Chodzą słuchy, że ulubiona Jego Ekscelencja Korwina-Mikkego miał wylew.
Prawda to czy nie, już sama tego typu pogłoska w kraju, jakim jest Rosja, wiele znaczy.
Może się nawet okazać, że Najdroższy (w historii Rosji dla samych Rosjan) Władymir sam zgodził się na taki, "wylewny" koniec swojej kariery, gdy kłopoty ze zdrowiem będą jedynie pretekstem dla jego odejścia.
Dla swojego i Matuszki R. dobra.
Bo wersja najbardziej hardkorowa, czyli Putina odsuwają Rosjanie o twardszych glowach, których wkurwia, że ruskie czołgi jeszcze nie zrywają asfaltu z kijowskich i lwowskich ulic, jest najmniej prawdopodobna nie tylko ze względu na trudności w znalezieniu takowych następców.
Podobnie, jak baśnie o uzbrojonych w strzykawki z Pavulonem, rosyjskich demokratach, zakradających się nocą do sypialni Zdobywcy Krymu.
Po prostu, na sprawnie przeprowadzonym "odejściu" Kremlowskiego Diabła wciąż zamordystyczna i imperialna Rosja może zarobić najwięcej. Nawet neochruszczowowski, "tajny" referat - jak będzie trzeba - się znajdzie, a Czerwona Armia odwoła znad granicy z Ukrainą i Pribałtyką 100 z 200 tysięcy sołdatów.
No i na piersi jego następcy, nie ważne, kto nim będzie, zaszlocha z radością niezawodny Barack, a eurotchórze zasypią Kreml darami aż po Księżyc. Ukraina zostanie zmuszona do podzielenia się z tą, najlepszą z możliwych, wersją Rosji wszystkim, nawet tym, czego nie ma.
Natomiast Polska, ten symbol antyrosyjskich, nacjonalistycznych fobii (bo Ukraina wiadomo, to tylko wojna domowa) będzie musiała te wszystkie dary we własnych, powybijanych przez eurokratów zębach, do Moskwy zanieść.
W zamian otrzymamy oczywiście wrak Tutki i wszystkie czarne skrzynki, jakie walają się w magazynach na Łubiance.
Bądźmy poważni, w Rosji, o ile nie wybuchnie tam rewolucja lub ten kraj nie zostanie zgnieciony siłą, może być z naszego punktu widzenia tylko gorzej.
Inne tematy w dziale Polityka