Jak się nie ma, co się lubi...
Najpierw Łukasz Kubot przypomniał sobie, jak się wygrywa. I choć nie jest to żaden wielki sukces, w końcu tylko pierwsza runda turnieju, dopiero jego drugie zwycięstwo w tym sezonie, to i tak na tle zapaści polskiego tenisa wreszcie coś miłego.
No a potem sprawdziło się to, co przewidywałem rok temu. Bayern przedobrzył. Heynckes zbudował drużynę tak niezwykłą, tak dominującą na świecie, że jej właścicielom zwyczajnie odebrało rozum.
W znakomicie, niemal perfekcyjnie funkcjonującym zespole postanowili zamienić twórcę jego potęgi na najdroższego trenera na rynku - Guardiolę. A ten, postawiony w obliczu konieczności pokazania, że za coś mu płacą, musiał Bayern Heynckesa rozmontować.
Efekty właśnie skonsumował Real, masakrując Bayern w Monachium 4:0.
A Lawendowski będzie pewnie jeszcze miał okazję zastanawić się, czy - jeśli plotki o tej ofercie były prawdziwe - sensownie zrobił odrzucając propozycję Realu. Bo teraz jest pewne, że trafi do drużyny w fatalnej dyspozycji mentalnej, skłóconej i być może po raz kolejny - w krótkim czasie - zmieniającej trenera.
Inne tematy w dziale Polityka