kokos26 kokos26
2050
BLOG

Świnie i ludzie

kokos26 kokos26 Polityka Obserwuj notkę 13

 Chyba nie przesadzę, jeżeli powiem, że niemal każdy z nas podczas spaceru, wyjścia na zakupy czy w trakcie jakiś innych, mniejsza już o to, jakich czynności, spotyka się z dość typowym w Polsce widokiem. 

Gdzieś na ławce, pod nią czy obok niej, na trawniku, pod murem, na klatce schodowej, w pobliżu monopolowego sklepu, leży sobie człowiek, który najczęściej śpi, albo usiłuje się podźwignąć z ziemi lub dopiero, co się na nią kładzie „zmęczony” codziennym trudem.

W ciągu życia, mówiąc bez przesady, mijamy takich osobników całe tuziny i nie są to bynajmniej w stu procentach przedstawiciele płci męskiej.

Omijamy ich szerokim łukiem odwracając głowę w druga stronę, a czasami nie mając wyjścia, dosłownie przekraczamy ich lub nad nimi przeskakujemy.

Podczas takich wymuszonych spotkań jednym towarzyszy uczucie jakiegoś współczucia, innym odrazy i obrzydzenia, jeszcze inni doznają mieszaniny jednego i drugiego. Są i tacy, którzy traktują te „znaleziska” obojętnie, bez żadnych większych wewnętrznych refleksji.

Jednak, tak z ręką na sercu, chyba każdy z nas musi przyznać, że w ciągu swojego życia ominął kogoś takiego, kto choć znajdował się w podobnej horyzontalnej pozycji to jednak różnił się od pozostałych wyglądem, ubiorem, wyrazem twarzy, czyli jakoś nie pasował do znanego nam od dawna stereotypu.

Akurat śpieszyliśmy się na grilla, czy nieśliśmy ciężką torbę z zakupami, a może tylko dla świętego spokoju poszliśmy sobie dalej? Jednak w głowie jakiś czas kołatała się niepokojąca myśl.

A może ten człowiek potrzebował pomocy, dostał zawału, albo wylewu? Cholera, nie wyglądał na pijaka?

 Oczywiście sumienie bardzo szybko usypia, odpływają wyrzuty i wątpliwości, zapominamy, bo tak wygodniej.

Najgorzej, jeżeli gdzieś przypadkowo w lokalnej gazecie czy rozgłośni radiowej przeczytamy czy usłyszymy, że właśnie w tym dniu, tam gdzie wtedy przechodziliśmy, znaleziono człowieka chorego, który zasłabł i odszedł lub pobitego, który zmarł w biały dzień, w środku wielkiego osiedla mieszkaniowego tylko z tego powodu, że nikt nie udzielił mu pomocy na czas i nie wezwał pogotowia.

Oczywiście tłumaczymy się sami przed sobą, nie zwierzając się nikomu, że niby skąd mogliśmy wiedzieć? Nie jesteśmy Panem Bogiem czy ekspertem, który mógł wiedzieć od razu, podejrzewać, przewidzieć. 

Jednak gdzieś w głębi duszy tli się coraz mocniej przekonanie, że zachowaliśmy się, nie jak człowiek, lecz zwykła świnia.

Smoleński mord, jestem pewien, spowodował to, że po naszych ulicach chodzi wielka rzesza ludzkich świń, do których ta świadomość bycia świnią coraz mocniej dociera, drąży nieprzyjemnie umysł i uprzytomnia im prawdę o nich samych.

O ile to łatwiej i lżej było im przyjąć wersję o strasznej, potwornej, ale jednak katastrofie lotniczej, jakich wiele i dla spokoju sumienia nie zawracać sobie już więcej tym głowy.

Przeskoczyć nad zabitym prezydentem, jego małżonką i wstydliwie, nie odwracając wzroku, lecieć na tego grilla zakrapianego piwkiem.

Obywatelski obowiązek, Polska, Naród, przyzwoitość, prawda, zbrodnia, kara, honor, ojczyzna, Bóg?

Co robić, kiedy męczy i czasami nie pozwala im zasnąć chmara moherów przypominająca te wyświechtane androny dziadków i babek, o których już w imię nowoczesności zdążyli nie tylko zapomnieć, ale i wydrwić je dzwoniąc do „Szkła kontaktowego”, a które jak demony tlą się jeszcze bezczelne w tej ich polskiej zaściankowej duszy, tak, że czasami aż wstyd, a może ból?

Wystarczyło tylko upewniać się w ich świńskich sumieniach, włączając TVN24 lub czytając Gazetę Wyborczą, że nie są sami.

Skoro tam przekonują ich, że mają rację i tak trzymać, to przecież, choć świnie, są w jednym wielkim nowoczesnym i postępowym  chlewie wraz z „wybitnymi” dziennikarzami, artystami, reżyserami, celebrytami…, ba, uśmiechają się do nich zalotnie z ekranu dorodne warchlaki, tuczniki, knury, wieprze, lochy i blond maciory – przepraszam, że Panie na końcu.  

Jakże przyjemnie zakwiczeć się do łez wraz z Kuźniarem, kiedy przypominająca żywą mumię, Czubaszek opowie, że spędziła święta w Krakowie, ale nie dotarła tam na lawecie.

Jak fajnie ryć w ściółce ze śmiechu, kiedy Graś ponabija się w radiowym studio z nadpiłowanego skrzydła, a Palikot opowie o spotkaniu z Przemkiem Gosiewskim na peronie we Włoszczowie.

Tylko cóż z tego, kiedy z każdym kolejnym dniem i wychodzeniem na światło dzienne okrutnej prawdy trzeba będzie w końcu wybrać, czy warto być świnią do końca, czy może lepiej na powrót stać się normalnym człowiekiem i takim pozostać?

Tytuł tego felietonu nie jest przypadkowy i z premedytacją nawiązuje do powieści Johna Steinbecka, Myszy i ludzie (Of Mice and Men)

Wierzę bowiem naiwnie, że większość, tych z pozoru gruboskórnych moich rodaków, przypomina jednak głównego bohatera, Lennie Small’a, z pozoru tępego osiłka, którego ulubionym zajęciem było głaskanie miękkich przedmiotów i futerek zwierząt gdyż w jego piersi biło prawdziwie gołębie serce.

W każdym z nas jest więcej dobra niż zła. Tak zaplanował to Stwórca.

 Jednak od nas tylko zależy czy wykorzystamy w ciągu życia ten dany nam przez Boga handicap.

Artykuł opublikowany w tygodniku Warszawska Gazeta

kokos26
O mnie kokos26

Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Polityka