Andrzej Tadeusz Kijowski Andrzej Tadeusz Kijowski
108
BLOG

Po-Pis czyli Rokosz i Rokita.

Andrzej Tadeusz Kijowski Andrzej Tadeusz Kijowski Polityka Obserwuj notkę 19
To bajka, panie Igorze,  że Po-Pis upadł. Jest, żyje, ma się dobrze. I wszystko wskazuje na to, że na podobieństwo Targowicy będzie trwał póty, póki nie zniesie go z powierzchni ziemi kolejna Insurekcja. A co będzie po Insurekcji ? 
 
Jeden Bóg raczy wiedzieć.
 
Idea przyświecająca Po-Pisowi zaczęła się dawno. W momencie, gdy trzech ludzi bez charyzmy: Tomaszewski, Płażyński i Rokita zaczęło montować koalicję władzy wokół "pięknego Mańka" jak nazywano Krzaklewskiego.
 
Prawdziwą historię PoPis-u uosabia głównie, choć à  rebours Jan Maria Rokita, współtwórca SKL-u, który po uzyskaniu dzięki tej organizacji mandatu posła i po przegranych przez Mariana Krzaklewskiego wyborach prezydenckich zrobił wszystko by dzieło własnych rąk zniszczyć. Z prawdziwie diabelską rozkoszą, z bezmyślną premedytacją, niczym ojciec zawiedziony niedoskonałością swego płodu Rokita "abortował" AWS na oczach oszołomionego Narodu.   
 
Wciąż mam to w oczach choć to było już prawie 10 lat temu. Kontrast: pierwsze sukcesy Adama Małysza, który formy dopracował się po latach i szał destrukcji Rokity. Jan Maria Rokita to zapatrzony we własną, pustą, bezwartościową inteligencję bezwzględny krakowski polityk, który uosabia chyba wszystko co najgorsze w tradycji polskiej państwowości: pańską butę, krakauerską, arogancką pewność siebie, inteligenckie nieliczenie się z rzeczywistością, narodową tromtadrację.
 
Nie. On nie odpowiada osobiście za cynizm i złodziejstwo.On odpowiada za kompromitację wszystkich sfer nastawionych na ideę i uczciwość. Niszcząc RS AWS, kompromitując Platformę Obywatelską, zdradzając ideę Po-Pisu Jan Maria Rokita dopuścił do tego, że władzę w kraju przejęła generacja polityków geszeftu. Administracyjnych cwaniaków, partyjnych graczy wywodzących się z obu tych formacji . W orbicie władzy utrzymali się dziś jedynie ci, którym wyższe wartości były zawsze  lub stały się z czasem  - całkowicie obce. 
Michał Boni i Rafał Grupiński, Krzysztof Murawski czy Andrzej Urbański, Maciej Zalewski bądź Paweł Bujalski. Kto wie, przy której stronie szachownicy zasiadają dziś przywołani od przypadku, przykładowi, nieco mi lepiej znani ludzie Wymieniam kumpli z jednej paczki: klasy, studiów, teatru, podziemia. To osoby, z którymi się  zetknąłem. Coś już o nich opowiedziałem i jeszcze dodam w  moim "Opisie Obyczajów".
- Dwaj pierwsi czyli Grupiński z Bonim tasują się wokół Tuska.
- Urbański i Murawski ( związany dziś z Platformą były szef Departamentu Struktur Państwa w Centrum Badań Strategicznych za rządów Buzka, zawiadujący przez jakiś czas w okresie miejskiej prezydentury Kaczyńskiego marketingiem Pałacu Kultury)  pozornie w innych obozach. Obydwaj uczciwi i ideowi - są dziś wydaje się z polityki wyautowani ma długo.   
- Dwaj ostatni, niegdyś współpracując ze sobą jeszcze w czasach "Stowarzyszenia Wola" - zamieniają się dziś miejscami w kryminale i na wolność wychodzą w zależności od tego, gdzie znajdują się ich aktualni ( dla Zalewskiego to PIS, dla Bujalskiego Platforma)  polityczni przyjaciele. Czy popełnili przestępstwa ? - Nie wiem. I nie to jest istotne. Wiem, że ich zmarnowano. Wystawiono. Wypuszczono spod moralnej kontroli. Ci dzielni chłopcy zostali pogrzebani w bezwzględnej wojnie, która nastąpiła po Rokoszu Rokity. Zdewastowawszy Polską scenę polityczną  JMR pozostawił na niej pole spalone -  pozbawione  jakichkolwiek reguł gry miejsce otwarte już jedynie dla walki - o WŁADZĘ DLA SAMEJ WŁADZY.
 
OTO I PoPIS
 
Kiedy w 1994 roku zapytałem oddającą władzę Hannę Suchocką jak rokuje powstającej  wówczas koalicu SLD-PSL, była działaczka Stronnictwa Demokratycznego z czasów PRL-u odpowiedziała mi, przypominam sobie, że "dobrze rokuje".  Formacje te bowiem w odróżnieniu od Unijnej, która było jej zapleczem - mają silną wolę sprawowania władzy. Taką wolą i doświadczeniem wiedziona tzw. lewica utrzymała władzę za rządów Leszka Millera. Utrzymała, gdyż dysponowala nieformalnym układem, finansowymi rezerwami oraz znajomością reguł gry.
 
Wreszcie jednak cynizm Czerwonych Baronów stał się już nie do strawienia. Gdy sam Adam Michnik rzucił swój autorytet i los Gazety ( oczywiście trudno dziś wyrokować czy do końca świadomie) na szalę, w imię zatrzymania w pochodzie po nieograniczoną władzę reprezentowanych przez Lwa Rywina aparatczyków, kiedy Rokita zrobił wszystko by zgasić nadzieję na ukształtowanie się formacji ideowej - wtedy wypączkowała  także po przeciwnej stronie szajka popisowych neo-aparatczyków. Łączył ich to samo, co towarzyszy Millera - wola rządzenia. To odreagowanie irracjonalnych zachowań  Rokity i jemu podobnych frazesowiczów, dokonało się w znacznej mierze już w nowym pokoleniu, urodzonych w latach 70 tych potomków pokolenie lat 50 tych - ludzi solidarności. Nowi aparatczycy zaludnili kadry zarówno struktur partii Kaczyńskich jak i Tuska. I popisowo krążą między nimi.
 
Oczywiście w ich selekcji pieniądze też robią swoje. Zyskują lepiej wykształceni ( czego Tadeusz Kraśko wnuk Wincentego czy "samorządowiec" Wojciech Bartelski, wnuk oportunistycznego pisarza Lesława M.) pierwszymi z brzegu przykładami. Do władzy mają dziś bliżej potomkowie tych, którzy nie zadzierając z żadnym układem opanowali sztukę mimikry i  posiedli cały posag potrzebny do rządzenia. Dziś w mediach, w samorządach i w parlamencie: w drugim, w trzecim pokoleniu panują  członkowie klasy jak ja nazywam mediapolitycznej. Klasy, która postanowiła uwłaszczyć się na transformacji. I klasy - nie miejmy co do tego złudzeń, która nie jest wyłącznie polskim wynalazkiem.
 
Biurokracja brukselska też pełna jest polityków z rodzinnym zapleczem. W mediach (vide: młody Kraśko czy syn Waltera) bądź w Samorządzie,czego obecny platformerski burmistrz warszawskiego Śródmieścia, (który do Rady Dzielnicy dostawał się w 2003 roku pod sztandarami PIS-u) dowodnym przykładem. Nie mówię, że najlepszym. Takich "bartelskich", co w bezwzględnym parciu do władzy zmienią barwy dziesięciokroć - są w Polsce, w Sejmie, w Samorządach, czy w zarządach spółek legiony. Wymieniam jednego cynika, który zniszczył mój dorobek życiowy dla przykładu: wiedząc już, że mogę pokazać światu dokumenty świadczące o jego bezwzględności i winie. Od winy jeszcze jednak daleko do kary. Wymieniam też dlatego, iż byłem świadkiem jak w jednej ale centralnej gminie śródmieścia Warszawy panowie zdzikoty, błaszczaki, zielińskie i inne bartelskie niszczyli dorobek I Kadencji odrodzonego samorządu  lat 1990-1994 rozdrapując zasoby miasta jak postaw sukna - wymieniąjąc się stołkami  i na powrót zwalczając, w niepohamowanym, nie mającym nic wspólnego z partyjnym zapleczem parciu do pieniędzy, stosunków i władzy.
 
Nie wiem czy ci ludzie są nieuczciwi. Nie zakładam. Wiem, że są kompletnie wyprani z jakiejkolwiek idei. Przekonałem się, że za nic mają kulturę, wyborców i własne słowa. Podobnie jak ludzie Tuska, także adiutanci Kaczyńskiego są bardziej lub mniej udatnym tworem marketingu politycznego. Krajobrazem po zniszczeniach Rokity. Niezależnie od tego jakie zasilają ugrupowanie, jak się nazywają ( pod moje przykłady każdy czytelnik bez trudu wstawi sobie znajome nazwiska), rozproszeni dziś po partiach ale skupieni wokół tych samych miejsc pracy, reklamy a nawet zabawy - politycy będą zawsze bardziej lojalni wobec siebie nawzajem niż wobec tzw. wyborców. Ich solidarność ma charakter klasowy, przypomina solidarność stanu pierwszego i drugiego przed Rewolucją Francuską. 
 
Wskazywałem już na to,  że niektóre osiągnięcia nawet tej ostatniej są przez dokumenty Europejskie relatywizowane. Europejska deklaracja Praw Człowieka nie stwierdza już jednoznacznie wolności słowa. Pozostawia rządom prawo do wydawania zezwoleń na działalność mediów elektronicznych. Słyszymy dziś już także poszczekiwania nowych notabli na nadmierną swobodę krytyki dostępną dla "kmiotków" w Internecie. Wszystko wskazuje na to, że ten popis buty ma się zamiar panoszyć i trwać będzie póty, póki Narody w kolejnych Insurekcjach nie upomną się o swoje prawa. Opuszczone narody, które coraz wyraźniej czują, iż pozostały  już tylko przedmiotem - nigdy podmiotem politycznych działań.
 
PO-PIS żyje i dziś wydaje się nie do pokonania. Po-Pis to polityczna solidarność media-politycznej klasy. To popis nieskończonej buty i arogancji elity mającej na pieczy tylko własny klasowy interes, realizowany w coraz większym oderwaniu od realiów życia społecznego.

Kawaler Krzyża Komandorskiego Polonia Restituta     Moje poglądy polityczne są - gramatyczne.      Nie głoszę takich, które źle brzmią po polsku.            „Opis obyczajów w 15-leciu międzysojuszniczym 1989-2004”  „Organizacja kultury w społeczeństwie obywatelskim na tle gospodarki rynkowej. Czasy kultury 1789-1989”.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Polityka