Jestem agnostykiem. A i owszem. Dość specyficznej odmiany. Mało tego, kiedyś nawet byłem ateistą. Przyczyn tego jest kilka, niektóre rozsądne, inne strasznie głupie, ale tak to jest, jak człowiek za dużo myśli. Zresztą co do ateistów i myślenia - coraz częściej przekonuję się, że są to rzeczy rzadko idące w parze, a szkoda. Skoro już disclaimer mamy z głowy, to może przejdę do meritum.
Oto po incydencie we Włoszech, gdzie sąd stwierdził (w strasznie idiotyczny sposób), że wieszanie krzyża w szkole jest sprzeczne z wolnością wyznania, natychmiast podniosła się wśród salonowców wrzawa. "Postempowce" zaczęły jakąś głupawą argumentację, że tak jest w istocie, jednocześnie plącząc się niemiłosiernie w sprawie istoty problemu - czy była to obraza braku uczuć religijnych, czy naruszenie wolności wyznania, czy zgoła indoktrynacja katolicka, jako że Włochy to kraj papieży. Szczególnie interesująco plącze się tutaj ministerdochtór Magdalena Środa, że aż zacytuję: "Kiedyś jeden z polskich sądów, na podobny do włoskiego pozwu, odpowiedział, żekrzyż nie ogranicza niczyjej wolności ani nie łamie zasady neutralności państwa, bo nie jest symbolem religijnym tylko historycznym i martyrologicznym. Można i tak." - oczywiście, można i tak, zygzakiem, żeby nie urazić postępaków, ale powiedzmy sobie szczerze: co to za tolerancja, jeśli każe się odgórnie usuwać symbole religijne w imię politpoprawności? Gówniana, ot co.
Salonowiec kokosowoformułuje takie uwagi:
"5. Zdjąć krzyże można, ale po co? Wszak w naszym kraju ponad 90% obywateli określa siebie jako katolików, podczas gdy praktykowanie wiary i jej świadomość układają się w odwrotną proporcję.
6. Krzyż na ścianie organizacji publicznej nie jest dyskryminacją, żaden urzędnik nie pyta czy petent jest takiego czy innego wyznania i nie uzależnia od tego wykonania usługi.
7. Co jest większym przejawem dyskryminacji: kazać wszystkim zdjąć krzyże, jarmułki, chusty czy pozwolić wszystkim je nosić, nawet w publicznych szkołach, urzędach czy miejscach pracy"
A ja w pełni się z nim zgadzam. To, że krzyż sobie wisi, to nie problem - niezależnie od tego, czy wisi nad łóżkiem babci, na lokalnej poczcie czy na koledze Paladynie (a kolega Paladyn rozpoznawalny jest właśnie po sporym krucyfiksie na szyi - swego czasu na pielgrzymce ktoś omyłkowo zwrócił się do niego "proszę księdza"). Nie poczytuję tego za religijną indoktrynację, tak samo jak haseł "Wesołych Świąt", "Wesołego Alleluja" czy, z innej beczki, ogłaszania w wiadomościach że oto zaczęło się jakieś żydowskie czy muzułmańskie święto i polscy żydzi bądź muzułmanie je obchodzą. Jeśli jakaś religia czy sekta działa mi na nerwy, to tylko ze względu na swoje poczynania. Stąd krańcowo nie cierpię scjentologów (bo absurdalną parodię religii biorą na serio, by wspomnieć choćby banialuki o Lordzie Xenu, duszach lecących do "nieba" odrzutowcem i samego L.Rona Hubbarda przechwalającego się, że prawdziwą kasę robi się na religii) i wszystkich, którym się ubzdurało, że mają dziejową misję nawracania kogo popadnie bez wcześniejszego zastanowienia się, czy aby ten ktoś tego chce. Sekciarska mentalność mnie odrzuca - stąd, jak swego czasu stwierdziłem w rozmowie z kolegą Paladynem - "cokolwiek zakłada więcej niż dwadzieścia osób i symbol religijny, jest dla mnie automatycznie podejrzane" (liczba ludzi wzięta ex rectum i może się dowolnie zmieniać, w dziewięć osób też można założyć sektę, a potem pójść i zatłuc żonę i znajomych słynnego reżysera).
Więc właśnie, krzyże w miejscach publicznych mogą sobie stać bądź wisieć, mnie to wisi. Z dobrym uzasadnieniem, to krzyż może stać nawet na placu Piłsudskiego (gdzie dwukrotnie przemawiał Papież) albo pod Stocznią Gdańską (jako symbol "historyczny i martyrologiczny"). Jak gdzieś zobaczę menorę czy ktoś mi z rozpędu zacznie życzyć wesołej Chanuki, też się nie obrażę. Jakby nie kręcił, chrześcijaństwo to jeden z filarów Europy, a liberalizm i demokracja drugi. Postępactwo niestety próbuje podpiłować obydwa, a czasami nawet i trzeci, czyli kulturę rzymską wraz z jej prawodawstwem. Ale o prawodawstwie się nie wypowiadam, bo to nie moja dziedzina studiów. Może kiedyś przytoczę opinię kolegi Paladyna na ten temat, on jest prawnikiem.
Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię.
Jestem także utalentowanym słowopotfurcą.
Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda.
Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości