i całkiem niezłej, futrzanej jeżynce z wodoodpornego włosia. Znalazłem nawet fotkę podobnej muchy - ale tylko jedną na cały internet (zrobiono ją z fitra bobra). A cały wynalazek wziął się z lenistwa, czy z mojej słabości w wiązaniu klasycznych jeżynek z piórka. Nie lubię ich wiązać i nie wychodzą mi za ładnie.
Ale faktycznie podstawowym warunkiem udanej wynalazczości jest zamiłowanie do studiowania materiałów, podsuwające zawsze dobre i świeże pomysły. Bierzemy do ręki skórkę piżmaka i "czytamy" ją jak wielowarstwowy tekst: zbita warstwa bardzo ciekawie połyskującego (takich naturalnych połysków nie podrobi żaden syntetyk - podobnie jest w przypadku jedwabiu), popielatego podszerstku, wyższego na grzbiecie a niższego szczególnie przy głowie i... pupie zwierzątka. Odcienie podszerstku od białawego do ciemnosinego. Lekko karbowany, niezwykle delikatny. Jeden z najsubtelniejszych materiałów na tzw. dubbing (wystrzyżona, zmielona sierść skręcana następnie w nici wiodącej, służy do nawijania tułowia, nierzadko smakowicie ościsto-kudłatego: mówi się o takich muchach, że są "robaczywe"), szczególnie dobry na suche muchy, bo piżmak to zwierz wodny, z futrem impregnowanym. Wierzchem skórki widzimy połyskliwą warstwę włosów pokrywowych, wystających nad podszerstek. Są śliskie i spłaszczone, układają się dachówkowato. Przypominają promień z pióra koguta - i faktycznie, dobrze zastępują go w ogonkach suchych jętek. A może by tak zrobić z tego jeżynkę? Owszem, udało się - ale właśnie z podszerstkiem! Zastosowań skromenj, piżmaczej skórki znajdziemy tuziny, niektóre z nich okażą się rewelacją. Trzeba tylko czytać meteriał, patrzeć nań jakby dopiero co został dl amuszkarstwa odkryty, a nie poprzez pryzmat klasycznych zastosowań. A piżmak należy do materiałów prostszych, bardziej jednorodnych. Taki zając przy piżmaku to już cała mapa do studiowania - sama maska zająca (z uszami!) otwiera mnóstwo wspaniałych możliwości krętackich, z zastosowaniami do much suchych włącznie (mam np. doskonałe chruściki ze skrzydełkami ze sztywnych włosów z maski zająca, pływają jak ta lala i ryby je uwielbiają - niestety próby ich samodzielnego wykonania wychodzą mi średnio, to trudna i uciążliwa imitacja; ale jak łowi, jak wygląda!).
Mokre muchy... Na mokrą klasycznie łowi się rzucając sznur pod przeciwległy brzeg i pozwalając spłynąć muchom po łuku, aż pod nasz brzeg. Oczywiście płyną pod powierzchnią. Metoda nieco zapomniana - najmodniejsze są teraz sucha i tzw. dolna nimfa. A na wiosennego klenia i jazia z małej rzeki - chyba jedyna. Z czasem startują i do suchej, jak się zrobi cieplej. Najsławniejszym i być może najuniwersalniejszym wzorem jest Red Tag: tułów nawinięty z ciemnego, kudłatego promienia z pióra pawia, przewinięty drucikiem, jeżynka z brązowej kury i dodatkowo króciutki ogonek z pasemka czerwonego jedwabiu. Mucha najprostsza, która potrafi zdziałać cuda. Ponoć dobrego muszkarza poznajemy po tym, że ma w pudełku dużo Red Tagów. Ja zrobiłem nawet wersję na morze (jeżynka po całym tułowiu, tzw. palmer - ma sugerować jakiegoś skorupiaczka), używaną zresztą powszechnie i przez Duńczyków. Brały mi na to świetnie belony, trafiły się morskie płotki.
Nimfa... Czyli imitacja owada w tym właśnie stadium, larwalno-nimfowym, prowadzona pod powierzchnią wody, biernie, z prądem. Ale to klasyczna nimfa, dziś zwana lekką lub "pedałkiem" (nie wiedzieć czemu) - a najpowszechniejsza stała się ciężka nimfa, zwana polską. Jest to mucha imitująca larwy chruścika, jętki - lub też kiełże; ponadto łowi się na nimfy we wszelkich kolorach, odległych od tego, co ryby zjadają na co dzień (różowe, wrzosowe). Jedną z moich ulubionych przynęt jest pomarańcvzowy kiełżyk. Są to muchy nadziane ołowiem (lameta ołowiana nawinięta na trzonku haka - na to idą właściwe materiały), a obecnie coraz częściej wolframem - te idą do dna wspaniale, toną niemal pionowo prze lżejszym nurcie - i o to właśnie chodzi. Nimfę prowadzi sie przy dnie, często przy dość głębokiej wodzie. Właściwie jest to muchowy wariant przepływanki. Nie obywa się bez głębokiego brodzenia, na Pomorzu często nad wykrotami i zwaliskami, dudzież na grząskim piasku (niebezpieczne kurzawki).
Straemar - klasycznie, imitacja małej rybki wykonana ze smukłych piór kogucich na wydłużonym haku (nadaje to muszce pożądane proporcje). Dziś określa się tak całą gamę przynęt muchowych imitujących wszelkie większe organizmy, takie jak pijawki (kapitalne, czarne "puchowce" pracujące w wodzie jak żywe), rybki (szczególnie dobre są zonkery, ze skrzydełkiem z paska skóry z miękką sierścią - szczególnie dobry królik), żaby, a nawet gryzonie. Prowadzenie, przy silnym nurcie, podobne jak w przypadku mokrej muchy. W spokojnej wodzie - ściągamy linkę ręką, co upodabnia streamera do spinningu. Stąd niektórzy ortodoksi nie uznają tej metody za czysto muchową, a Marek Szymański nazwał ją "upośledzonym spinningiem". Jest to jednak metoda bardzo przyjemna, relaksująca, a ponadto pozwalająca łowić w zasadzie wszystkie ryby drapieżna, włącznie z morskimi.
Jak już się człowiek nakręci nimf czy streamerów (a zwykle są ciągle braki w pudełkach do nadrabiania), to z przyjemnością relaksuje się robiąc wielkie, suche jętki na maj-czerwiec, albo maleńkie skorupiaczki do łowienia belon i płotek w morzu, albo i muchy szczupakowe, których być może nigdy nie użyje (nakręciłem już wiele much szczupakowych, ale łowiłem nimi jak dotąd niewiele). Można to potem obzdjęciować albo poskanować i powiesić na sieci. Na polskich portalach spotka się przy tym z falą krytyki, często jednak przydatnej, korygującej błęby i niedopatrzenia konstrukcyjne. Na portalach amerykańskich - będą wyłącznie achy i ochy, zapewne szczere, ale niezbyt rozwijające. I tak źle, i tak niedobrze.
Swoją drogą, studiując muszkarskie kreacje wybranych wędkarzy, obserwując to, co przez lata wieszają - dostrzeżemy nie tylko postępy techniczne i "ideowe", ale i rodzaj myśli przewodniej, ich sposób rozumowania. W tym sensie, muchy są jak najbardziej zapisem naszych myśli, dociekań i przełomów - zapisywalnych i wyrażalnych wyłącznie w materii muszej. Bardzo to ciekawa sprawa. Zresztą przy okazji jednago z konkursów wyszła ciekawa rzecz - moje muchy są na tyle odrębne i nietypowe, że większość oceniających zwyczajnie ich "nie kuma". Było kilka osób, które je wyróżniły, ktoś nawet napisał, że to bardzo ciekawe muchy i widać wprawną rękę krętacza - ale większośc oceniających zupełnie ich nie dostrzegła. Nie odczytali tego, do czego dochodziłem nieraz latami - a pokazałem tam parę much niezwykle skutecznych, sprawdzonych, na tyle przy tym odbiegajcych od standardów, że często nad wodą ratujących tyłek (ryby też się uczą - by przetrwać). Narzuca się skojarzenie z moimi innymi pasjami, jak muzyka współczesna czy twórczość Becketta - także powszechnie raczej słabo przyjmowanymi i rozumianymi, a wręcz kojarzonymi z pozerstwem itp.
Po co ja to piszę? A tak sobie. Jest to subiektywna, wielce wycinkowa prezentacja pewnego wycinka rzeczywistości - może to kogoś zaciekawić. Na sam koniec spróbuję wkleić skan moich imitacji wielkich larw widelnicy (ew. mogą robić za lawy wielkich jętek i ważek), wykonanych w całości z odpowiednio obrabianej i "frakcjonowanej" sierści nutrii. Zainspirowana pewnym amerykańskim klasykiem, Casual Dress Nymph - ale efekt końcowy jest całkiem inny, i moim zdaniem świetny.
<img src="http://img35.imageshack.us/img35/9347/widelnice.jpg">
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości