Fot. Krzysztof Mączkowski
Fot. Krzysztof Mączkowski
Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
330
BLOG

Jak pomagać ptakom i jak im nie szkodzić

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Ekologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Stanisław Łubieński, przyrodnik, kulturoznawca, opowiadacz zwykłych historii niezwykłym językiem, publicysta, pisarz, człowiek zapewne jeszcze wielu innych talentów, podczas swego wystąpienia na Festiwalu Literacki Sopot 2020 mówił o tym, ile krzywdy ludzie wyrządzają zwierzętom przy nieświadomej akceptacji innych ludzi.

Chodziło o „papugarnie”, podobno dość popularną rozrywkę w wielu polskich miastach. Są to relatywnie małe pomieszczenia, w których trzyma się kilkanaście / kilkadziesiąt papug – gdzie niektóre z nich „wolno” latają z „drzewa” na „drzewo” ku uciesze zwiedzających te miejsca ludzi.

Ci ostatni próbują karmić ptaki nasionami kupionymi przy wejściu, podziwiają z bliska (gdy usiądą im na głowie lub ramionach) lub – o zgrozo! – głaskać… Stanisław Łubieński użył określenia, że ludzie traktują je jak kolorowe roboty, a tymczasem to żywe stworzenia czujące tak samo stres jak my.

Uświadomiłem sobie wówczas jak często ludzie nieświadomie krzywdzą zwierzęta kierując się jak najbardziej naturalnym odruchem pomocy, instynktem opieki nad mniejszym i słabszym.

Nie podejrzewam, że wszyscy ludzie odwiedzający „papugarnie” to psychopatyczne potwory. Idą tam kierowani ciekawością i pewną podświadomą sympatią do ptaków. Taką samą sympatią do ptaków i instynktem opieki nad mniejszym kierują się ci ludzie, którzy widząc podlotka lub pisklę wypadłe z gniazda, biorą je do domu i karmią lub dzwonią do „ptasiego azylu”. Tak samo robiłem będąc nastolatkiem.

Dziś wiem, już jako praktykujący ornitolog, że tak się nie robi, że taki – skądinąd sympatyczny – odruch ptakom szkodzi, a nie pomaga, bo mały ptaszek, który wypadł z gniazda zachowuje głosowy kontakt z rodzicami, którzy dolatują na dół i go dokarmiają. Wystarczy podsadzić go w takie miejsce (najlepiej w krzewy), w którym nie dopadną do zgłodniałe koty, gdzie nie zostanie rozdeptany lub rozjechany.

Albo zimowe dokarmianie – mało kto jeszcze wie, że dokarmianie chlebem, który rozmaka, pleśnieje ptakom szkodzi. One od jedzenia chleba po prosu umierają.

Tylko to trzeba wiedzieć. By tym ptakom realnie pomóc, trzeba wiedzieć w jaki sposób i w jaki sposób im nie szkodzić. Z tego punktu widzenia nie ma różnicy między odwiedzającymi „papugarnie”, a tymi, co biorą podlotki na „domowe wychowanie” albo dokarmiają. Jedni, drudzy i trzeci są przekonani, że robią jak najlepiej – w pierwszym przypadku wzbudzają zainteresowanie ptakami u swoich dzieci, w drugim i trzecim – że realnie pomagają.

Problem jest z tymi, którzy „przemysł papugowy” organizują – oni wiedzą, że realnie ptakom szkodzą i wykorzystując naiwność i dobroć ludzką wciągają w ten proceder innych.

To tak, jak było z cyrkami – nie ci byli winni, którzy chadzali na pokazy z udziałem zwierząt, a ci którzy ze zwierzętami jeździli i między spektaklami – jak już dziś wiemy – wielokrotnie je katowali. Dopiero długotrwała kampania informacyjna uświadomiła widzom, że zwierzęta są niedożywiane, katowane i przetrzymywane w skandalicznych warunkach. Głośna i długa kampania uświadamiająca doprowadziła do tego, że cyrki ze zwierzętami zaczęły być bojkotowane. Nie zawsze skutecznie, jasne, ale i tak jest lepiej pod tym względem niż jeszcze dziesięć lat temu.

Innym problemem, który ma jednak inny kontekst ideowy i polityczny, to polowania na ptaki. Przyrodnicy, duża część opinii publicznej – i niektórzy myśliwi – podnoszą głośno, że nie ma żadnego ekonomicznego, przyrodniczego sensu utrzymywania polowań na ptaki, wiele osób udowadnia szkodliwość tych polowań (min. niecelne strzały raniące ptaki, które potem umierają w męczarniach, użycie ołowianej amunicji szkodzącej ekosystemom jeziornym, odstrzały gatunków zagrożonych, kiepski stan wiedzy myśliwych mających kłopoty z rozpoznawaniem poszczególnych gatunków), ale silne międzypartyjne lobby myśliwych ten szkodliwy proceder utrzymuje. I skutecznie, jeszcze, odwołując się do „tradycji łowów”, próby jakichkolwiek zmian blokuje. Mam tylko nadzieję, że zdenerwowanie prezesa Jarosława Kaczyńskiego na działanie lobby futerkowego „pójdzie” dalej i dobierze się do skóry także myśliwym.

Każda zmiana jest efektem zwiększonej świadomości ekologicznej przeciętnych obywateli, którzy nie wchodząc w szczegóły, „na czuja” wiedzą co jest dobra, a co złe. Skoro udaje się z cyrkami, uda się z „papugarniami”, a następnie z polowaniami na ptaki… A przy okazji nauczymy ludzi dobrze dokarmiać…



 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości