kaminskainen kaminskainen
101
BLOG

Jego życie

kaminskainen kaminskainen Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Doczytałem jakiś czas temu książkę Mircea Eliade. Więzień historii Florina Tzurcanu, o której już napomknęłem marginesowo na blogu. No niezła! Cegła nieco w rodzaju dzieła Egona Naganowskiego o Musilu - czyli taka, że się ją z żalem doczytuje do końca, bo chciałoby się więcej. Podróż bez końca Naganowskiego jest trochę jak potężny wykład, albo nawet jak jakieś gigantyczne przedstawienie teatralne (w wyobraźni!), o kulturze Zachodu w międzywojniu - w którym postacią centralną, ogniskującą, stał się akurat Musil. Jak ktoś na s24 wspominał (a był to Eine) - nie zrozumie się modernizmu, nie nadgryzie się Prousta ni Joyce'a (i Witkacego?) bez literatury austriackiej, bez wielkich powieści Musila, Brocha i paru innych (tudzież muzyki - bez Weberna, filozofii - bez Husserla/ Wittgensteina itd.).

Otóż pan Tzurcanu, historyk rumuński (któż by pomyślał - istnieją historycy rumuńscy!), podobnie jak Naganowski, nie tylko bardzo pieczołowicie poopisywał i pouchwycał niezliczone drgnienia, przemiany i procesy, które ukształtowały bohatera jego książki - ale i zdołał tchnąć w swe dzieło życie, odtworzyć atmosferę i ducha tamtych lat. Takie się przynajmniej odnosi wrażenie. Był to z jednej strony czas wciąż burzliwego rozwoju nauki i wielkich osiągnięć kultury - z drugiej, rosnącej potęgi wiadomych, kolektywistycznych i totalitarnych ideologii, prowadzących wprost ku przepaści (biedna Europa pomyka, jak owca do rzeźnika - jak pisał Joyce). I siłą rzeczy autor ze szczególną uwagą śledzi przedziwny proces: Eliade, znany od pewnego momentu jako zażarty przeciwnik komunizmu, niezwykle krytycznie nastawiony również do totalizmów włosko-niemieckich, wpada w objęcia "ruchu legionowego", czyli po prostu rumuńskich faszystów. Ba, można by go uważać za ideologa Legionu Archanioła Michała - podczas gdy przywódcą ruchu był osławiony "mistyk" i "ludowiec" Codreanu, a kimś w rodzaju podpory i nestora - profesor filozofii Nae Ionescu. Uważa się, że to z winy tego ostatniego, mającego na swych studentów wpływ wręcz hipnotyczny, miała miejsce ta plaga wstąpień do Żelaznej Gwardii (nazw Legion i Gwardia używa się dziś zamiennie) - spotkało to wszystkich sławnych później w świecie Rumunów z wyjątkiem dramaturga Ioneski, co odnotowuję z tym większą satysfakcją, iż to właśnie ten człowiek zasłynął później swym wyznaniem nienawiści do lewactwa i lewicowej ideologii. Proszę - jednak trafiają się wybitni intelektualiści odporni na "ukąszenia" i "uwiedzenia"

Tym bardziej było to przedziwne, że Eliade przebywał wcześniej w "Indiach Ghandiego" i zdawał sobie doskonale sprawę, że nie mogło być większego kontrastu dla ówczesnej Europy, branej w kleszcze agresywnych, bezdusznych kolektywizmów (z których jeden określano mianem "prawicowego"). Ruchy faszystowskie z pozoru przypominały ruch niepodległościowy w Indiach, odwołujący się wszak do tradycyjnego, wspólnego światopoglądu. Jednak za atrapami tradycji, a w Rumunii nawet mistycyzmu, stał czysty, nagi kolektywizm, ramię w ramię z przemocą i nadciągającymi represjami. Jak to się stało, że przenikliwy Eliade, człowiek o fantastycznym oczytaniu i poszerzonej perspektywie widzenia (Indie!), zmienił nagle front i poparł całym sercem Legion, a później, w czasie wojny, trzymał stronę Niemiec i Włoch? Niby książka odpowiada na to pytanie, jej autor prześledził cały ten proces z największą dokładnością - a dalej nic nie rozumiemy. Chyba można tylko powtórzyć za Ioneską, że oni wszyscy po prostu powariowali.

Późniejsza postawa Eliadego w tej sprawie nasuwa na myśl opowiadanie bodaj Anatola France'a, wspominane przez Herlinga-Grudzińskiego, którego bohaterem jest Piłat na emeryturze. Zapytany o Jezusa zamyśla się na chwilę - po czym mówi bezbarwnym głosem: nie pamiętam takiego... Eliade wiedział doskonale, że "epizod legionowy" będzie się za nim wlókł przez całe życie. Jego życie - jednak inne niż to opisane w książce Moje życie.

Jako że jest to właśnie książka o skomplikowanym i zawikłanym życiu Eliadego - jego tytaniczne zmagania jako uczonego, rozwój jego doniosłej myśli i kariera literacka są przedstawione krok po kroku, ale w zarysie, tworząc jakby ramę dla jak najdokładniejszego rozrysowania właśnie ścieżek życia wielkiego Rumuna.

Nie napiszę tutaj teraz, że wszystkie te życiowe pomyłki, fatalne nawiedzenia i uleganie demonom ideologii czynią postać Eliadego bardziej ludzką, bardziej złożoną czy fascynującą - co, zdaje się, jest teraz w modzie. Mi dalece najbardziej imponuje prostolinijność i trzeźwość Ioneski, który zawsze trzymał się z daleka od fatalnych "zauroczeń" i stadnych "zaangażowań". On swym życiem wyrysował linię prostą - i właśnie ona jest zagadkowo piękna. Ale cóż - mamy i labirynty, i warto czasem nad nimi przysiąść.

W każdym razie ten labirynt opuściłem nie bez żalu. Pocieszam się opowiadaniami Himilsbacha i eseistyką Herberta.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura