kamiuszek kamiuszek
2387
BLOG

Świat na opak, czyli o przewadze życia toposów nad życiem

kamiuszek kamiuszek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

 

wyraźniejsza wersja: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Lamentation_over_the_dead_credit.jpg

Oryginalny obrazek opatrzony jest wierszykiem. W internecie nie ma tekstu w wygodnej formie. Czytelnicy muszą się zadowolić próbą zapisu, która jest niedoskonała, ale wierzę, że oddaje treść w stopniu wystarczającym. Sporządziłem po amatorsku na podstawie podglądu dostępnego tutaj:

 

///Na końcu notki jest tekst przygotowany przez A-tema - dużo bardziej zrozumiały niż ta wersja poniżej, więc można ją pominąć///.

 

CREDIT umarł / nowina nigdy niesłychana /

Teraz nowo do druku z pilnością podana

Dla rozmaitych ludzi ażeby wiedzieli /

O umarciu Credita żeby mi wierzeli.

Wielu ludzi oszukał ten Credit widzicie,

O czym niżej czytając lebiej się dowiecie.

Oto Kupiec z membronam stoi nad Creditem /

Wolałby był z piniadzmi abo spewnym (Exitem?).

Ormianin Credytował towar rozmaity /

Za gotowe przedając / miałby grosz obfity. /

Także panow muzyków kilka kroć oszukał

Aby na Credyt poszli grać / (...?) ich posukał.

 

Drukarz też swoje Księgi nie raz Credytował /

Po tym gdy Credyt umarł zaś tego żałował.

Malarz myśli stojący / czy go wymalować /

nie dałby nic bo umarł, lepiej go żałować.

(...?) złotnik narzeka / Credytował wiele /

Łańcuchy / i klejnoty / także i manele

Rzeźnik mówi i ja też mieso rozborgował/

za coż będę na male(?) w targ woły kupował.

Krawiec rwie się za głowę że mu nie płaczono /

Od roboty / a robić pilno go szukano.

Alchimista(?) zawiodły(?)/ za Olejki rożne /

Nie da już nic na Credyt / i na słowa prożne.

 

Aptekarz stoi świecąc / bo mu nie zapłacił /

za lekarstwa rozliczne / dla niego potracił.

Cyrulik pacjentów tak wiele kurował /

Nie jeden go oszukał, bo mu obiecował.

Kuśnierz też rozborgował futra rozmaite /

Nie borgując miałby był piniadze obfite.

(...?) nieboraczek swoje(?) wierna(?) praca(?)/

Rozborgował / teraz (...?) niej (...?) karczmie chyżo (...?)

I(?) Szynkarka nieboga pilno się dziwuje

Że jej winien za napoj / tego dziś żałuje.

Żyd też (...?) z lamentem (...?) Credycie/

Oszukałeś mnie bardzo na mojej kalecie(?).

 

Przekupka w po(?)śród Rynku na Credyta płacze /

Piekarz go klnie iże mu winien za kołacze.

Stolarze / i Snycerze z daleka patrzają(?) /

(........?) Credit przeklinają.

I insi Rzemieślnicy bardzo narzekają /

Że na ten rok nikędy(?) Credytu nie mają.

Przestrzegam was nie chodźcie nigdzie bez pieniędzy

Bo dla tego Credytu nie jeden jest w nędzy.

O nieszczęsny Credycie / coś nam to wyrządził /

Lepiej żebyś we zdrowiu upiwszy się błądził.

Po karczmach po ulicach i choć byś też zachorzał

Oszukałeś nas bardzo / żebyś w piekle gorzał.

 

W porządku. Mamy więc jakie takie wyobrażenie o całości dziełka z połowy XVII wieku. Sens tego utworu nie jest tak odległy od naszych zmartwień, abyśmy zaraz musieli szukać umocnionej autorytetem interpretacji. Gdybyśmy jednak taką interpretację znaleźli i przyjęli na wiarę, to zdarzyłby nam się kłopot. Można trafić w internecie omówienie podpisane wspólnie przez dwoje prominentnych naukowców – Karolinę Grodziską i Wacława Waleckiego. W ich tekst opublikowane na poważnej witrynie musiał wkraść się błąd. Inaczej być nie może, bo w podsumowaniu „Krótkiego eseju o umarłym kredycie” owi państwo stwierdzają:

"Satyryczny ton wiersza zdaje się jednoznacznie wskazywać na jego proweniencyjne środowisko w sowiźrzalskim kręgu twórców literatury polskiej połowy XVII wieku. Ironiczny, miejscami sarkastyczny ton wypowiedzi jako żywo przypomina ich filozofię świata widzianego na opak, w krzywym zwierciadle. Świata, który śmierć Kredyta przywodzi na krawędź upadku..."

Świat ludzkich postaw, poglądów i nastrojów jest przebogaty. Opalizuje wszechtęczą jak pawi ogon w słońcu. Przykładów na to w salonie mamy aż nadto, więc i nie trudno uwierzyć, że ktoś powyżej zacytowaną opinię uzna za objawienie, tym chętniej że ładnie się mu to podsumowanie wkomponuje w szkolne formułki interpretacyjne. Taki ktoś może zaprosić rodzinę na wyczynowy spacer turystyczny. Kiedy już doprowadzi zdrożonych podopiecznych do odległej, zapomnianej przez Boga i ludzi gospody, ucieszy się niewątpliwie i rozbawi na widok kartki w drzwiach: „Awaria terminala – kart kredytowych nie przyjmuje się”. A gdy się jeszcze okaże, że nikt nie wziął na wycieczkę gotówki, to wszyscy rozpromienią się ciepło. Zaś najbardziej szynkarz, aż będzie rękami bił po udach. Satyra, ironia i praktykowanie sowiźrzalstwa jest wiecznie trendy. Co prawda mało tych atrakcji w omawianym wierszyku, ale co tam.

Zdaję sobie sprawę, że teraz wystawiłem się na zarzut anachroniczności. Bo gdzie starodawny kredyt, gdzie literatura, a gdzie nowoczesne środki płatnicze z czipem. Byty niniejsze nie posiadały i nie posiadają żadnej wspólnej płaszczyzny w żadnym możliwym do akceptacji kosmosie. Jak nie wierzycie, to spytajcie ostatniego hiroła blogosfory – Piotra Piętaka – ten już objaśni, że nic się z niczym nie łączy i tak jest świetnie.

Zostawmy przykład z życia współczesnego i analogię emocjonalną, bo drobna ona i ledwie wycinek problemu ukazuje. Pójdźmy po kolei. Przyziemnie, publicystycznie, propagandowo a na końcu wskoczymy na poziom meta. Uprzedzam, że nie będzie zwodów, ani zaskoczek. Jak na solidnych schodach stopnie nie powinny sobie zaprzeczać, unieważniać niższych, powinny raczej wynikać jeden z drugiego. Przepraszam za ewentualne potknięcia.

Mamy na obrazku młodego singla, który narobił długów, napożyczał, nadokazywał, najadł się, napił, wystroił, utańczył i zanim zdążył uregulować rachunki, przeniósł się do krainy wiecznego chilloutu. Zostawiając wierzycieli, jak tego kupca, z gołym Membronem w garści. Da się tak najdosłowniej przeczytać? Da się. Czy wierzyciele mają powód lamentować? Mają. Czy będzie to emocjonalna reakcja na opak lub opis świata na opak? Nie.

Jeśli ktoś czytał cały „Krótki esej”, to wie że państwo badacze proponują umieść utwór w przegródce z napisem plakiety i demonstracje słowno-graficzne w punktach usługowych. Trudno tu cokolwiek zarzucić. Istotnie widać podobieństwo użytkowe takich haseł jak „Za darmo od jutra”, „Szanuj barmana swego, możesz mieć gorszego” do komunikatu „Kredyt umarł”. Tyle tylko że lament słabo wywiązuje się z obowiązków tej formy. Komunikat nie jest wygłoszony za pomocą dużego tytułu, headline'u. Nie bije po oczach. Gdyby go szynkarka przybiła nad kontuarem, goście stojący na końcu ogonka po frytki, nie mówiąc już o zakładowej wycieczce zajmującej ławy pod oknami, nie mieli żadnej możliwości zapoznać się z dyscyplinującą przestrogą. Dziełko jest zaprojektowane tak, jakby było przeznaczone raczej do odbioru intymnego. Przypomina z layoutu karteluchu, które osłaniają tace w Macdonaldsach. Też jest coś narysowane, a i poczytać można. Taki karteluch dostaje się po zapłaceniu za frykasy, więc informacja, że karty debetowe nie działają, byłaby keczupem po obiedzie. Zaznaczam dla spokojności, że ta dygresja na temat funkcjonalności projektu nie służy wykazaniu błędu warsztatowego ani państwu badaczom, ani siedemnastowiecznym projektantom Lamentu. Ułatwi nam być może przejście na schodek publicystyczny.

 

Utwór datowany jest na połowę XVII wieku, angielska wersja wikipedii wskazuje precyzyjniej okolice roku 1655. Państwo badacze podejrzewają, że „Lament” mógł być bezpośrednio zainspirowany podobnym utworem wydrukowanym prawdopodobnie w Norymberdze w roku 1637. Zatrzymajmy się tutaj. Jest środek wojny trzydziestoletniej, w wyniku której liczba mieszkańców w różnych krainach Rzeszy spadła o jedną trzecią, na niektórych połaciach mapy nawet o dwie trzecie. Łatwo więc sobie wyobrazić, że znacznie wzrosła kłopotliwość ściągania należności, zaś wskaźnik zaufania społecznego opadł niebezpiecznie blisko literki E jak empty. Norymberscy publicyści oddali więc ogólny nastrój gospodarczy czasu – no bo przecież tym publicyści się zajmują.

Podobnie u nas, czyli w przypadku „Lamentu”. Rzeczpospolita właśnie jest po przygodzie zwanej Powstaniem Chmielnickiego i na domiar złego zaczyna się Potop. Potop – zwany tak przecież nie od nagłego zalewu chińską taniochą, ani tym bardziej od gwałtownego poprawienia się naszej płynności finansowej.

Krakowscy dziennikarze, idąc za przykładem norymberskich kolegów też mogli odnotować fakt kłopotów w obrocie bezgotówkowym. Mogli. Czy byłby to obraz świata w krzywym zwierciadle? Nie. A że brak tu omówienia sytuacji geopolitycznej, to i nie dziwota, bo i dziś w prasie kolorowej radzi się jak żyć w kryzysie, niekoniecznie zaś informuje o przyczynach bessy.

Powyższe odczytanie jest do zaakceptowania. Nic tu nie zmyśliliśmy. Teraz zaczął czas stawiania hipotez propagandowych.

 

Odłóżmy na bok norymberski pierwowzór, łatwo nam będzie, bo nigdy nie mieliśmy go w rękach. Zostańmy przy "Lamencie". Zdaje mi się, że przyziemnie i publicystycznie ten utwór jest słaby, któż mógłby zechcieć wydawać taką oczywistość? Kto chciałby na jej zakup wydawać pieniądze? Są setki utworów lepszej jakości, zabawniejszych, lepiej zrymowanych. Po cholerę dystrybuować takie nico? W dodatku wypuszczone raczej w pośpiechu, o czym świadczą dziwne oboczności „piniądze”- „pieniędzy”, „lebiej”-„lepiej”. Zresztą nie znam się – to jest pole do popisów dla ludzi kompetentnych. Zwracam tylko uwagę na niestaranność składu i jedziemy o propagandzie.

Skutki upowszechniania wieści o śmierci kredytu, mogłyby tylko pogłębić gospodarcze kłopoty. I dziś przecież uważa się, że odpowiedzialne media nie powinny nakręcać kryzysowych nastrojów. Ukrywać kryzysu też nie powinny. Ale czarnowidztwo to nie jest sposób na rozruszanie gospodarki. Znów narażam się na obelgę – anachronizm! Ale nie robi to na mnie wrażenie, bo zaraz sprowokuję do gorszych wyzwisk.

Trudno, nic o propagandowym zastosowaniu „Lamentu...” nie wymyślimy bez wiedzy o tym, za czyje pieniądze i na czyje polecenie poszedł „Lament...” do druku. Jak był dystrybuowany, kto go nabywał, czy rozdawali to przy wejściu do metra, czy w klasie biznes? Może ktoś „Lamentem” oblepił każdą bramę, a ktoś inny zdzierał z parkanów. Nie dowiemy się. A warto by było.

Uprawnionym jednak jest umieszczenie w miejscu i czasie. Kraków, połowa XVII wieku. Gdzieś między Powstaniem Chmielnickiego i Potopem. W przypadku obu tych wydarzeń cele polityczne ich sprawców miały znaczenie drugorzędne i były tylko zasłoną dymną, która, jak to w takich razach bywa, zamiast z czasem się rozwiać, zgęstniała.

Niedawno Gabriel opowiedział mi anegdotę, którą podobno wszyscy znają. Ja nie znałem, więc może i innych ucieszy. Gdy Vasco da Gama - przetarłszy dziewiczy szlak morski do Indii - wysiadł w Roku Pańskim 1498 roku na egzotyczny ląd, to spotkał w mieście Kalikat... kogóż spotkał? Żyda z Poznania. Takiego pewnie jak ten pan w lewym górnym rogu obrazka, który macha nam na powitanie. Być może nawet grymas miał na twarzy równie dramatyczny. Ubrany mógł być podobnie – po pańsku – tylko bez tej idiotycznej kryzy. Otóż Żydzi z racji tysiącletnich tradycji i ogólnoświatowej diaspory byli po prostu z naturalnych powodów specjalistami w handlu międzynarodowym. W tym handlu, którego jeden z głównych szlaków wiódł przez tereny administrowane przez Rzplitą. Przyjrzyjmy się Ormianinowi stojącemu w środku obrazka. Ubrany równie godnie, chyba nawet z gronostajowymi wyłogami. Pan ów, jak sama nazwa wskazuje, pochodzi z Armenii. To taki kraj w połowie drogi z Indii do Niderlandów. Drogi lądowej. Konkurencyjnej dla morskiej, wokółafrykańskiej. Konkurencyjny poważnie, bo podróże oceaniczne to nie są żarty i wymagają większych i bardziej ryzykownych inwestycji niż karawana mułów.

W połowie XVII wieku opłacalność transportu morskiego gwałtownie wzrosła. Postarał się o to Chmielnicki wymordowując naszych Żydów – takich jak ten z obrazka. Przychodził Chmielnicki pod miasteczko i składał ultimatum: dawać Żydów, bo zabijemy wszystkich. No i niestety miasta i miasteczka wydawały Żydów na pewną śmierć – a Chmielnicki szedł dalej. Lwów – duży warowny gród – odpowiedział Chmielnickiemu, że Żydów nie dostanie. Na odczepnego ten geniusz wolności i samostanowienia otrzymał spory okup. I sobie poszedł. Dziwne to powstanie Chmielnickiego, którego głównym celem zdaje się być zniszczenie sieci obsługującej międzynarodową autostradę kupiecką, z której wszyscy przecież żyli. To tak jakby w kraju, którym chce się rządzić, podcinać najważniejszą gałąź, na której cała gospodarka siedzi. Ale, jak mówi Szekspir, w tym szaleństwie jest metoda.

O Potopie to już w ogóle nie ma co gadać – bo polityczny cel, czyli kłótnia w królewskiej rodzinie o Koronę Rzplitej, to ściema dla powiatowych politykierów. Kiedy przyszli Szwedzi, Polacy mogli sądzić, że to taka tam ekspedycyjka i rozrywka koronowanych głów. Nie ma po co się mieszać. Monarchowie wyjaśnią sobie, kto tu rządzi i spokój. Może to i lepiej nawet, żeby wygrał Karol Gustaw, bo wtedy pod wspólnym berłem cały Bałtyk nasz i dopiero się zacznie prosperity. Tak sobie mogło myśleć pospolite ruszenie. A gdy się okazało, że jedynym celem Szweda jest ordynarna grabierz, było już trochę za późno na myślenie. Kto żyw tłukł i wypraszał gości.

Oba te wydarzenia zapewne miały takie cele, jakie skutki przyniosły. Zaowocowały tragiczną zapaścią gospodarczą w ważnej części ogólnoświatowego szlaku handlowego.

W tym czasie król Anglii Karol II przez wiele lat może sobie pozwolić na lekceważenie parlamentu. Po prostu go nie zwoływał, bo nie potrzebował zgody na podatki. Według polskiej badaczki, pani Sybilli Bidwell, Karol II miał w połowie XVII stulecia wystarczające dochody z ceł. My ten wzrost dochodów możemy powiązać z wielce prawdopodobnym wzrostem rentowności transportu wokółafrykańskiego i ze złotymi żniwami dla zachodnich paserów obracających dobrem skradzionym nad Wisłą.

Prawda, że na tym tle historyczno-geopolitycznym „Lament...” wygląda jeszcze ciekawiej? Rysują się dwie możliwości propagandowe. Optymistyczna taka: „Lament...” jest wezwaniem do wyjęcia gotówki ze skarpet i używania jej w celu ożywienia niedomagającej gospodarki. Pesymistyczna: podkręcenie wzajemnej podejrzliwości i obniżenie wiarygodności kredytowej wszystkich podmiotów gospodarczych.

 

A teraz wreszcie z dawna wyglądana meta. Poziom meta - na którym przy omawianiu utworów literackich wychodzi się poza świat opisany i próbuje wyciągnąć refleksje ogólniejszej natury, wzruszenia i mądrości ponadczasowe. Było trochę o nietrafionym sowizdrzalstwie, więc skoro jest tak lubiane, w tym właśnie tonie uprasza się polskich badaczy, a w szczególności tych decydujących o działaniu całych instytucji utrzymywanych z państwowych pieniędzy: Badacze! zamiast fantazjować urokliwie o domniemanym zastosowaniu kartelucha jako wystroju scenograficznego w teatrze pudełkowym, wspomnijcie czasami co nieco o kontekście żywotnych interesów. Zamiast śledzić wędrówkę motywów literackich przez wieki i kontynenty, napomknijcie niekiedy o skrytych motywacjach pozaartystycznych, które mogły kierować pojawieniem się danego motywu. Dlaczego się uprasza? Bo Kredyt zaufania do Was już ledwo dycha! I nie ma znaczenia, czy zwierciadełko krzywe czy proste – na jednym i drugim widać tchnienie coraz to niklejsze.

 

A tu tekst wierszyka sporządzony przez naszego kolegę A-tema. A-temie dzięki.

 

Credit umarł (nowina nigdy niesłychana)
Teraz nowo do Druku z pilnością podana
Dla rozmaitych ludzi, a żeby wiedzieli
O umarciu Credita żeby mi wierzeli.

Wielu ludzi oszukał ten Credit, widzicie.
O czym niżej czytając lepiej się dowiecie.
Oto Kupiec z membronam stoi nad Creditem,
Wolałby był z piniądzmi abo sperrnym kwitem *).

*)
sperren (nm.) zamknąć, zabezpieczyć
sperrny kwit = czek mający pokrycie (w złocie, w zdeponowanym towarze, zamkniętym w komorze celnej)

Ormianin Credytował towar rozmaity.
Za gotówkę przedając, miałby grosz obfity.
Także panow muzyków kilkakroć oszukał
Gdy na Credyt poszli grać, jeszcze ich pofukał. *)

*)
pofukał = ofuknął

Drukarz też swoje Księgi nie raz Credytował,
Potym, gdy Credyt umarł, zaś tego żałował.
Malarz myśli stojący, czy go wymalować,
Nie dałby nic, bo umarł, lepiej go żałować.

Bij*) złotnik narzeka. Credytował wiele:
Łańcuchy i klejnoty, także i manele.
Rzeźnik mówi: i ja też mięso rozborgował,
Za coż będę na wale**) w targ woły kupował?

*)
bij [tur.] także: bej, bih, beg, beh, behj = pan (tu: pan złotnik, tytułowany po turecku, por. pan szewc, poniżej!)
**)
wahl [nm.] = wybór
na wale = gdy mam wolny wybór, do wyboru

Krawiec rwie się za głowę, że mu nie płacono
Od roboty! A robić pilno go szukano.
Alchimista zawiodły*) za Olejki rożne.
Nie da już nic na kredyt, ni na słowa prożne.

*)
zawiodły = zawiedzony, oszukany (na kredycie)

Aptekarz stoi świecąc, bo mu nie zapłacił
Za lekarstwa rozliczne - dla niego potracił.
Cyrulik pacjentów tak wiele kurował,
Nie jeden go oszukał, bo mu obiecował.

Kuśnierz też rozborgował futra rozmaite.
Nie borgując miałby był piniądze obfite.
Bij Szewc nieboraczek swoją wierną pracę
Rozborgował. Teraz po niej w karczmie chyżo skaczą.

*) skaczą [przeniesione do NASTĘPNEJ linijki, trick drukarski]
tu: depczą jego buty, uszyte na kredyt, w tańcu karczemnym

A Szynkarka nieboga pilno się dziwuje
Że jej winien za napój, tego dziś żałuje.
Żyd też Aucy*) z lamentem iczkaporc*) Credycie,
Oszukałeś mnie bardzo na mojej kalecie**)

*)
??? - nie wiem [Aucy = jęczy???]
**)
kaleta = sakiewka

Przekupka w pośród Rynku na Credyta płacze,
Piekarz go klnie, iże mu winien - za kołacze.
Stolarze i Snycerze z daleka patrzają,
Ślosarze i Kowale Credit przeklinają.

I insi Rzemieślnicy bardzo narzekają,
Że na ten rok nikędy*) Credytu nie mają.
Przestrzegam was nie chodźcie nigdzie bez pieniędzy
Bo dla tego Credytu nie jeden jest w nędzy.

*)
nikędy = znikąd

O nieszczęsny Credycie! Coś nam to wyrządził.
Lepiej żebyś we zdrowiu upiwszy się błądził.
Po karczmach, po ulicach, i choć byś też zachorzał
Oszukałeś nas bardzo -- żebyś w piekle gorzał.

 

 

kamiuszek
O mnie kamiuszek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura