Na uj nam wyngiel?
Złe pytanie.
Wyngiel być dobry. Dawać światełko i ciepło. Para buch, koła w ruch, i tak dalej.
Ale wyngiel, jak wiadomo, i jak wszystko, bierze się wyłącznie z handlu. A do handlu wystarczy budżet. Zaś budżet to także nie problem, bo jak wszyscy wiedzą, bierze się on ze spisków.
Jakich spisków? To tajemnica, choć wszyscy o tym gadają, niektórzy się mądrzą, a każdy się spodziewa. Jak najlepszego, lub jak najgorszego. Tak zazwyczaj najłatwiej odróżnić optymistę od pesymisty, czyli mówiąc wulgarnie, leminga od kaczysty.
Natomiast na pewno do handlu niepotrzebni są górnicy. Ci ponurzy, umazani na murzynów faceci, gadający w niezrozumiaym narzeczu, zakochani w Niemcu i nie lubiący innych, lepszych. Nie mający pojęcia o wolnym rynku (widział kto wolny rynek 500 metrów pod ziemią?), coraz głębiej ryjący pod naszą, zieloną krainą. I dlatego koniecznie coś z nimi trzeba zrobić.
Co? Nie po to głosowaliśmy na ludzi od takiej roboty, żeby sobie teraz głowę tym zaprzątać. Tym bardziej, jeśli ktoś nas przekona, a my przecież z tych, na dobre dla naszych urojeń, lęków i kompleksów słowo, otwartych, że albo praca dla nas, albo dla górników.
Tak to właśnie - mniej więcej - będzie.
Tak długo będą wyciągali łby spod ciepłej wody, odciągali od grilla, wywlekali je przez okna i tłukli tęczową pałką propagandy, aż nie tylko wszystko zaakceptują, wszystko, in blanco, podpiszą, ale wręcz pokochają.
Za te chwile, w których pałki nie będzie.
Inne tematy w dziale Polityka