Każdy obywatel gdzieś zawędruje, czy mu się to podoba, czy też nie, ponieważ wszystko w gwiazdach jest zapisane. Niektórzy zaś obywatele zawędrują ze zdziwieniem aż na emigrację. Kiedy się obudzą ze swego zamroczenia, które ich na ową emigrację przywiodło, okazuje się, że nie ma lekko i na ten dobry początek, trzeba się nauczyć EmigracyjnegoJęzyka. Jak wiadomo integracja jest istotnym elementem emigracji i nie ma tu żadnej taryfy ulgowej. Tak się bowiem składa, że nieznajomość JęzykówTubylczych traktowana jest, przez niektórych Tubylców jako przejaw słabości umysłowej takiego emigranta. A jak wiadomo, cały czas wierzę w to mocno, że ponure prognozy mojego PanaOdPolskiego się nie spełnią i zamiast trafić do słabych na umyśle, trafię do laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, po ObjawieniuTalentuKuli na Salonach. Jest to tylko kwestia czasu, rzecz jasna.
Jako osoba dążąca do integracji, w każdym jej wydaniu, na ten przykład kupując piwo w promocji, podjęłam swego czasu decyzję o szybkim zapoznaniu się z językiem dojczlandzkim, także ze względu na to, że jestem niesłychanie uczynna i stroskana o Bliźniego swego. Warto przecież wiedzieć, czy ta miła sąsiadka z parteru, ma tylko przyjemność w sypialni, czy też pada ofiarą domowej przemocy. Bez znajomości języka można bowiem niejedno w życiu przegapić, a potem żałować zmarnowanych szans, co dla osoby z MistrzowskąJedenastką jest tylko krokiem do wpadnięcia w melancholię i może skutkować NegatywnąRealizacjąJedenastki.
Zaraz po podjęciu decyzji o zamiarze utworzenia emigracyjnej komórki społecznej, postaraliśmy się , z przyszłym małżonkiem, o skromne mieszkanko. Cena była na naszą kieszeń, choć przez pierwszy miesiąc dokuczały nam wstrząsy i odgłosy. Nie były to odgłosy przemocy domowej, ale rumor i dzwonienie tramwajów , z wściekłymi motorniczymi. Tak się bowiem złożyło, że zamieszkaliśmy przy ruchliwej ulicy, prowadzącej do pewnego placu, cieszącego się złą sławą, w mieście cieszącym się dobrą sławą, z racji futbolowego szaleństwa.
Pewnego dnia postanowiłam, jako przyszła PaniDomu, korzystając ze sprzyjającej aury, umyć okna. A kiedy tak sobie machałam ścierką, zauważyłam, że na ulicy zamiast tramwajów przetacza się jakaś ludzka masa. W zapamiętaniu swoim, eskortowani przez policję, ludziska owi protestowali głośno, dzierżąc jakoweś transparenty. O tym, że był to protest domyśliłam się od razu. Ludziska krzyczeli bowiem jedno hasło, na którego końcu słychać było wyraźne "NEIN". Zadowolona byłam więc bardzo, że chociaż jedno słowo zrozumiałam i postanowiłam poczynić obserwacje, co też to za biedacy i co im się nie podoba. Pomyślałam nawet przez chwilę, aby się przyłączyć, bo co poniektórzy z protestujących miny mieli dramatyczne, w oczach łzy rozpaczy, a ręce swe wznosili pod Niebiosa. Zauważyłam jednak, że mężczyzn w tym tłumie jest druzgocąca przewaga, więc może są to protesty przeciw emancypacji kobiet, albo jeszcze i co gorszego. Lepiej więc zostać na stanowisku neutralnym, czyli w oknie.
Na czele tego pochodu szedł podparty laską, ale dość krzepki jeszcze staruszek. Skandował hasło donośnym głosem, wymachując kapelusikiem z piórkiem. Za tym dziaduniem kroczyli dostojnie, najczęściej na czarno ubrani młodzieńcy. Niektórzy z nich mieli pozasłaniane twarze, czapki naciągnięte głęboko na czoło, a inni z kolei głowy całkiem łyse. Prowadzący tłum swych Wyznawców GuruDziadek, także włosów nie posiadał. Wyglądało mi to na jakowąś SektęCzarnychDemonów, zrozpaczonych brakiem dostępu do internetu, albo czymś powodującym jeszcze większą frustrację. Szczerze im współczułam, ale nie wiedziałam jak im pomóc. Pomocy oni przecież potrzebowali, ktoś bowiem czyhał na ich życie i zdrowie, w końcu obstawa policji była bardzo liczna, a to mówi nam samo za siebie. Postanowiłam na tyle, na ile moje ucho mnie nie myliło, zapisać na karteczce dramatyczne hasło z przejmującym rozpaczą "NEIN". Kiedy mój przyszły mąż wróci z pracy, objaśni mi znaczenie wyrazów i będziemy mogli się zastanowić czy SektaCzarnychDemonów powinna mieć stały dostęp do internetu, zniżkę u fryzjera, czy coś w tym guście.
Tymczasem, jednak coś tam się do wieczora wydarzyło, jakiś telefon zadzwonił i o sprawie DramatycznegoMarszu zapomniałam. Kartka zaś z tajemniczym hasłem pozostała w kieszeni swetra. Dnia następnego postanowiłam przed wyjściem z domu otworzyć okno i wystawić rękę na zewnątrz, taki mam bowiem sposób na sprawdzanie temperatury. W kamienicy naprzeciwko, ktoś wywiesił w oknie flagę. Zmartwiło mnie to trochę, bo pomyślałam ja sobie: "Znowu jakiś mecz i hałasowanie nocne kiboli". Nie była to na szczęście flaga niemiecka, więc jest to już nadzieja na umiarkowane wrzaski. I kiedy sobie tak rozmyślałam, nad liczbą decybeli dzisiejszego wieczora, zadzwonił mój przyszły ślubny. Ma on więcej zrozumienia dla wrzasków meczowych, chociaż sam nie wrzeszczy. Przy okazji zapytałam go więc , co też to za kraje będą dzisiaj kopać piłkę, bo sąsiad z przeciwka już z samego rana flagę wywiesił. Wisi sobie ona wprost z okna, nie miał pewnie sąsiad odpowiedniego kawałka kija aby ową flagę nań naciągnąć. Mój luby pyta zatem co to za flaga. Ja na to, że flaga w paski w kolorach czarnym, białym i czerwonym i czy wiadome mu, co to za kraj, bo ja przecież matury nie mam, to skąd mam wiedzieć takie rzeczy. W słuchawce najpierw zalega cisza, a następnie zostaję poinformowana zirytowanym tonem, że mi się pomieszało pod sufitem i po co ja zawracam głowę jakimiś wymysłami ciężko pracującemu facetowi, a o mojej paranoi pogadamy wieczorem. Z ciężkim westchnieniem odkładam słuchawkę, myśląc o przepracowanym facecie, którego koniecznie trzeba nakłonić na urlop, zanim mnie jeszcze bardziej zacznie obrażać. Po czym ubieram się i idę na moją pierwszą lekcję niemieckiego. Prowadzi ją bardzo sympatyczny pan w średnim wieku, towarzystwo spragnionych integracji też jest przesympatyczne. Wszystko przebiega całkiem fajnie, do momentu gdy już na odchodnym chcę sobie wytrzeć nos. W tym celu sięgam do kieszeni swetra po chusteczkę i na podłogę upada mi kartka, na której jest zapisane hasło przewodnie GuruDziadunia. Nauczyciel niemieckiego, człowiek kulturalny, podnosi kartkę i mi ją podaje. Rzuca przy tym machinalnie okiem na dość krótkie przecież zdanie, na owej kartce zapisane drukowanymi literami. Blednie przy tym jak ściana, następnie robi się czerwony, żegna się szybko i już go nie ma. No, myślę sobie, to muszą być niewątpliwie jakieś straszne świństwa, przeciw którym protestuje GuruDziadunio i jego Wyznawcy.
Tak więc po powrocie do domu kładę kartkę na stole, aby nie zapomnieć przyszłego męża zapytać, co też tam jest napisane. Przy okazji zauważam brak flagi w oknie sąsiada, co mnie trochę martwi, bo niechybnie będzie to dowodem mojej paranoi, skoro widzę rzeczy, których nie ma. Mój ukochany jest jednak tak zaabsorbowany kartką z hasłem GuruDziadunia, że o sprawie flagi i rzekomej paranoi zapomina. Pyta mnie, czy ktoś ową kartkę mi wrzucił do skrzynki na listy. No, patrzcie ludzie, o co on mnie podejrzewa! Wyobraża sobie pewnie, że liściki od kochanka będę mu pokazywać i pytać o radę, czy jak? Od razu więc mówię o zrozpaczonych Wyznawcach i GuruDziaduniu. Moj ukochany tłumaczy mi szybko treść kartki i już jest dla mnie jasne, że wczoraj widziałam na własne oczy StrasznegoDziadunia! Przez nieznajomość języka przegapiłam możliwość przeprowadzenia zamachu na owego Dziadunia, przy pomocy ścierki do okien. Dowiaduję się też, że mamy sąsiada, któremu policja zdjęła flagę z okna, ponieważ była to flaga nieistniejącego państwa, że o klubie piłki nożnej nie wspomnę.
Kiedy zaś znajomość języka pozwoliła mi na rozumienie i wysławianie się miałam okazję naprawić swój błąd z przeszłości. Stało się to w sklepie, w którym jest dla nas wszystko w sam raz, w dziale warzywno-owocowym. Przy truskawkach. Stał tam sobie StrasznyDziadunio, nie wiem czy ten sam, ale Wyznawca tej samej Sekty. Wybierając pojedyncze truskawki do przygotowanego woreczka, marudził na ich smak i kolor, odezwawszy się w te słowa: " To gówno ze wschodu na nic nie smakuje ". Truskawki były bowiem Made in Poland. Pomyślałam ja sobie, że teraz, albo nigdy, ot co. Wypróbowałam sobie siłę rażenia słów Kuli i podkreślając swój wschodni akcent, uśmiechając sympatycznie, odezwałam się w te słowa: " Widzę, że pan szanowny się dobrze zadekował swego czasu, bo pod Stalingradem nie było truskawek. Pewnie Paryż, jak sądzę? ". StrasznyDziadunio warknął, szczeknął i pognał precz. Zapewne na spotkanie KlubuWeteranów, dyskutować o konieczności pracy nad pozyskiwaniem nowych Wyznawców.
Na koniec wypada mi ujawnić jakich to słów używają Wyznawcy StrasznegoDziadunia, z rozpaczą wznosząc ręce pod Niebiosa. Są to słowa następujące:
"AUSLÄNDER REIN, WIR SAGEN NEIN! "
Biała jak śnieg, rumiana jak krew i o włosach czarnych jak heban, Upiorno Frelka z Hajduk Wielkich. Otoczona Aurą turkusową, z dodatkiem kolorów indygo, soczystej zieleni i słońca w letnie południe.
Posiadam doskonałe połączenie z Wyższym Wymiarem, a informacje stamtąd otrzymywane pomagają mi kreować życie szczęśliwości pełne.
Mistrzowska Jedenastka Numerologiczna, urodzona w znaku błyskotliwych Bliźniąt, obdarzona ponadprzeciętną umysłowością i ostrym jak brzytwa językiem, nieprzewidywalna i zmienna. Zakochana najpierw zdrowo we własnej swej osobie, choć miłość do Bliźniego jest we mnie bardzo wielka. Lubię bowiem, oczami chabrowemi hipnozę uskuteczniać, a trzecim okiem zaglądać wtenczas w duszę delikwenta i radością ową duszę napełniać, gdy w niej radości jest deficyt. Jednakowoż, gdy sytuacja tego wymaga, bez żadnego wahania potrafię się także samo zmienić w zołzowatą jędzę, albowiem stawiam jasne granice w tak zwanych stosunkach międzyczłowieczych, gdy się rzecz rozchodząc o energetyczny wampiryzm.
Na koniec, pragnę jeszcze dodać, że choć jestem mądra i piękna, to skromność jest moją główną zaletą. ;-)
"Dlaczego mężczyźni nie przepadają za inteligentnymi i atrakcyjnymi kobietami?
- Ponieważ zjawiska paranormalne wywołują niepokój..." ;-)))
https://ujarani.com/39447
https://youtu.be/KWZGAExj-es
kobietakula@gmail.com
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości