PIS rozpoczął kampanię plakatową, agresywną i opartą na taśmowej wpadce PO.

OK. Mi się ten plakat podoba, ale nie o to chodzi. Dyskusja nad tym, czy jest on właściwy, czy może powinien być inny, nie ma bowiem najmniejszego sensu, jeśli i tym razem PIS zabraknie konsekwencji.
Warto byłoby zapamiętać, że tym plakatem dokonano wyboru stylu i metod kampanii, których należy się od tej chwili z żelazną konsekwencją trzymać.
Mało kto zaakceptuje teraz nagłe wolty w rodzaju - "Tak, z nimi też trzeba rozmawiać i czasem popierać" - jeśli będzie w stanie sobie przypomnieć lub rzucić okiem na powyższe zdjęcia. Zwłaszcza zdjęcie Wodza.
Największym problemem PIS w kampaniach wyborczych nie były takie czy inne hasła lub klipy. Misiek, Jacuś czy Trupia Czaszka z Bielan, a nawet nie weseli mariachi z setką pod kluzika.
Najgorszy był brak konsekwencji.
"Z tym gościem nie ma co gadać, gadałem już z jego szefem", a potem "No dobra, to pogadajmy". "Tomasz Lis to nie jest uczciwy i wiarygodny dziennikarz", "Będę rozmawiał z Tomaszem Lisem".
I tak dalej, i tym podobnie. Dało by się z tego ułożyć tomiszcze wielkości starej książki telefonicznej.
PIS zaczyna tę kampanię, wedle mojej opinii, dobrze, mocno. Namawiam do takiego właśnie tonu od lat. Powinien przynieść sukces, bo wiarygodnym w walce z taką bandą, jaka rządzi teraz Polską, może być jedynie ktoś twardy i bezwzględny. A prawda o tym, jaka to jest banda, zaczyna już docierać nawet do najbardziej zatwardziałych zjadaczy tefałenu.
Ale można być pewnym, że ten styl obróci się przeciwko PIS natychmiast i z ogromną siłą, jeśli - niezależnie z jakiego powodu - z niego jeszcze w trakcie kampanii zrezygnują. Jeśli po raz kolejny wykażą się bezradnością i dadzą się w dziecinny sposób "zaskoczyć" klasycznymi w takiej sytuacji, przy obronie koryta władzy, sztuczkami i posunięciami propagandowymi.
Jeśli, zamiast dążenia do wygranej, tak, za wszelką cenę, bo tu już naprawdę może chodzić o ostatnią szansę na uratowanie z Polski czegoś istotnego, zaczną się chore drgawki w poszukiwaniu "centrum" czy "umiarkowanych wyborców", którzy przecież nie lubią ostrego języka i zdecydowanych postaw.
Nie jest z tym dobrze, bo o coś takiego z pewnością będzie zabiegał gość w rodzaju Gowina, a skłonności to takich, średnio kontrolowanych przyruchów, "sojusz" z owym Gowinem, niestety, może sugerować.
Niech rozpoczęcie kampanii w takim, a nie innym stylu potwierdzi, że niedawne "sojusze" są dowodem pragmatyzmu, nawet niezbędnej w każdej, skutecznej polityce, minimalnej dawki cynizmu, a nie czymś niebezpiecznie naiwnym.
Inne tematy w dziale Polityka