Zadziwiająca kariera owego człowieka pozwala sądzić, że może być wszystkim. Jego kariera to nic innego jak scenariusz dobrego filmu. Fabuła od biedaka do milionera to to chyba jednak za mało powiedzieć. Kariera na miarę wręcz historyczną, niespotykaną jeszcze w Polsce. Biznesmen, milioner, bogacz ziemski, deweloper, współwłaściciel kilku firm, hotelarz, ogólnie rzecz biorąc facet, który ma to co chciał, bez względu na koszty. Dodatkowo namaszczony przez samego Kaczyńskiego na objawienie już nie towarzyskie, ale wręcz boskie.
Biedny milioner nie może jak na razie zostać premierem. Nie to, że nie może wytłumaczyć się ze swojego bogactwa, udziału w grupie przestępczej czy krzywoprzysięstwa przed sądem. Nie oto chodzi, przecież już nie raz Kaczyński pokazywał, gdzie ma jakiekolwiek opinie i sadowił na stanowiskach różnorakich ludzi, bez oglądania i przeszłości i działań w rzeczywistości. Tutaj chodzi raczej, że sam Morawiecki walczy jak lew, żeby żadna zmiana nie wydarzyła się przed wyborami. Chcę dotrwać do upadku totalnego kasty Kaczyńskiego. Przecież musi się pokazać jako ktoś mega wybitny. Już się sam ogłosił, że latał za milicjantami mając niespełna 11 lat. Kopał sobie nawet grób łopatką z piaskownicy, bo tak chcieli ubecy. Przeszłość historyczną już ogarnął, ale żeby zostać prezydentem musi pokazać coś więcej. Przecież takich kandydatów Kaczyński ma na pęczki. Szydło, bo jej obiecał jak wywalił ją z rządu, Sasin bo to człowiek w swojej uległości jest znakomitym kandydatem, taki typowy lizus i wykonawca wszystkich poleceń bez zastanowienia. Oczywiście są inni, mniej lub bardziej, którzy wydeptują dywanik u Kaczyńskiego. Jednak najważniejszy z ważnych, tak o sobie myśli Morawiecki, musi jakoś zdeptać reputację największego konkurenta, Obajtka.
Jeśli ktoś myśli, że syf obajtkowy wypłynął tak bez przyczyny, przypadkiem, to jest w błędzie. Gdy się głośno zrobiło, że może zostać premierem, szambo zaczęło się wylewać. Oczywiście w swojej hipokryzji, Morawiecki jego broni, ale to typowa zagrywka, żeby ciemnota widziała, że jest jedność i jednomyślność. Nie może tępy suweren zauważyć, że Morawiecki chcę się rywala pozbyć. Bo jeśli, oczywiście już to nie możliwe, Obajtek został premierem, to Morawiecki nie zostałby prezydentem. Przy okazji walki Morawieckiego, utrącił kandydatkę Szydło, która była i jest wizerunkowo umoczona Obajtkiem.
Gdyby nie bagno Obajtka, być może w swojej łaskawości Kaczyński oprócz premiera, nakazałby mu zostać prezydentem. Idealny kandydat, taki swojski, chłopski, wręcz prosty jak pewne narzędzia w rolnictwie. Jednak wylało się za dużo gówienka i ciemny suweren by mógł tej decyzji jakoś nie zrozumieć, chociaż w sondażach ciemnota stoi za Obajtkiem murem. Trudna decyzja i Morawieckiego i Kaczyńskiego.
Inne tematy w dziale Polityka