Piłka nożna kobiet - archiwum autora
Piłka nożna kobiet - archiwum autora
Karol Łyjak Karol Łyjak
355
BLOG

Radość z cudzej wygranej

Karol Łyjak Karol Łyjak Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

Dlaczego ludzie cieszą się z wygranej sportowców reprezentacji krajowej? Dlaczego smuci sukces zawodników spod innej flagi?


Są tu dwie kwestie. Jedna, to samo oglądanie sportu. Druga, identyfikacja "narodowa". Czasem oglądałem mecze piłki nożnej drużyn reprezentacji narodowych. Tak, są emocje, gdy jest dużo zaskakujących zwrotów akcji, przyśpieszeń, ciekawych zagrań, spektakularnych goli. Ale wynika to z samej rywalizacji i tempa, niż przypisania mnie do jakiejś drużyny. To jak oglądanie filmu, który też musi mieć odpowiedni rytm oraz punkty zwrotne. Nie ma dla mnie większego znaczenia, który zespół wygra. Zwycięża przecież ktoś, kto wykazał się większymi umiejętnościami, siłą, zwinnością, sprytem, czasem szczęśliwym zbiegiem okoliczności, który potrafił wykorzystać. Przeważnie sukces jest wynikiem ciężkiej pracy osoby lub całej drużyny. Warto powinszować. Inną sprawą jest, iż w wielu dyscyplinach trudno mówić o "gorszych-lepszych" czy "przegranych-wygranych". Jeśli różnice wynoszą setne sekundy, czy kilka centymetrów lub minimalne jednostki w innych miarach, to o czym w ogóle mowa? Są to różnice zbyt nikłe, aby oceniać, że jeden jest wybitny, a drugi to nie zapracował na sukces. Bywa, że gdyby nie specjalistyczna aparatura, nikt nie potrafiłby wskazać zwycięzcy. Duch sportu polega przecież na pokonywaniu swych słabości, szlachetnej rywalizacji i dobrej zabawie z uprawiania sportu. Fotokomórka i setne sekundy nie decydują de facto o wartości kultury fizycznej i czyjejś umiejętności i pracy jako gorszej, słabszej. Pomijam w tych dywagacjach ewidentnych mistrzów, którzy przez kilka sezonów deklasują rywali.
Aby nie koncentrować się na stoperze i centymetrze lub pomiarze laserowym, wolę sport uprawiać, niż go oglądać. Znacznie większa frajda i korzyść dla mnie, kondycji, zdrowia, samopoczucia. Przecież przyjemniej byłoby samemu przeżywać przygody, romanse widziane w brawurowym filmie z Burtem Lancasterem, niż tylko oglądać je na ekranie przez kilkadziesiąt minut.
Dlaczego więc sport pod flagą narodową większości smakuje lepiej? Cóż, ewolucja i dziedzictwo mają swoje prawa. Kultura i cywilizacja - również. Przynależność do grupy, plemienia, samiec alfa, lider, przewodnik, człowiek jest zwierzęciem stadnym/społecznym - z grubsza takie hasła. Cieszą się więc ludzie, że to ktoś z ich plemienia wygrał. Może podświadomie rodzi się przekonanie, że to ja wygrałem? Nie ruszając się z kanapy, to ja tam biegałem czy leciałem w powietrzu. Koi to moje wyrzuty sumienia, że mi się nie chce, czy mam może poczucie, iż sportowiec mnie reprezentuje i ja już nic nie muszę. Oczywiście sport oglądają również sport uprawiający. Ale prawda jest taka, że to ów zawodnik osiągnął sukces. Nie ja. To nie ja zdobyłem medal. Można komuś powinszować, niezależnie jaki ma paszport (za jego trudy i dostarczenie nam emocji), ale ja nie miałem w tym żadnego udziału. Nie sponsorowałem go, nie pomogłem, nie wypociłem tego zwycięstwa. No, może poza dotacjami z podatków, do których się dokładam (jeśli je płacę). Fakt, sportowcy mówią, że kibice też im zapewniają wsparcie. Lecz samo wsparcie to tylko dodatkowy element motywacji. Dlatego rzadziej cieszy wygrana reprezentanta innego kraju, ponieważ funkcjonuje owa plemienność (w lokalnym zakresie widać po przywiązaniu do drużyn z poszczególnych miejscowości). Powinna cieszyć każda wygrana, ale sama rywalizacja również, pozostałym też należy pogratulować, iż mieli chęć, czas, odwagę, aby stanąć w szranki. Widuję seniorów maszerujących z kijkami. Brawo dla nich! Są tak samo warci oklasków, jak sportowcy ze stadionów. Grupa znajomych na boisku? Brawo dla nich. Ktoś ćwiczy w domu czy w lesie lub parku? Joga, rozciągnie, kung-fu, jazda na rowerze, rolkach, deskorolce? Świetnie. Samemu coś zróbmy, a może dołączmy, czy zbierzmy kilku znajomych. Zostawmy te plemienne instynkty i cieszmy się z uprawiania sportu. Kibicujmy zaś wszystkim i podziękujmy za emocje, jeśli ponad własny wysiłek siadamy, aby obejrzeć widowisko. Takie życie jest radośniejsze, człowiek cieszy się za każdym razem, niezależnie kto wygrywa.
Post scriptum. W jednym przypadku smutek lub radość mają pewne uzasadnienie. Gdy wchodzimy w hazard i obstawiamy. Zysk lub strata pieniędzy faktycznie smuci lub cieszy. Ale wtedy przeważnie zakłada się nie narodowo, nie uczuciami, ale rozsądkiem, kalkulując, kto może być zwycięzcą. Można zażartować, iż porządny hazardzista jest ponad wszelkie nacjonalizmy. Choć jeśli pójdziemy na wyścigi konne na Służewcu, to przecież żadna narodowość nie ma znaczenia, a ludzie potrafią się też bawić, nawet gdy ich faworyt przybiegnie drugi.

Sport, nacjonalizm, wyścigi, zawody, kibicowanie, reprezentacja, drużyny, flaga, kraj, naród, rywalizacja


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport