kokos26 kokos26
1174
BLOG

Tusk rzekł: „Wolałbym się nie urodzić” i ja mu wierzę

kokos26 kokos26 Polityka Obserwuj notkę 7

 

W dawnym chyba jeszcze stalinowskim blokowisku gdzie spędzałem dzieciństwo były ciemne tajemnicze dla nas, młodych chłopaków piwnice, a w każdej z nich schron przeciwlotniczy. Jako, że lodówki nie były wtedy dobrem powszechnie dostępnym, w owych piwnicach oprócz węgla i ziemniaków mieszkańcy gromadzili różne przetwory na zimę.

Chyba właśnie to powodowało, że w tych piwnicach, wcale nierzadko pojawiały się szczury, za którymi organizowaliśmy pościgi i robili na nie obławy.

Zapamiętałem z tamtych polowań ciekawe zjawisko polegające na tym, że taki ścigany szczur, zawsze póki miał przed sobą jakąś większą przestrzeń do ucieczki nie stanowił dla nas żadnego zagrożenia. Wszystko zmieniało się dopiero wtedy, kiedy został on osaczony i zapędzony do jakiegoś kąta lub przed nim była już tylko ściana. Odwracał się wtedy przodem do nas, szczerzył zęby, wydawał jakieś przeraźliwe dźwięki i próbował atakować skacząc jak na szczura, bardzo wysoko.

Przypomniały mi się te dziecięce polowania w ubiegły piątek, kiedy z trybuny sejmowej przemawiał przerażony Donald Tusk. Oczywiście, broń Boże nie porównuję Donalda Tuska do szczura. Chodzi mi tylko o jego coraz bardziej beznadziejną sytuację i tą symboliczną ścianę, przed którą stanął.

Przez dwa lata umykał prawdzie odwrócony do nas plecami, kluczył, zwodził i nagle zrozumiał, że to już koniec, ściana, już czas się odwrócić i zacząć kąsać.

Jestem pewien, że niejeden człowiek w jego sytuacji zachowywałby się podobnie, czyli jak zwierzę gdyż w sytuacjach ekstremalnych często ludzie niewiele swoimi reakcjami się od zwierząt różnią.

Tuskowi wydawało się, że jest przebiegłym politycznym pierwszoligowym graczem, a przypieczętowany po 10 kwietnia 2010 roku między Merkel a Putinem podział „wasz prezydent, nasz premier” będzie obowiązywał przez długie lata.

Niestety okazuje się, że zwycięzca Putin chce wziąć wszystko, a ten „nasz” żądny władzy naiwniak z sopockiego molo, który myślał, że znalazł partnera, który pomoże mu upokorzyć prezydenta własnego kraju już wie, że zostanie wkrótce przeznaczony do odstrzału.

Tusk w ten historyczny piątek odwrócił konstytucyjną zasadę mówiącą, że to sejm kontroluje rządzących. Wystraszony tym, że uchwała PiS zdenerwuje bezwzględnego czekistę Putina, wkroczył na mównicę i zaczął wykrzykiwać histerycznie zaklęcia o Moskwie, carze, hańbie i zdradzie.

Logika jego sejmowego panicznego wystąpienia do złudzenia przypominała reakcję Stalina, kiedy to po odnalezieniu katyńskich dołów z pomordowanymi, nazwał on stronę polską domagająca się zbadania tego miejsca przez Międzynarodowy Czerwony krzyż, pieskami Goebbelsa.

Tusk wie, że aby nastąpił koniec nie trzeba już nawet dalszych dowodów uprawdopodobniających zamach.

Wystarczy niewielki kontrolowany przeciek z Moskwy o tym, że to on, Tusk zabiegał o rozdzielenie wizyt w Katyniu i prosił ruskich o pomoc w tej haniebnej grze, jaką rozpoczął z głową własnego państwa, by stać się zarówno politykiem, jak i człowiekiem skończonym.

Z kolei sejmowa uchwała zaproponowana przez PiS narażała Tuska na ryzyko, że Kreml odpowie, nie mijając się z prawdą, że przecież podpisem swojego ministra, Jerzego Millera, Tusk zgodził się na pozostawienie wraku na terenie Rosji po zakończeniu prac przez komisję MAK, choć konwencja chicagowska nakazuje jego natychmiastowy zwrot do państwa, właściciela statku powietrznego.

Skąd, więc ten apel do Moskwy mogą zapytać Rosjanie?  Miejcie pretensje Polaczki do własnego premiera, któremu na rękę było pozostawienie wraku u nas i dlatego chętnie podpisał specjalne memorandum, a przed wami zgrywa teraz głupa.

 To jego sejmowe, agresywne wystąpienie przypomniało mi trochę także pamiętne spotkanie Mieczysława Rakowskiego ze stoczniowcami, do którego doszło 25 sierpnia 1983 roku.

 Rakowski także z mównicy zaatakował i próbował upokorzyć politycznych przeciwników, lecz jednak był w znacznie lepszej sytuacji niż Tusk dzisiaj.

Dopiero miesiąc wcześniej zniesiono stan wojenny, komuna była przekonana o tym, że przetrąciła kręgosłup Solidarności, a esbeccy kapusie obsadzili niemal wszystkie strategiczne miejsca gdzie opozycja przetrwała. Po Polsce grasowały kiszczakowe szwadrony śmierci, a mord księdza Jerzego Popiełuszki miał dopiero nastąpić za rok i dwa miesiące.

      Dużo znowu mówi się dzisiaj o podziale Polski na dwa obozy, głębokim wykopanym rowie między Polakami, dwóch stronach barykady.

Nikt jednak nie ma śmiałości powiedzieć wprost, że ten podział istnieje już niemal 70 lat, czyli od 1945 roku z tym, że czasami konflikt przechodził w dłuższe lub krótsze stany uśpienia.

W skrócie można powiedzieć, że nasza Ojczyzna jest rozdarta między ludzi pragnących Polski rzeczywiście wolnej uczciwej i dumnej oraz wielkie kanalie i „małych łotrzyków”, o których mawiał kiedyś Piłsudski, że na ich widok żółknie orzeł biały, zawstydzony ich tchórzostwem poddaństwem i panicznym przerażeniem oraz strachem przed polską wolną i suwerenną zagrażającą ich ciemnym interesom i układom.

 Kiedyś musi się ten konflikt rozstrzygnąć, choć nie wiem czy nastąpi to teraz czy po jakimś kolejnym dłuższym bądź krótszym okresie hibernacji.

Skoro można było po 1989 roku, przez ponad dwie dekady ogłupić i zdeprawować z premedytacją sporą cześć narodu to przecież tak jak w latach 1918-39 można przez następne dwadzieścia lat to wszystko mozolnie naprawić i odbudować.

Wszystko zależy od tego, kiedy rozpoczniemy ten długi mozolny i trudny proces.

Póki, co stoimy przed wielkim wyzwaniem, przed którym nie uciekniemy udając, że da się znaleźć jakieś inne wyjście lub trzecią drogę.

To wyzwanie brzmi: Albo MY ICH, albo ONI NAS  

Artykuł opublikowany w tygodniku Warszawska Gazeta

kokos26
O mnie kokos26

Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka