Kolejna porażka Tuska w starciu z UE.

Już podobno w zeszłym roku ktoś tam wynegocjował z Komisją Europejską, że wydatki zbrojeniowe nie będą wchodziły do procedury nadmiernego deficytu. A tu kilka dni temu minister Domański zapodał, że jednak nici i adios pomidores choć ma jakoby nadzieję, że w przyszłości będzie lepiej a szanse na jakieś dalsze 'rozmowy' nie są zerowe.

Polska została zakwalifikowana do grupy państw w których przypadku można było wziąć pod uwage tzw 'istotne czynniki' a więc inwestycje publiczne w infrastrukturę obronną, wzmocnienie wschodniej granicy UE (0.3% PKB) oraz nadzwyczajną pomoc dla rolnikow (0.4% PKB).

Myk polega również na tym, że Unia policzyła sobie polskie wydatki zbrojeniowe jako zaledwie 2.1% PKB bo stosuje inną metodologię- forsa jest liczona jako wydatek dopiero w momencie odbioru sprzetu/inwestycji a nie uwzględnia się zaliczek itp. Ba, nawet środki pozabudżetowe np Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych których wykorzystanie pozwala uniknąć przekroczenia konstytucyjnego progu ostrożności są jednak włączane przez UE do statystyk zadłużenia. 

Tak duża nierównowaga finansów publicznych została spowodowana także innymi czynnikami np podwyżkami dla budżetowki (20%) oraz dla oświaty/nauczycieli (30%) i oczywiscie na dodatek - powódź a nowela budżetu jeszcze deficyt pogłebia czyli ze strony Unii na razie nie ma zmiłuj.

Tak czy owak sytuacja nie wygląda wesoło bo objęcie procedurą nadmiernego deficytu będzie miało negtywny wpływ na poziom życia w Polsce oraz na polskie zbrojenia. Jednakże temat ten nie jest specjalnie popularny w mediach a Naród dalej żyje w radosnej nieświadomości tego co mu UE szykuje.