kaminskainen kaminskainen
257
BLOG

Szock aestetico: Hendrix

kaminskainen kaminskainen Kultura Obserwuj notkę 27

Jako rasowy odmieniec nie słuchałem rocka wzorem większości kolegów i koleżanek z klasy licealnej - miałem kolegę od jazzu, a nasi idole nazywali się: Coltrane, Davis, Stańko, Komeda, Namysłowski. Bieda była zresztą ze zdobywaniem nagrań, np. bardzo wiele lat minęło, nim poznałem najlepszy i mój ukochany album jazzowy, czyli oczywiście Out To Lunch Dolphy'ego. Były już jednak pirackie kasety z albumami jazzowymi (do dziś chętnie odpalam np. J-Mood Marsalisa, bardzo wdzięczna płytka), niemal dwa razy droższe od zwykłych piratów z popem i rockiem, a całkiem niezłe rarytasy dawało się wygrzebać spośród fonotekowych winyli.

No i pewnego dnia znalazł się muzyk rockowy, który mnie zaintrygował - był to James Marshall Hendrix, znany bardziej jako Jimi. Miał niewątpliwe inklinacje jazzowe, można nawet powiedzieć że uwiódł świat jazzu, z Milesem Davisem i Gilem Evansem na czele. Nie był to bowiem zwykły rockowy grajek, a zwykle tak się go właśnie słucha: jako szczególnie utalentowanego, ale jednak rockowego grajka i piosenkarza, grającego również niezłe solówki. A on był - cóż za wytarte słówko! - wizjonerem: człowiekiem wpatrzonym w jakiś odległy horyzont, acz wiedzącym, co chce osiągnąć i dążącym do celu spokojnie i w skupieniu. Prywatnie słuchał najchętniej klasyki, szczególnie bodaj Haendla, a w planach nagraniowych miał współpracę z Milesem Davisem. Gdy umarł, wszyscy kolejni gitarzyści Davisa byli tylko Tymczasowymi Zastępcami Hendrixa. Większość słuchaczy daje się jednak zwieść kolorowym szmatkom, fryzurze afro i przygodom z prochami: Jimi miałby być "wyrazicielem" czegoś tam - buntu, czy też swoich czasów - oraz oczywiście gwiazdą rocka. Owszem, do pewnego stopnia był i tym - choć jeszcze u muzyków z jego czasów postawa ta mogła budzic szacunek - dzisiejsi "buntownicy" i "straceńcy" już tylko śmieszą wtórnością i banałem. Ich ewentualne podobieństwo do Hendrixa jest pozorne i złudne.

Ja wówczas od muzyki piosenkowej stroniłem jak mogłem, byłem z rocka całkiem wyautowany. Owszem, znaczyło to we wczesnych latach 90. tyle, co bycie dziwadłem. Muzyka Hendrixa stawiała mi opór, nie rozumiałem jej. Tzn. oczywiście słyszałem rytmy czy frazy, rozróżniałem hit, balladę i bluesową improwizację - to, co wszyscy słyszą słuchając rocka. Jednak chowany na jazzie, wiedziałem doskonale, że coś się za tą szorstkością kryje, że nie są to takie po prostu ot, piosenki rockowe z solówkami. Oczywiście i w ten sposób potraktowane są wspaniałe, jednak nie odbiegają wówczas aż tak kosmicznie od reszty muzyki swoich czasów; a przecież w rzeczywistości odbiegają drastycznie! I w tym kosmicznym dystansie pomiędzy Hendrixem a resztą awangardy łomotów jego czasów (Cream, Blue Cheer...) zawiera się sekret i wielkość Jimiego. Skupione, oderwane od popowego kontekstu słuchanie nagrań Hendrixa (szczególnie polecam koncerty) jest misją i przygodą porównywalną z słuchaniem wybitnych albumów jazzowych czy, powiedzmy, "ostrej" kameralistyki Xenakisa. Trochę mi to zajęło, nim go rozgryzłem i tym bardziej polubiłem - być może w tym momencie, w którym inni już się nim zaczynali nudzić (bardziej w cenie byli The Doors i Joplin z takich rzeczy, czego już nigdy nie zdołałem pojąć: te sprawy stały mi się odległe i obce). Znamienne, że mój jazzowy kolega przyznał, że żadnej mojej kasety nie słuchał tak długo i notorycznie - ale że w końcu ocenił ją niżej od pozostałych moich fascynacji. Mieliśmy zatem trafną intuicję - że jest tam czego słuchać i nasłuchiwać - ale mylną konkluzję: Jimi jednak dorównywał największym jazzmenom. Joachim Ernst Berendt postawił w swej książce tezę, że to właśnie on najlepiej skupiał w swej muzyce styl lat 60. (książka dotyczy jazzu, nie rocka).

Gdy już się przez tę muzykę "przegryzłem" słyszałem ją zgoła inaczej, niż po pierwszych zachłyśnięciach, i w ogóle inaczej słyszałem muzykę - czy po prostu inaczej słyszałem. Nie robiła już na mnie wielkiego wrażenia supergrupa Johna McLaughlina Mahavishnu Orchestra, a ni tym bardziej płaskie, popularne gwiazdki niby to ostrego rocka. I taki był efekt tego szoku i przewrotu estetycznego, o który mnie Jimi przyprawił.

CDN.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (27)

Inne tematy w dziale Kultura