kaminskainen kaminskainen
359
BLOG

Współczecha - uzupełnienie do "relacji z festiwalu"

kaminskainen kaminskainen Kultura Obserwuj notkę 0

Gdy kiedyś warszawskie "redaktorstwo" od muzyki współczesnej gościło we Wrocławiu, to w ramach "gier wstępnych" zabawiliśmy się w rankingi najlepszych utworów XX wieku. Ja miałem najwięcej domieszek z muzyki I połowy tego stulecia, i w końcu zrobiłem sobie dwa rankingi. Przed chwilą, po paru latach przerwy, zaimprowizowałem sobie nowe "rankingi":

I połowa XX wieku:
1. Igor Strawiński - Święto wiosny
2. Alban Berg - Kammerkonzert (viol, piano i 13 dętych)
3. Anton Webern - Symfonia op. 21
4. Karol Szymanowski - III Symfonia "Pieśń o nocy"
5. Olivier Messiaen - Vingt regards...
6. Claude Debussy - Preludia na fortepian (jako całość)
7. Bela Bartók - Muzyka na smyczki, perkusję i czelestę
8. Anton Webern - Koncert kameralny na 9 instr. op. 24
9. Charles Ives - Concorde Sonata
10.Arnold Schoenberg - Wariacje orkiestrowe

II połowa XX wieku:
1. Witold Lutosławski - III Symfonia
2. Iannis Xenakis - Metastasis
3. Witold Lutosławski - Kwartet smyczkowy
4. Morton Feldman - Rothko Chapel
5. John Cage - Ryoanji
6. Luigi Nono - Omaggio a Gyorgy Kurtag
7. Gerard Grisey - Cztery pieśni na przekraczanie progu
8. Horatiu Radulescu - VI kwartet smyczkowy
9. Edgar Varese - Deserts
10.Witold Szalonek - Symfonia rytuałów

Chyba więcej mam pomysłów na zapełnienie pierwszej listy, a w przypadku drugiej mam przy każdym utworze wątpliwości i najchętniej wpisałbym po prostu 10 kolejnych utworów Lutosa, począwszy od dramatycznej Muzyki żałobnej na smyczki, na IV Symfonii skończywszy. W przypadku pierwszej połowy XX wieku widzimy już bardzo jasno, co przetrwało i się sprawdziło jako "zdolne do życia", a co było tylko ciekawostką. W muzyce powojennej nigdy nie ma się pewności. Pewność mam tylko w przypadku Lutosa, który tworzył nowy język wyrastając wprost i całkowicie z klasyki, z cywilizacji łacińskiej (modelowy przykład takiego rozwoju) i w przypadku Xenakisa, który tworzył muzykę niejako "zapomniawszy" wszystko, co tworzono wcześniej; on nie tyle "podważał" normy estetyczne, co nie zwracał na nie najmniejszej uwagi (ot taki inżynier, mastodont, kosmita, Grek, a może i Żyd :) Jego muzyka ma z kolei a) ogromną, przemożną siłę wyrazu i b) architektoniczną solidność - przymioty "zawsze na czasie" (choć pisano o nim również krytycznie - patrz Griffith w Modern music anf after). Ci dwaj geniusze będą coraz mocniejsi i coraz bardziej górujący nad resztą XX wieku (nawet, jeśli w przypadku Lutosa będą to póki co dostrzegać głównie Polacy :)
Nie wiem natomiast, co będzie ze Stockhausenem. Wspaniałe, okrutne utwory pisał Helmut Lachenmann - ale czy aby one przetrwają? Wiele cudownych, pamiętnych utworów, które dopiero zapowiadają jakąś Wielką Muzykę, w rozumieniu barokowym (Ligeti?). Ustwolska, Lady with the hammer, pisząca jak "Czajkowski XX wieku" (no właśnie, na ile to wystarczy?). Cudowne, śródziemnomorskie efemerydy Szalonka (na listę trafił utwór dojrzały, syntetyczny, potężny, kosmiczny - symfonia na kwartet smyczkowy). Szkoła postcageowsko-postyoungowska, aż do Metal Machine Music Lou Reeda rozpisanej na małą orkiestrę (rzecz żywa i wspaniała). Nie do pominięcia oczywiście francusko-włoska szkoła spektralna, w której jednak, jak dla mnie, zbyt wiele wysmakowania i kunsztu względem jakiejś "mocnej" i "własnej" treści - ale może to tylko moje skażenie właśnie XX wiekiem... Z tej działki wyróżniłem jeden utwór (wstrząsające, totalne arcydzieło Grisey'a) i jednego kompozytora (akurat Rumuna, nie Francuza czy Włocha) - to i tak b. wiele, zważyszy że wybieram 10 pozycji. Może właśnie z tej perspektywy, z tym nowym "urobieniem" (spektralizm), będziemy sobie wyrabiać właściwy pogląd na wszystko, co się wydarzyło w XX wieku.
Hm... Niby własna intuicja - a już to w podobny sposób formułowano... :))
A wracając do pierwszej połowy wieku - właśnie teraz przyszła mi ochota na pianistykę Schoenberga, może najlepiej w wykonaniu Polliniego. Niestety nie mam w wersji cyfrowej...
Muszę też upolować to przepiękne wykonanie koncertu kameralnego na skrzypce, fortepian i 13 instr. dętych Albana Berga, które zgrałem sobie kiedyś z vinyla w fonotece. Czyli najpierw muszę sprawdzić, co to było za wykonanie... Skrzypce "o barwie miodu", dźwięczny fortepian, giętka materia orkiestry - no cudo*. Mam na CD wykonanie z Zukermanem i Barenboimem, ale nie umywa się ono do tego z winyla. To cudowny utwór, ale wymagający szczególnego trudu interpretacji, a może jakichś predyspozycji. Pinchas & Daniel brzmią zbyt "brutalnie", są za toporni w swej wirtuozerii. A utwór jest chyba szczytowym osiągnięciem nurtu zapoczątkowanego przez Schoenberga w Symfonii kameralnej, a polegającego na rozbiciu faktury orkiestry na "rozsypujące się" motywy i barwy instrumentalne. Berga często nie trawię, ale ten koncert to arcydzieło, jedno z najwspanialszych w pierwszej połowie XX wieku. Ale też ważne jest wykonanie.

* Ktoś kojarzy to cudowne wykonanie bergowskiego arcydzieła? Po drugiej stronie był jakiś Ligeti. W razie czego proszę o kontakt. Muszę to zdobyć.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura