Zbigniew Kuźmiuk jest naprawdę wybitnym specjalistą w udowadnianiu, że gospodarka pod rządami Donalda Tuska ze dwa razy dziennie idzie na dno. Zgodnie zresztą z tym, co cały czas mówi prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Dzisiaj skomentował rządowe założenia do budżetu na rok przyszły i oczywiście jego ocena jest druzgocąca, bez choćby jednej pochwały: „To z jednej strony bardzo optymistyczne założenia budżetowe, z drugiej natomiast gdyby nawet zostały osiągnięte nie rozwiązują najpoważniejszych problemów naszej gospodarki, problemów społecznych czy też problemów finansów publicznych”.
OK, gra polityczna kieruje się swoją logiką. Politycy z obozu władzy chwalą, politycy opozycyjni krytykują.
Różnica między Jarosławem Kaczyńskim a Zbigniewem Kuźmiukiem polega jednak na tym, że Kaczyński nie ma pojęcia o gospodarce i jest całkiem możliwe, że naprawdę jest głęboko przekonany o tym, iż polska gospodarka to „Titanic” po zderzeniu z górą lodową.
Kuźmiuk natomiast jest autentycznym ekonomistą (po prowincjonalnych uczelniach, ale jednak ma tytuł doktora nauk ekonomicznych), a zanim został politykiem, był także przedsiębiorcą. On więc doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że łże w żywe oczy.
Jego sprawa. Na szczęście nieustanne krakanie Kuźmiuka i innych polityków PiS-u ma niewielki wpływ na polską gospodarkę.
Kuźmiuk zapomina jednak o tym, że ktoś kiedyś będzie czytał te jego teksty. Na przykład jego wnuk i powie: „Dziadku, skoro cały czas było tak do dupy, to dlaczego w tym czasie dochód narodowy rósł najszybciej w Europie a Polska stale zmniejszała dystans do najbardziej rozwiniętych krajów?”
Jarosław Kaczyński na takie pytanie może odpowiedzieć: „Wnusiu, nie jestem ekonomistą, wprowadzili mnie w błąd moi doradcy”.
Zbigniew Kuźmiuk zaś będzie musiał albo sprytnie zmienić temat, albo przyznać: „Wnusiu, za to mi płacili, żeby robić sobie z gęby cholewę i na białe mówić czarne”.
Jerzy Skoczylas
Inne tematy w dziale Polityka