Mówienie o zamachu pod Smoleńskiem służy Rosji - sugerują niektórzy.
A czy mówienie o tym, że zamachu nie było, Rosji nie służy?
Chyba byłoby najlepiej, gdyby ci wszyscy, którzy z taką troską zastanawiają się nad tym, co służy Rosji, po prostu przyznali się, że oni jej również służą.
Można sobie bowiem dyskutować o tym co i komu służy, ale jednego możemy być pewni. Dumnemu, z własnego wyboru spadkobiercy ZSRS i Cesarstwa Rosyjskiego, jakim jest Rosja, nie służy mówienie prawdy i dążenie do niej.
Bo taki jest po prostu ontologiczny wymiar tego postkagiebowskiego bytu państwowego, jakim jest Federacja Rosyjska. Twór ufundowany na kłamstwie i manipulacji. Nienawidzący prawdy w takim stopniu, że gotowy wydać ponad 20 mln dolarów na zamordowanie jednego człowieka (Litwinienko), który całą, znaną sobie prawdę już powiedział.
O ile jeszcze dwa lata temu wspominanie, bez dowodów, a jedynie na podstawie intuicji, o zamachu pod Smoleńskiem mogło straszyć tchórzliwych i paraliżować pragnących świętego spokoju, to już obecnie powtarzanie tezy o możliwym zamachu, wspierane rosnącą liczbą poszlak i dowodów pośrednich, będzie działać wręcz odwrotnie.
Tym bardziej, że wszyscy będą widzieli, że nie wywołuje to chrzęstu sowieckich gąsienic na polskich ulicach.
Poza tym, warto chyba oddać intuicji, co jej się należy. Czy jeśli spacer przez bandycką dzielnicę, mający na celu odwiedzenie grobu bliskich na lokalnym cmentarzu, zakończy się pod spadającą cegłą, domniemywanie iż nie był to przypadek jest zupełnie nieuzasadnione?
No i jest jeszcze ten wymiar globalny, czyli w jaki, najskuteczniejszy sposób, "umiędzynarodawiać" sprawę Smoleńska?
To oczywiste, zwłaszcza po dwóch latach, że jeśli doszło do zamachu, nic by się nie udało bez ścisłej współpracy III RP i państwa kagiebistów. Ale kogo na świecie obchodzi zarzucająca swojemu rządowi zbrodnię opozycja? Oczywiście, jeśli to nie jest będący pod czujnym okiem George'a Clooneya Sudan, albo inna Birma.
Natomiast słowa zamach w kontekście serdecznych kumpli Obamy czy Angeli nie da się nie usłyszeć. Tym bardziej, że zwłaszcza w wypadku Ameryki, miłość to dosyć trudna, i nie zawsze wspierana bezgraniczną dozą amerykańskiej tolerancji.
Można to słowo oczywiście ignorować, tylko że będzie się ono pojawiało, jak smród spod drogich garniturów Putina i Miedwiediewa, niechby i co dziesiąte ich publiczne wystąpienie. No a ile razy na miesiąc w światowym obiegu informacyjnym pojawia się rząd III RP, a ile razy Rosja?
Inne tematy w dziale Polityka