Obchodzony dopiero po raz drugi w III RP, „Dzień Żołnierzy Wyklętych” czy też listopadowy „Dzień Niepodległości”, uświadamiają nam, że żyją wśród nas ludzie, którzy nawet dzisiaj, w 2012 roku stanęliby po stronie każdego okupanta, który łaskawie dopuściłby ich do żłobu choćby w postaci jedynie marionetkowej władzy, w zamian za pomoc w zwalczaniu miejscowego niepodległościowego podziemia.
Podczas sejmowej minuty ciszy upamiętniającej Żołnierzy Wyklętych, jedni posłowie SLD i Ruchu Palikota wyszli z sali, podczas gdy inna ich część „spóźniła” się na ten punkt obrad. Oni powiedzieli nam wyraźnie, po której stronie staliby w 1945 roku.
Historia tego zaprzaństwa jest długa, a owa grupa zawsze gotowych do działania, genetycznych zdrajców, działa zawsze według jednego, wypróbowanego i sprawdzonego już nie raz schematu.
Oni są zawsze gotowi do zdrady pod jednym wszakże warunkiem. Muszą być pewni, że jest ktoś na tyle silny i wpływowy, kto zapewni im dwie najważniejsze i fundamentalne dla nich sprawy; konfitury oraz bezkarność.
Nie są to ludzie zbyt liczni ani odważni. Powiedzmy sobie wprost. Są to najzwyklejsi tchórze, którzy z rzekomo uniesioną przyłbicą pojawiają się tylko wtedy, gdy za sobą mają jakąś wielką siłę, która zapewnia im nietykalność.
Ja na swój własny użytek określam ich terminem „kuropatwy”, choć pierwszy tego zwrotu wobec polskich zdrajców i renegatów użył w dość oryginalnej formie, towarzysz Stalin.
Tak o tym mówił do partyjnego aktywu zaraz po zainstalowaniu „władzy ludowej”, agent NKWD, Bolesław Bierut:
„Tow. Stalin ostrzegał nas, że w tej chwili mamy bardzo dogodną sytuację w związku z obecnością Armii Czerwonej na naszych ziemiach. – Wy macie teraz taką siłę, że jeśli powiecie 2 razy 2 jest 16, to wasi przeciwnicy potwierdzą to – powiedział tow. Stalin. – Ale nie zawsze tak będzie. Wtedy was odsuną, wystrzelają jak kuropatwy [...].”
I dokładnie od tamtej chwili aż do dnia dzisiejszego kolejne pokolenia tchórzliwych „kuropatw” sowieckiego chowu zamkniętego, za bezpiecznym ogrodzeniem uniemożliwiającym atak na nie Orła Białego, wrzeszczy, jak na hałaśliwe i tchórzliwe ptaszyska przystało.
Powyższy cytat jest rzadko przytaczany w III RP, tak jak i słowa Gomułki wypowiedziane na tajnym plenum partii w dniach 20-21 maja 1945 r.
„Nie jesteśmy w stanie walki z reakcją przeprowadzać bez Armii Czerwonej [...] Niesłusznym byłoby żądanie wycofania wojsk. Nie mielibyśmy swoich sił, aby postawić na ich miejscu.”
Kto z tymi słowami zetknął się kiedykolwiek ten wie doskonale, że burzą one wpajany przez komunistów i postkomunistów, mit o „wojnie domowej”, czy wciskanie przez środowisko z Czerskiej takiej ciemnoty jak ta w wykonaniu Rafała Zasunia z Gazety Wyborczej, który właśnie z okazji Dnia Żołnierzy Wyklętych stwierdził na łamach GW, że bojownicy o Polskę Ludową to tacy sami Polacy jak Żołnierze Wyklęci.
Nie oszczędzę i tym razem Blumsztajna, tego samego, który z Czerską i jej „autorytetami” po smoleńskim zamachu wzywał do palenia świeczek czerwonoarmiejcom, a w artykule „Zostawcie tych żołnierzy”, napisanym przed Dniem Żołnierzy Wyklętych przestrzegał:
„I zapalając świeczkę na grobie jakiejś stalinowskiej ofiary, będziemy się teraz zastanawiali, w czyim imieniu i komu to służy.”
Palić świeczki ruskim to obowiązek, a co do pomordowanych polskich patriotów to już trzeba się głęboko zastanowić, komu to służy?
Sewerynie, uważasz nas za aż tak głupich i tępych Polaczków?
Ja wiem, że dla waszego stada „kuropatw” dzień 1-go marca to święto niewygodne.
Wszak już w 1968 roku, pod datą 18 października tak pisał w swoim dzienniku Stefan Kisielewski:
"Dwadzieścia lat temu powiedziałem Ważykowi, że to, co robią Żydzi, zemści się na nich srodze. Wprowadzili do Polski komunizm w okresie stalinowskim, kiedy mało, kto chciał się tego podjąć z 'gojów' (...)".
A oto jego wpis z 4 listopada 1968 r.:
"Po wojnie grupa przybyłych z Rosji Żydów-komunistów (Żydzi zawsze kochali komunizm) otrzymała pełnię władzy w UB, sądownictwie, wojsku, dlatego, że komunistów nie-Żydów prawie tu nie było, a jeśli byli, to Rosja się ich bała. Ci Żydzi robili terror, jak im Stalin kazał (...)".
Z kolei Maria Dąbrowska w swoich dziennikach już 17 czerwca 1947 roku pisała:
"UB, sądownictwo są całkowicie w ręku Żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden Żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"
Teraz przejdźmy do słów osoby najbardziej miarodajnej, czyli oddelegowanego do Warszawy z ramienia Stalina, nadzorcy Bieruta, czyli ambasadora ZSRR w Polsce, Wiktora Lebiediewa, który w 1949 roku pisał:
„[...] w MBP poczynając od wiceministrów, poprzez dyrektorów departamentów, nie ma ani jednego Polaka, wszyscy są Żydami”
Gdyby w tamtych latach odbywała się wojna domowa, czyli zgodnie z definicją konflikt zbrojny, w którym stronami są tylko obywatele jednego państwa to po „kuropatwach” nie byłoby już dzisiaj śladu.
Wiedział o tym zarówno Stalin jak i same „kuropatwy”.
Prawda jest taka, że to grupa renegatów wyznaczona i wsparta przez wrogie Polsce mocarstwo stłamsiła patriotyczny zryw narodu, który śmiało można nazwać antykomunistycznym powstaniem.
Teraz przejdźmy do historii najnowszej i zastanówmy się, jakim to cudem „kuropatwom” udało się po 1989 roku nadal trzymać Polskiego Orła Białego na uwięzi?
Otóż rządzący PRL-em, aktualni komuniści dogadali się w Magdalence z komunistami byłymi, łącząc oba stada, a nad tą wzbogaconą populacją „kuropatw” rozpostarła parasol ochronny pozostawiona w stanie nienaruszonym komunistyczna agentura i media przekazane w starannie wyselekcjonowane ręce.
Jednakże natura potrafi się czasami wyrwać spod ludzkiej kurateli oraz ingerencji i powrócić do obowiązującego przez wieki prawidłowego łańcucha pokarmowego. To kuropatwy maja bać się Orła, a nie odwrotnie.
Dlatego coraz częściej zbijają się one w kupę, robią się hałaśliwe i wystraszone widząc, że spętany Orzeł próbuje coraz częściej zrywać się do lotu, raz krążąc nad krzyżem przy Krakowskim Przedmieściu, a innym razem szybując nad tysiącami Polaków czczących Święto Niepodległości czy Dzień Żołnierzy Wyklętych.
Miejmy nadzieję, że nadejdą wkrótce takie dni, kiedy będzie on w majestatycznym locie patrolował zupełnie swobodnie nasze polskie niebo, a „kuropatwy” wyniosą się tam gdzie ich miejsce, czyli na ziemniaczyska i pola buraczane.
Artykuł opublikowany w tygodniku Warszawska Gazeta
Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka