Barak Obama łudzi siebie, Amerykę i świat, że jego plan rozwiąże kryzys. To powtórka tego samego podejścia do problemu, które mimo wydania setek miliardów dolarów nie rozruszało gospodarki. To nadmuchiwanie kolejnej, coraz większej bańki finansowej, po bańce internetowej i bańce kredytów hipotecznych. To wiara, że można wyciągnąć królika z pustego kapelusza, bajka dla dużych dzieci, abrakadabra.
W Obamarama chodzi o to, żeby banki znowu udzielały pożyczek a konsumenci zaczęli kupować towary na kredyt, jak przed kryzysem. Wygląda na szaleństwo, żeby z długów wychodzić przez coraz większe długi, ale zdrowa reforma byłaby bardzo bolesna. Należałoby mniej wydawać na konsumpcję aby oszczędzać na inwestycje produkcyjne i więcej produkować towarów na eksport. Na początku byłyby masowe bankructwa, bo spadłaby konsumpcja wewnętrzna, a więc wzrosłoby bezrobocie, ale zaczęłoby się realnie uzdrawiać gospodarkę. Oczywiście wyborcy nie chcą się na to zgodzić. Wolą zadłużać własne dzieci i wnuki korzystając z faktu, że nie mają one jeszcze prawa głosu w wyborach.
Postępowanie elity rządzącej Ameryki ktoś porównał do człowieka, który rozważa skok z okna płonącego na parterze domu. Boi się wyskoczyć z pierwszego piętra, żeby nie połamać nóg, więc gdy płomienie docierają do pierwszego piętra, to idzie na drugie. Nie chce skoczyć z drugiego piętra, żeby nie skręcić karku więc idzie na trzecie. Nie skacze z trzeciego piętra, żeby nie ryzykować śmiercią, więc idzie na czwarte. W końcu będzie musiał skoczyć albo zginąć w płomieniach
Widok Ameryki skaczącej ze swego płonącego domu, to temat wagnerowski, jak pożar Valhalli w „Zmierzchu bogów”. Nie będzie to byle jaki upadek, gdy Stany staną się republiką bananową z bronią nuklearną. Bankructwo USA, jeśli do tego dojdzie, spowoduje globalne załamanie finansowe, paraliż światowej gospodarki, upadki rządów, przewroty polityczne i rewolucje.
W oczekiwaniu najgorszego zajrzałem do zbioru esejów Tomasza Manna i przeczytałem o Wagnerze, o Nietzschem i o Hitlerze. Jeszcze nie wiem dokładnie, czego szukam u tych trzech wybitnych Niemców. Myśl błądzi po wagnerowskiej sferze mitu, czyli wartości podstawowych do których wraca się w najgłębszym kryzysie. U Nietzschego może się przydać surowa demaskacja złudzeń, pogarda dla demokracji i motłochu. U Hitlera … no cóż, czyż nie był kwintesencją motłochu w demokracji?
A my tutaj, przycupnięci nad Wisłą, czy będziemy tylko świadkami najpiękniejszej katastrofy świata, jak na „Greku Zorbie”, czy jednak będziemy musieli wziąć udział w spektaklu?
W TVP Kultura występuję w talk show o ideach "Tanie Dranie: Kłopotowski/Moroz komentują świat. Poniedziałki ok. 22.00
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka