Wojna jak wiemy z historii, to nie tylko okopy i huk armat, lecz również propaganda. Zrzucanie ulotek na tereny zaplanowanej inwazji ma zazwyczaj podkopać morale miejscowej ludności i jak zawsze zapewnić o błogosławieństwie i szlachetnych zamiarach nacierającej, wrogiej armii. Jako że od wielu lat wielcy tego świata walczą już tylko z zapamiętaniem o pokój, wszystkim wydaje się, że kolejny kataklizm jest rzeczą niemożliwą.
Przeczy to, co prawda zdrowemu rozsądkowi i analizie dziejów świata, która mówi nam wyraźnie, że w historii coś takiego jak wieczny pokój nie istnieje. Są tylko dłuższe bądź krótsze pauzy strategiczne.
Jednak i w czasie pokoju poważne państwa dbają o własna armię oraz o to, aby w obce ręce nie wyzbyć się więcej niż 10-15% banków i instytucji finansowych. Na przykładzie zaś jednego z dzienników niemieckich zakupionego przez Anglików i rozpętanej w związku z tym narodowej histerii u naszego sąsiada, widać jak na dłoni, że i w tej dziedzinie należy być czujnym i ostrożnym. Po roku ów tygodnik wrócił w rodzime niemieckie ręce.
W Polsce, a szczególnie w jej zachodniej części prasa lokalna należy niemal w 100% do koncernów niemieckich, lecz polskie postępowe elity nie widzą w tym nic zdrożnego.
Dlatego też na naszym podwórku miejscowi mężykowie stanu prężą muskuły i rozpalają nasze emocje sprawami błahymi, lokalnymi i nieistotnymi z punktu widzenia wielkiej polityki gdyż do takiego stadium lobby niemieckie i rosyjskie w Polsce sprowadziło polską debatę publiczną sterowaną przez media i agenturę wpływu.
Nasi dyplomaci to zwykli chłopcy na posyłki, którzy wracając nad Wisłę z różnych gremiów, w których uczestniczą, jako statyści, muszą odreagować i udowodnić przed miejscową gawiedzią, że w ich mocy nie leży tylko możliwość poruszania dużym palcem w bucie.
Od czasu do czasu niektórzy wybrańcy, jak obecnie Tusk otrzymują od poważnych państw ordery, co ma nam tu na miejscu pokazać, że nie jest wcale aż tak źle. W tej dziedzinie rekordy pobił Władysław Bartoszewski, zwany przez fanów profesorem. Jego, Niemcy obwiesili medalami jak przysłowiowego sowieckiego sierżanta.
Wydaje się, że obecny stan naszego kraju satysfakcjonuje naszych wielkich sąsiadów. Ordynacja wyborcza, konstytucja, stan właścicielski w mediach i bankach powoduje, że jesteśmy krajem słabym, niezdolnym do obrony własnych interesów i przeprowadzenia reform uzdrawiających.
Bez nacisku opinii publicznej nie uda się zmienić ordynacji wyborczej na „jow-y”, co w końcu położyłoby kres funkcjonowaniu finansowanych przez nas przedsiębiorstw zwanych partiami politycznymi.
Nie twierdzę, że wybory większościowe to panaceum i stuprocentowa recepta na naprawę naszego państwa. Wierzę jednak, że może to być pierwszy krok do zmian i utrudnienie działania rosyjskiemu i niemieckiemu lobby, tak świetnie czującemu się w naszym kraju.
Wśród historyków do dziś trwa spór czy w roku 1792 możliwa była jeszcze naprawa Rzeczypospolitej. Część z nich skłania się do twierdzenia, że na to nie pozwoliliby nasi sąsiedzi. Mało też osób zdaje sobie sprawę jak wielkie było poparcie dla Targowicy, że wymienię tu samego Hugo Kołłątaja.
Myślę, że i dziś obecni, główni uczestnicy politycznej gry nie są zdolni do naprawy Polski, a nawet gdyby jakimś cudem chcieli to uczynić to trafią na potężną ścianę zbudowaną niemieckich i rosyjskich wpływów.
Powtarzam. Bez ogólnospołecznej akcji domagającej się jednomandatowych okręgów wyborczych, wymianie klasy politycznej oraz elit, ten oligarchiczny, okrągłostołowy potworek zwany III RP będzie dalej gnił, aż do całkowitego upadku.
Na koniec zadam retoryczne pytanie.
Jak myślicie? Dlaczego w mediach i dyskusjach wśród polityków cisza na temat kilkunastu tysięcy pozwów przygotowywanych przez niemieckich właścicieli nieruchomości, dotyczących zwrotu ich majątków? Dlaczego nikt nie bije na alarm skoro pachnie to zaplanowaną i skoordynowaną niemiecką akcją?
Rozumiem doskonale milczenie należącej do niemieckich koncernów prasy w Polsce, ale czemu milczy na ten temat premier Donald Tusk, laureat niemieckiej nagrody Karola Wielkiego, przyznanej dla „polskiego patrioty i przekonanego Europejczyka”.
Czy patent na mianowanie „polskich patriotów” jest już tylko w rękach Niemców, Rosjan i Żydów?
Czy Polacy chcą tak na prawdę stać się podmiotem politycznych działań we własnym kraju? A może odpowiada im rola manipulowanej, głupiej i naiwnej gawiedzi? Jeśli tak, to będą mieli to, na co zasługują.
Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka