Kolejne wybory się zbliżają i jak zwykle trzeba będzie wysłuchać, obejrzeć i przeczytać, jeśli oczywiście ktoś na oglądanie, czytanie i słuchanie ma ochotę, te same, pokryte pleśnią, rdzą i śniedzią zestawy suplementacyjno-pobudzające dla niemyślących.
Jarosław Kaczyński mówiąc prawdę będzie jątrzył, oskarżając winnych będzie sobie strzelał w stopę, a spuszczając z łańcucha Antoniego definitywnie płoszył już przecież prawie lgnące do niego stada lemingów.
Najbardziej mnie jednak bawi kanoniczny tekst o kopaniu sobie przez Jarosława politycznego grobu. Przypomina on trochę, uprawiane ongiś przez lektorów KC PZPR rekolekcje z "nieustającego zbliżania się do komunizmu". Biorąc je na serio, należałoby przyjąć, że opisywany przez nich komunizm nie tylko dawno nas już minął, ale w dodatku był niewidzialny.
Podobnie rzecz się ma z Jarosławem. Po kilkudziesięciu latach "kopania sobie grobu" dawno już powinien dyskutować o polityce z kangurami, obserwując jak na jego widok z przerażeniem ucieka Stary Wiarus. A on wciąż kopie. Może już w drugą stronę?
Najciekawsze, że takie teksty najczęściej piszą przysypani wapnem i leżący w długim, głębokim dole, nad którym kałmucy właśnie kończą dopalać machorkę, zanim wsiądą do spychaczy.
Ot, potęga nieuświadomionej autoironii pokolenia nieistniejących.
Inne tematy w dziale Polityka