kaminskainen kaminskainen
334
BLOG

Z zamyśleń nad amerykańskim minimalem

kaminskainen kaminskainen Kultura Obserwuj notkę 9

Tradycja ta ma co najmniej kilka oblicz, które pokazują ją z różnych stron - jako zjawisko wbrew pewnym pozorom niejednolite i niejednoznaczne. Po pierwsze, jest rodzajem ciekawostki inspiracja postaciami czy muzyką drugiej awangardy wiedeńskiej: Cage studiował u Schoenberga, a LaMonte Young pisał swe wczesne utwory, w tym przełomowe Trio, pod wpływem muzyki Antona Weberna, którą uważa za jedno ze źródeł swej muzyki (i później nie odżegnywał się od niej bynajmniej). LaMonte przyjął "minimalistyczny" czy "dronowy" kierunek czysto intuicyjnie - po prostu napisał pierwszy w świecie utwór oparty w całości na sustained tones, i uznał ten eksperyment za udany. W swych publikowanych wspomnieniach i uwagach pisze o swym najstarszym zapamiętanym wrażeniu dźwiękowym, gdy był jako dwulatek zafrapowany świstem powietrza w szczelinach kabiny samochodu. Nie mógł tego pojąć i długo wypytywał o nie matkę - by już nigdy ich nie zapomnieć. Być może narodziny amerykańskiego minimalu zawdzięczamy właśnie rozwojowi motoryzacji.

Moment zdania się na intuicję i żywioł w obraniu kierunku poszukiwań estetycznych - czyli pełne zaprzeczenie Schoenbergowskiemu formalizmowi, który i tak niezbędną intuicję i wyobraźnię musiał sobie koniecznie maksymalnie spętać Systemem - da się uchwycić także we wspomnieniu Mortona Feldmana, który musiał odpowiedzieć Cage'owi na pytanie, jak napisał swój (wczesny) kwartet smyczkowy. Zaczął coś mętnie tłumaczyć, na co Cage wybuchnął: Morton, ja nic z tego nie rozumiem! Powiedz wreszcie, jakżeś to napisał! Na to Feldman odrzekł, że tak naprawdę nie ma pojęcia, jak to napisał. Na to Cage wybuchnął entuzjazmem i krzyczał, skacząc pod sufit jak ucieszone dziecko: czyż to nie cudowne!? On napisał coś tak pięknego - i nie ma pojęcia, jak to się stało!

Ten wybuch entuzjazmu i te słowa były potem przez lata wskazówką i pokrzepieniem dla Mortona Feldmana, piszącego coraz lepsze i coraz dojrzalsze utwory o niezrównanej atmosferze i subtelności. Pisz muzykę i tyle - i nie przejmuj się, że nie potrafisz jej "uzasadnić" i "wytłumaczyć", pokazać w partyturze co się skąd wzięło i z czego wynika. Można powiedzieć, że duch wiedeńskich dodekafoników nie zdołał zaciążyć swym ponurym cieniem na muzyce amerykańskiej - i że to jest ta najważniejsza różnica pomiędzy Europą i Ameryką.

Po drugie, znane są jego (minimalu) związki ze swoistym konceptualizmem (Fluxus!) - w tym wydaniu panowie Cage, Feldman i LaMonte Young w zasadzie byli nie tyle kompozytorami, co filozofami (patrz utwory na trzymane przez naście minut dwie nuty), i to nawet bardzo dobrymi filozofami. Co z tego, skoro, jak zauważył w dziennikach Stefan Kisielewski, muzyka chcąca konkurować z filozofią przegrywa już na starcie. Jak każda sztuka, która usiłuje zastępować socjologię, psychologię czy cokolwiek innego: sztuka krytyczna, konceptualna etc. Trudno i darmo - każdy tak może i nikogo w efekcie to nie obchodzi, nie licząc organizatorów wystawy/koncertu i zasiadających na widowni kolegów po fachu. A jednak to amerykańskie wydanie "awangardyzmu" jest jakieś milsze i bliższe sercu - może dlatego, że cały ten ruch był oddolny, nieformalny, że działał bez namaszczenia i powagi Akademii? Stąd miał w sobie coś z zabawy, płatania figli, nigdy nie staczał się w idiotyzm i banał performera "badającego kwestie ostateczne" czy "społeczne" przy pomocy, powiedzmy, kijka i szmatki, co sparodiował nasz Bogusław Schaeffer (! - typowy nieuleczalny awangardysta) w swym Scenariuszu dla jednego aktora.

Czyli drugie oblicze tego minimalu: Fluxus, bohema i lofty. Jest to druga strona medalu, czyli tego o czym wspomniałem wyżej: zaufaj intuicji, idź na całość, baw się dobrze, nie przejmuj się teorią; taki odlot był ostatecznym rezultatem tego podejścia, ale i niezbędnym okresem odreagowania, zejścia do tego co elementarne i pierwiastkowe; po tej "kąpieli odnowicielskiej" w jakiejś tej pra-zupie zabrali się do już naprawdę poważnego i wielkiego komponowania.

Kolejny aspekt, który mi się ciśnie: związki z muzyką oddolną, folkową, rockową itd. Doprawdy można by pomyśleć, że ci ludzie chcieli być wszystkim. Young był saksofonistą improwizującym, a także bluesmanem (tu grał na klawiszach). Cage żywo reagował na nowinki kultury popularnej, wypytywał swoją mamę co sądzi o tej nowej muzyce - rock and rollu mianowicie. Z kręgu LaMonte Younga wyszli muzycy, którzy założyli później jedną z ważniejszych kapel rockowych, The Velvet Underground - choć można bronić tezy, że to w ogóle nie był rock, tylko jakieś takie coś tam. Lou Reed nagrał później album Metal Machine Music (w skrócie MMM), którego fragmenty przetranskrybowano po latach na 12-osobową orkiestrę ze świetnym efektem. Wyszedł czysty minimal Youngowski, może nawet coś w rodzaju jego "ostatniego słowa"? Do czego to brzmi podobnie? Do Youngowskiego Poematu na stoły, krzesła i sofy, które muzycy suwają po scenie przez okreslony odcinek czasu. W nagraniu brzmi zachwycająco, choć monotonnie. Gdyby TO przetransponować na orkiestrę, i dołożyć do tego jakąś improwizującą, dronującą wokalizę - wyszedłby cymesik.

Ale żarty na bok, nawet te życzliwe. Późne akustyczne pejzarze Cage'a, tegoż subtelne pieśni do słów Cummingsa (wherling, whenlings, sons of unless, doughters of ifbut...- na samo wspomnienie ciary idą), dojrzała twórczość Feldmana, niepoddający się łatwym (a nawet jakimkolwiek) klasyfikacjom dorobek Younga - to twórczość o niezaprzeczalnym walorze i ciężarze gatunkowym (choć bynajmniej nie "ciężka"), i stanowiąca klasę i probierz sama dla siebie, zaś jej wpływ na kulturę współczesną jest wręcz trudny do ogarnięcia: nie da się wyliczyć pokrótce, czego byśmy bez nich nie mieli (popularnych Glassa i Reicha też by bez nich nie było). To byli naprawdę wspaniali goście!

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Kultura