Wszystkie lekcje więc zostały odwołane
Lecz ze szkoły nie chcą puścić nas bo gdzie?
A pan Waldek krzyczy na nas: macie teraz przejebane
A my trochę przerażeni w katach sal tłoczymy się
Pan od chemii zamknął się w laboratorium
Że od lat tam pędził bimber każdy wie
Z byłym dyrem prowadzili tam własne konwersatoria
Teraz wszystko się skończyło i dyskusje wzięły w łeb
Całe grono pedagogów wystraszone
Wciąż biegają tu i tam nikt nie wie gdzie
My siedzimy głodni w kącie bo śniadania nie zjedzone
Trochę głupio jeść kanapki kiedy szkoła wali się
Nagle dziw bo pani Ania od plastyki
Zawsze cicha, bardzo miła i lubiana
Całym gardłem wykrzyknęła: stójcie ludzie, ściszcie krzyki!!!
Przecież dzieci na nas patrzą! Więc stanęli. Wszyscy cisi. Mówi tylko pani Ania.
Moi drodzy, trzeba zrobić dziś zebranie.
Żeby godnie nieść nasz wychowawczy znój
Nową władzę nam wybierze sprawiedliwe głosowanie…
No więc poszli, a pan Waldek westchnął cicho: no i chuj!
Co się działo tam za drzwiami nie wiadomo
Dość że często słychać było głośny płacz
A biolożka wciąż wołała: wy jesteście tak jak ZOMO!!!
Pan od matmy krzyczał: wstyd na cały świat!
A gdy rada pedagogów się skończyła
Pani Ania wyszła z sali cała drżąc
I nam wszystkim, bardzo blada, pewnym głosem obwieściła
Że to koniec bezhołowia, trzeba się za lekcje wziąć
Pan od matmy jednak stwierdził że nic z tego
W ramach strajku będzie tutaj ciągle stać
Bo nie godzi się by dyrem była pani od polskiego
A pan Waldek tylko splunął i powiedział: kurwa mać!
Co się działo potem szkoda tu gadania
Jedni chcieli uczyć drudzy chcieli stać
Ci krzyczeli bardzo głośno, że im uczyć się zabrania
Ci zaś głośno pomstowali, że dla nauki będą stać
My – w najdalszym kącie sali zapomniani
Przecież myśmy przyszli tu by uczyć się
Nikt się nami nie zajmuje – myśmy w szkole tej przegrani
A pan Waldek nic nie mówiąc smutno zwiesił siwy łeb