kaminskainen kaminskainen
866
BLOG

Ach, ta Rumunia! Ach, ten spektralizm!

kaminskainen kaminskainen Kultura Obserwuj notkę 2

Jak to jest być moim ulubionym kompozytorem? Nie wiadomo! Należałoby spytać profesora Nemescu z Bukaresztu. Przynajmniej w ostatnich dniach został ponownie moim ulubieńcem. Dobroczynna złożoność i subtelność dźwiękowych struktur, ale przy tym nie zamęczająca słuchacza, płynna i lotna; odrębność i oryginalność niewymuszona, niejaskrawa - i w ogóle wszystko wyważone: jeśli już wzniosłość, to wcale nie pompa, a jeśli lżejsze nastroje, muzyka ocierająca się o "ambientalną" (kompozytor używa takiego określenia: ambiental music), to także daleka od banału i lukru. Do tego muzyka Nemescu przechodzi test najsurowszy: ocenę niewyrobionego we "współczesze" słuchacza. Goszcząca u nas w ostatnią sobotę znajoma ma gust muzyczny subtelny, ale współczechą się dotąd raczej nie parała - doceniła jednak robotę bukaresztańskiego weterana stwierdzając, że słychać, oj słychać, że nie pisał tego (tej muzyki) "pierwszy lepszy" (czyt. jakikolwiek bubek z dyplomem kompozycji). Że to trochę taki "Draculescu" (takie wrażenie robi współczecha, gdy trafia na świeży teren), ale jak najbardziej ciekawe i "wporzo", naprawdę dobre. Inaczej mówiąc: klasa światowa, bez dwóch zdań.

Oczywiście aż się prosi o nieco szersze spojrzenie na rumuńską muzykę. Odkryliśmy oto bowiem w XXI wieku (my, szersza publiczność współczechy), że ten niewielki, lekceważony kraj z jakichś nieznanych przyczyn dał światu nieproporcjonalnie wiele; że oprócz Eliadego, Ciorana i Ioneski mamy całą plejadę wspaniałych, unikalnych kompozytorów tworzących być może najsubtelniejszą i najbardziej uduchowioną tradycję muzyki współczesnej (w każym razie jest w czołówce pod względem ezoteryczności i ooręboności/oryginalności). Tenże rys można wyczytać z zachwalanych już tu przeze mnie dzieł Horatiu Radulescu - ale przecież nie tylko. Choćby NonSymfonia nr 5 Octaviana Nemescu stoi w szeregu dzieł wybitnych i kompletnych - obok zresztą wielu innych, których w tej chwili nie spamiętam (i nie muszę pamiętać, bo nie piszę artykułu naukowego czy choćby gazetowego; piszę bloga).

Sięgnijmy więc wstecz... W czasach, gdy awangarda była już w odwrocie, gdy Górecki począł "nową prostotę" swą wspaniałą Muzyką staropolską(1969), a Penderecki z Bargielskim pisali swe pierwsze, i jakże różne, postromantyczne koncerty wiolinowe (premiery ok. połowy lat siedemdziesiątych)... W czasach więc, gdy awangarda uciekła z otchłani ciemnej, gdzie nicość jeno, pustka i straszność - by rzucić się w ramiona Tradycji, by w końcu Znaleźć, a nie tylko Szukać... W tych właśnie czasach, tak opiewanych przez naszych (nie wszystkich) krytyków i kompozytorów - zaistnieli i usamodzielnili się artystycznie także inni kompozytorzy, którym ani w głowie było kopiowanie Szostakowicza. Byli to kompozytorzy znani dziś jako klasycy spektralizmu -  Francuzi (od lat 70.) oraz właśnie Rumuni (od roku 1965 – awangarda spektralna jako reakcja na darmsztadzki serializm i aleatoryzm), choć dobra nowina kiełkowała także w Niemczech, we Włoszech... Spośród Rumunów z nazwiska wymienia się Ştefana Niculescu, Călina Ioachimescu, Horatiu Radulescu, Iancu Dumitrescu i, last but not least, Octaviana Nemescu. Byli to ludzie, którzy, mówiąc słowami Picassa - ostatecznie jednak znajdowali, a nie szukali; zatem ani uciekając od Tradycji, ani nie chroniąc się w jej Ramionach. Ostatecznie potwierdzili ciągłość rozwoju muzycznej tradycji, zamiast recyrkulować rzeczy już ograne, choćby nawet błyskotliwie i twórczo... Za determinację i odwagę pójścia dalej, podczas gdy ostrze awangardy już się stępiło, należy być tym ludziom dozgonnie wdzięcznym. Dzięki nim zostało powiedziane coś, czego nie mógł wypowiedzieć nikt inny w żaden inny sposób.

Aż mi samemu, lamerowi zresztą, głupio, gdy tak po raz kolejny rozwodzę się nad tym spektralizmem - zresztą juz nas, pismaków z kręgu pisma Glissando, nieco w tym względzie mitygowano i sprowadzano na ziemię (bodaj Krzysztof Kwiatkowski ze szczególnym wdziękiem to robił). Ale widać nie mogę się powstrzymać - właśnie to odkrycie stało się dla nas "pokoleniowym" w pewnym sensie doświadczeniem, łączącym młodych fanów współczewchy (jestem zresztą w tym towarzystwie... nieco starszy). Musimy więc o tym gadać i pisać, bo głowy mamy nadal pełne pary i ciśnienia - po tym, jak spektralizm dokonał pełnej sublimacji naszego pojęcia o muzyce współczesnej i poniekąd nawet wrażliwości. I to jest odpowiedni moment, by zacytować słynną opinię Harrego Halbreicha: spektralizm nie jest czymś przypadkowym, jakims tam zaułkiem estetyki, zaledwie punktem na mapie; jest dziś potężnym oceanem, zasilanym przez wiele rzek i wciąż narastających potoków. Na dodatek w Rumunii jest spektralizm naturalną konsekwencją, wyrasta z antropologicznego podglebia kultury tego przedziwnego kraju; dźwiękowo wywodzi się z wprost naturalnych skal i brzmień specyficznych, dętych instrumentów ludowych - z tej ludowej muzyki rumuńskiej, którą zapisywał niestrudzony Bela Bartók...

Czy zatem może dziwić, że w swej formie skończonej, w postaci końcowej (Radulescu), okazał się rumuński spektralizm muzyką niepodobną do niczego, co wcześniej znaliśmy - ale jednocześnie najbardziej "archaiczną", przychodzącą czy wybrzmiewającą "z najgłęszej głębi, z najdalszej dali" (mówiąc Heideggerem)? Nie, to nie może dziwić: najbardziej awangardowe jest wg Cage'a to, co sięga po najbardziej "prymitywne" - ale właśnie po COŚ; nie polega wcale na "zrywaniu" z czymkolwiek, tylko na dokopaniu się do tego, co najbardziej podstawowe i pierwotne.

Warto jeszcze zarysować miejsce i rolę profesora Nemescu w całym tym ruchu, od punktu wyjścia do stanu dzisiejszego. Słuchając składanek z rumuńską współczechą z redaktorem Mendykiem doszliśmy do wniosku, że cały ten rumuński spektralizm był bardzo magmowaty, i że dobrym określeniem na to będzie "kompetentny chaos". W magmie tej jednak dojrzał diament późnej muzyki Radulescu. Zaś obok niej istniała elegancka, wyważona muzyka Octaviana Nemescu, w której było i miejsce na oddech i przestrzeń, na muzyczny obraz kosmosu, że się tak wyrażę: słuchając dobrych utworów Nemescu jakbyśmy stali "pod czarnym niebem naszego kosmosu", gdy wyczyny awangardy potrafią sprawiać wrażenie, jakby nas zamykały w zatęchłym pokoiku. Ponadto przy okazji prezentacji najnowszej muzyki rumuńskiej na Warszawskiej Jesieni (chyba 2 lub 3 lata temu, niestety nie byłem), na której sam Nemescu był i grany, i obecny osobiście, wyszła rzecz ciekawa - że mianowicie ten "rumuński idiom" poszedł w kierunku wyrafinowanej, oszczędnej i przestrzennej muzyki typu "ambient" - w czym dopatrywałbym się wpływu naszego profesora z Bukaresztu. W młodym pokoleniu za najbardziej reprezentatychnych uważa się Dianę Rotaru (nie mylić z Doiną!) i Cristiana Loleę - a z postaci średniego pokolenia koniecznie trzeba wymienić Irinel Anghel, którą strasznie kręcą eksperymentalne i awangardowe happeningi (do obejrzenia na autorskim profilu youtube), ale która, jeśli już coś skomponuje na orkiestrę, to wychodzą jej z tego rzeczy zachwycające (dowód, że "artysta współczesny" i "awangardysta" może być jednak twórcą solidnym i wybitnym - nieważne: "zatem" czy "pomimo" swej awangardowej persony).

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Kultura