SONET BRUNNERA DO BOSKIEJ ATROPOS
Uwaga: Sonet Brunnera jest, co daje się łatwo wychwycić w trakcie lektury, odbiciem niemieckiego ducha ze wszystkimi jego przypadłościami. Romantyczny, aż skóra cierpnie na każdym realiście, przyciężki jak dekiel od panzerfausta, a jednak nie pozbawiony swoistego uroku i wdzięku. Nie ważę się ocenić, czy jego przytaczanie ma jakikolwiek sens literacki, doskonale jednak uzupełnia epicką narrację o analizę duszy, a bez niej nie da się przecie opisać ani zrozumieć człowieka. Choćby był pracował kiedyś w SS.
SONET V
Za wiele chciałem; świat się zadowala
Prawdy ochłapem, piękna mdłą namiastką
Dobra pozorem, błahą opowiastką
Wiarą pustą. Wolnością, co zniewala.
Zabiorę tylko to, co śmierć pozwala
Zabrać w niebyt. Pamięć dobrą i własną
Zdolność kochania. Może ciemną, ciasną
Peryferyjną... Może śmieszną z dala
Lecz się nie lękam ani wstydzę Ciebie
Bo choć umarły, to dumny będę i godny
Miłości Twojej. Będzie nam jak w niebie
W które nam łaski nie dano wierzyć. Pogodny
Będę, cichy. Umarły, a pewny siebie
Paradoks bycia w nie-byciu; zbawiony
... czy wiecznie? - nie wiem.
- Ten twój kolega jest tanatopatą - westchnęła cicho Inez kiedy Kloss zakończył deklamację. - Z drugiej strony nie mogę nie podziwiać tak gorącego uczucia dla kobiety, nawet jeśli była śmiercią. - Tanatofilem więc raczej - nie zgodzi się Kloss - jeśli mówimy o uczuciu uwielbienia dla kobiety jej pokroju.
- Swoją drogą - w zmrużonych oczach Inez błysnęły iskry rywalizacji - Chciałabym ją kiedyś zobaczyć...
- A ja nie - pokręcił głową Kloss - A przynajmniej nie za szybko.
- Patrząc na ciebie, mój drogi, i na tempo twojego dorastania, nie muszę się raczej obawiać tej akurat konkurencji.
- Dorastam wolno, ale w pełny sposób - bronił się słabo Kloss
- Biorąc pod uwagę ilość różnokolorowych używek, które w siebie ostatnio wlewasz, rzeczywiście, słowo: “pełny” jest tu dość na miejscu.
- Bo mam problem egzystencjalny - dumnie wypiął tors Kloss - Czuję się ostatnio nastawiony dość krytycznie wobec rzeczywistości i mojego w niej miejsca.
- Tak? - Gotyckie łuki brwi uniosły się z oburzeniem. - Czy również i ja jestem częścią tej rzeczywistości, ktorą odbierasz tak bardzo krytycznie?
- Ależ skąd - wykrzyknął Kloss heroicznie - Ciebie ubóstwiam!
- Ciekawe, czy potrafiłbyś napisać jakiś zgrabny sonecik specjalnie dla mnie?
- Na pewno! - wykrzyknął Kloss już mniej heroicznie, antycypując bezsenną noc spędzoną na gryzieniu ołówków nad beznadziejnie pustą kartką papieru.
V. НАДЕЖДА (Hopelesness)
nineth scene: a man called horse
Sekretarz obrony rozglądał się dość nieporadnie. Zadanie szefa było jasne, ale nie było to zadanie w typie, do którego przywykł. Ponadto już dawno nie był zdany sam na siebie. “Nie będę przecież zaczepiał ludzi na ulicach i pytał, czy przypadkiem nie są Brytyjczykami” - myślał zaciskając bezsilnie pięści. Wylądował w Nowym Jorku dokładnie dwadzieścia minut wcześniej na pokładzie prezydenckiego samolotu. Wziął taksówkę i kazał się wysadzić przy 255 ulicy. W czasie krótkiego lotu myślał intensywnie, ale na nic nie wpadł. W taksówce zmuszony był wysłuchać opowieści gadatliwego Włocha o jego piętnaściorgu dzieciach. Stał teraz na chodniku wściekły nie wiedząc co ze sobą dalej zrobić. “Pójdę na najbliższy posterunek” - zadecydował “Powinni coś wiedzieć o obcokrajowcach. Tylko gdzie jest najbliższy posterunek?”
- Przepraszam pana - zaczepił wysokiego, rudowłosego draba w irlandzkim typie - gdzie jest najbliższy posterunek policji? Facet skrzywił się jakby go nagle rozbolały zęby
- Trochę źle trafiłeś, koleś - wycedził oglądając go uważnie od stóp do głowy.
- Dlaczego? - zdziwił się wysoki urzędnik Białego Domu.
- Bo nie lubię policji - wyznał szczerze Irlandczyk, po czym zmarszczywszy czoło zapytał - Czy ja cię przypadkiem nie widziałem w telewizji, tata?
- Być może - z rezygnacją odpowiedział sekretarz, który poczuł jednak nutkę dumy, że jest rozpoznawalny publicznie.
- Ty jesteś komik? - pytanie odebrało mu i nutkę dumy i resztę nadziei. - Wiem, kolego, występujesz w tym programie z koniem. Ty jesteś naprawdę niepoważny. Ten koń też - zarechotał rudzielec. - A posterunek policji jest tuż za rogiem - wskazał palcem kierunek. - Obok domu z tym wielkim zegarem - nagle zatoczył się ze śmiechu. - Ale jaja, kumple nie uwierzą! Przekaż koniowi pozdrowienia od chłopaków z Bronxu - zawołał wesoło i już go nie było. Pędził w swoim kierunku, bo dochodziła trzynasta, a on chciał jak najszybciej odebrać swój wóz z warsztatu.
Inne tematy w dziale Kultura