Pamiętacie jeszcze określenie third stream? Miał to być (w latach 60.) "trzeci nurt" muzyki - niby to powstały z połączenia dwóch jak dotąd "oficjalnie uznanych" nurtów muzyki artystycznej, tj. (free) jazzu i współczechy. Jak każdy sztuczny twór, skazany był third stream na poronienie; oczywiście, że powstawały i powstają utwory kompozytorów współczesnych wykonywane przez jazzmenów i zawierające istotne elementy jazzu: synkopę i swing, pewien typ ekspresji, improwizację (nawet Penderecki napisał w 1971 roku Actions na Dona Cherry i zespół). Nie złożyły się one jednak na żaden "nurt" - który musiałby wszak mieć swoje własne festiwale i własną publiczność - spontaniczne, a nie zaordynowane odgórnie; po prostu, tu i ówdzie ktoś sobie tego typu utwór wymyśli i zaprezentuje - czy to przed publicznością bardziej jazzową, czy współcześniacką. Albowiem, jak pisał niedawno jeden z naszych kolegów-blogerów - żadne nurty nie istnieją, istnieją tylko doraźnie pisane artykuły, których hasła zostaną podchwycone lub nie. Sztuka zaś rządzi się sama sobą jak jej się podoba, a wszelkie autentyczne jej przejawy i wstrząsy mają charakter bardziej "oddolny", niż "oficjalny" czy namaszczony - czy tym bardziej "nazwany" (i tak przełomy były dziełem młodych, "zbuntowanych" kompozytorów). Były więc te utwory przejawem autentycznej, wzajemnej fascynacji awangardy jazzowej i współczesnej - ale nie były zwiastunem narodzin żadnego "trzeciego nurtu", który próbowano światu zaordynować - nawet, jeśli pewien "nurt", czy raczej "trend", stanowiły. Nie ma żadnego osobnego nurtu muzycznego, równoległego do współczechy i jazzu, który byłby owocem ich "małżeństwa". Już najprędzej doszukamy się spełnienia zapowiedzi trzeciego nurtu w działalności takich awangardowo-jazzowych tworów, jak Transatlantic Art Ensemble - czyli dzieła awangardowych muzyków jazzowych z obu stron Atlantyku.
W międzyczasie jednak świat doświadczył prawdziwej eksplozji autentycznie nowych "nurtów" i zjawisk muzycznych na obszarze zwanym "muzyką popularną", o której fenomenie próbowałem już coś tam pisać. Potraktujmy tu określenie "muzyka popularna" jako synonim rocka - jako że to właśnie rock (najszerzej rozumiany) był tym typem muzyki, która na bieżąco adaptowała dla swoich potrzeb wszystko, co uznała za stosowne - bez jakiejkolwiek żenady i ceregieli (także wszelkie nurty muzyczne mogące sobie rościć współ-własność do tytułu "muzyki popularnej"). Zappa nie tyle nawet był uczniem postmodernistów, co jednym z głównych twórców kierunku (tyle, że od strony rockowej, a nie konserwatoryjnej); rewolucja psychodeliczna, jedna z głównych rewolucji muzycznych XX wieku, była głównie efektem otwarcia się rocka na "odjazdowy" free jazz (od tego momentu stał się rock częścią historii jazzu: jazz zaczerpnął potem wiele z rocka, który wysubtelniał i stał się dla jazzu inspirujący dzięki kontaktowi z jazzem); niemiecka awangarda lat 70. była tak rewolucyjna, bo zaczerpnęła formę i sposób myślenia od amerykańskich minimalistów - podobnie, jak Velvet Underground, wywodzący się wręcz wprost z grona adeptów LaMonte Younga; geniusz Beefhearta polegał na zrekonstruowaniu pierwotnego, wiejskiego bluesa w oparciu o kompozycje kryjące tricki muzyki współczesnej i osiągnięcia Ornette Colemana grającego free jazz w podwojonym składzie (i znów: wpłynął w ten sposób znakomicie na dalsze losy samego Colemana). Inaczej mówiąc, gigantyczny tygiel muzyczny prażący i wypalający w swych niezmierzonych czeluściach wszystko co się da, tygiel zwany arcypojemnym określeniem "muzyki rockowej", stał się częścią wielkiego obiegu idei i osiągnięć muzycznych, mającym zasadniczy wpływ na to, co nazwiemy nową muzyką, muzyką XX wieku, muzyką współczesną, awangardą itd. itp.
Znalazło to już spodziewane odbicie w powszechnie przyjmowanych podziałach i definicjach. Wikipedia, rejestrująca pewien zbiorowy stan świadomości raczej, niż stan wiedzy - a więc wiedzę na poziomie pewnych oczywistości, przeżutą przez mainstream i gazety, nierzadko "stosownie" spłyconą i strywializowaną (i zidiociałą - doda niejeden) wymienia, w haśle dotyczącym "współczesnej muzyki klasycznej" (mówię o wiki anglojęzycznej), nurt muzyki współczesnej będący efektem silnego wpływu rocka. Dokonuje przy tym podziału na kompozytorów, którzy zaczynali jako muzycy rockowi, by w okolicach lat 80. zadomowić się w rejonach muzyki notowanej i współczesnej (Scott Johnson, Steven Mackey, Tim Hodgkinson; dodałbym, przegapionego w wiki, Freda Fritha; a także Zappę - wprawdzie wymienianego w artykule, ale w innym kontekście) - oraz kompozytorów "kompozytorskich" od samego początku, których po prostu rock zainspirował (m.in. artyści związani z fantastyczną formacją Bang on a Can - Annie Gosfield, Evan Ziporyn, oraz Estończyk Erkki-Sven Tuur). Zaznaczono także, że wielu z nich ma preferencje minimalistyczne (weźmy Glenna Brancę) - ale też niektórzy, jak choćby Nick Didkovsky, są od tego bardzo dalecy. No i jak to w wikipedii - nie wymieniono tego, kto byłby w tej sprawie świadkiem koronnym - Fausto Romitellego...
Właśnie Romitelli był tym "akademikiem", kompozytorem z tych najwybitniejszych, z najwyższej półki - który zanurzył się w odmęty rockowej ekstremy i awangardy (także zresztą "technowej"), by zupełnie za jej sprawą odmienić muzykę współczesną. Tak, tego właśnie dokonał - odmienił muzykę współczesną; i póki co widzę go jako ostatniego w szeregu Wielkich, którzy tego właśnie dokonali (po Lutosławskim, Grisey'u, Luigim Nono). Trudno powiedzieć, czy jego oddziaływanie będzie rosło, czy malało - ale na pewno będzie zauważalne. Przy tym inklinacje "brudne", rockowo-technowo-ekstremalne, nie są jakimś dodatkiem do jego muzyki, który można by spokojnie odłożyć na bok - one stanowią w sporej części o jej rewelacyjnym ("objawieniowym") charakterze, były przewidziane jako istotna część architektoniki dzieła muzycznego. Tego już nikt z historii nie wymaże. Rock stał się współczechą, a współczecha stała się radykalnie awangardowo-rockowa; można to porównać go Xenakisa nawróconego na włosko-francuski spektralizm i zaopatrzonego w gitarę elektryczną, albo do Varese'a, ale wywodzącego się z rockowej awangardy i ekstremy, a praktykującego w IRCAM-ie - to jest właśnie taki rodzaj "czadu".
Bardzo ciekawe i istotne są również obszary nazywane grey area between rock and new music(szarą strefą pomiędzy rockiem i współczechą) - tu wśród czołowych muzyków można wymienić awangardzistów i "postrockowców" wywodzących się z okolic grupy Henry Cow (wspomniani Frith i Hodgkinson; także Chris Cutler, nagrywający trans- czy ponadidiomatyczne, awangardowe albumy z takimi współczesnymi kompozytorami, jak Iancu Dumitrescu czy nasz Zygmunt Krauze) oraz Glenna Branki i Sonic Youth (Thurston Moore). W tejże właśnie szarej strefie zamazują się różnice - tak, że nie za bardzo wiadomo: słuchamy już/jeszcze współczechy, czy jednak bardziej rocka (pytanie dotyczy bardziej aspektu "antropologicznego", niż estetycznego)? Są te praktyki i estetyki zakorzenione we wcześniejszej, stricte jeszcze "rockowej" działalności wymienionych muzyków: zbiorowych improwizacjach Henry Cow, tegoż zespołu "kompozycji studyjnej" (szczególnej, rozbudowanej postprodukcji muzyki) czy solowych, gitarowych odlotach Freda Fritha, które w swych najlepszych przejawach nie miały nic zgoła wspólnego z "solówkami", za to bardzo wiele - z budowaniem faktury i formy wręcz quasiorkiestrowej, brzmiącej jak podwodna symfonia elektroniczna. Dawniej marzyłem o usłyszeniu jednej z takich improwizacji w transkrypcji na orkiestrę, postrzegając w niej wspaniały przejaw mojej ulubionej współczechy; doczekałem się transkrypcji analogicznych improwizacji Lou Reeda... Które brzmią inaczej, niż cokolwiek innego, co zna ludzkie ucho. Lou Reed pisał na okładce swej oryginalnej płyty, że to jest właśnie dla niego "prawdziwy rock'n'roll" - choć zapewne wielu nabywcom albumu się to "nie spodoba". Tymczasem okazało się, że jest to "prawdziwa współczecha" - bo jest, i to jaka! Sam słyszałem strzeliste zachwyty młodych krytyków od współczechy nad tą muzyką: że niesamowite, że jak nic innego, że non-stop się w tej muzyce wszystko dzieje, przy jej pozornej statyczności... Takie rzeczy zupełnie przeorają im świadomość - także za paręnaście lat termin "muzyka współczesna" nie będzie już oznaczał tego samego, co dziś.
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura