Łukasz Grysiak Łukasz Grysiak
1768
BLOG

Przestępcy z City

Łukasz Grysiak Łukasz Grysiak Gospodarka Obserwuj notkę 1

City zajmuje jedną milę kwadratową terenu, skupia 500 banków i firm ubezpieczeniowych oraz aż osiemdziesiąt procent wszystkich funduszy hedżingowych, które działając w ramach banków inwestycyjnych zajmują się agresywną spekulacją na skalę globalną. Po wybuchu ogromnego kryzysu finansowego najwięcej mówiło się i pisało na temat Wall Street, jednakże nie każdy wie, że najwięcej śmieciowych instrumentów finansowych, które stały się główną przyczyną gospodarczej zapaści świata, wyemitowała nie giełda nowojorska lecz właśnie londyńskie City. W rzeczywistości ta dzielnica bogactwa ma osobny system podatkowy, własny parlament (!), własny rząd (!) zwany KORPORACJĄ i stanowi oazę nietykalności. Jest państwem, rządzonym przez bożka, któremu na imię PIENIĄDZ, funkcjonującym wewnątrz państwa brytyjskiego i jeśli dobrze zagłębić się w działalność londyńskich bankierów, okaże się, że to także globalna pralnia brudnej kasy.

Rozwój City każe cofnąć się o kilka wieków wstecz, kiedy to stanowiło ono dzielnicę kupców i handlarzy. Już przed wiekami zarządcy City wywalczyli sobie u angielskich władców szczególne przywileje podatkowe, które utrzymują się do dziś. Dawni finansiści londyńscy tak skutecznie pomnażali pieniądze, że z czasem stali się prawdziwymi nietykalnymi. To dzięki ogromnej rzece funtów z City brytyjskie państwo mogło sfinansować swoje kolonialne podboje i stać się prawdziwą kolonialną potęgą. Imperium żyło dzięki City.

Dziś, głównie w dawnych angielskich koloniach, finansiści z Londynu lokują swe miliardowe obroty, które to kolonie zostały przez nich przekształcone w raje podatkowe. Bankierzy mają niepisaną zasadę - nie biorą do rąk brudnej kasy, pochodzącej od afrykańskich tyranów, z handlu narkotykami, sprzedaży broni albo od włoskiej mafii. Nim kasa trafi do City, za pomocą skomplikowanych operacji finansowych i całej sieci firm, funduszy etc. etc. zostaje wyprana do czysta. Skomplikowana wędrówka pieniędzy ma na celu zatarcie źródła ich faktycznego pochodzenia. Te przestępcze operacje na skalę makro na papierze są całkowicie legalne. Oczywiście zarówno brytyjski rząd jak i sami zainteresowani doskonale zdają sobie sprawę co robią, jednak wszyscy udają, że jest happy.

Jak wiemy, elity polityki z elitami pieniądza tworzą mafijną, nierozerwalną sitwę. Panowie politycy biorą kasę od bankierów na swoje kampanie itd. potem odwdzięczając się swym dobroczyńcom w postaci tworzenia takiego prawa, które pozwoli im w dalszym ciągu zajmować się nieskrępowaną grabieżą na skalę przemysłową. A wszystko to w wiodących światowych mediach zwie się "demokracją" i "praworządnością" oraz "wolnym rynkiem". Ale jeśli dodamy, że lwia część tych mediów również opłacana jest z bankierskiej kasy - sprawa staje się aż nadto zrozumiała. Kto kwestionuje ten bandycki system od razu staje się "oszołomem opętanym spiskową teorią dziejów", zgodnie z zasadą, że jeśli nie można zakwestionować niewygodnych dla siebie faktów - trzeba odebrać wiarygodność temu, kto te fakty rozprowadza, zrobić z niego szaleńca, niepoczytalnego itd.  Tego typu metodami posługiwali się przede wszystkim bolszewicy, którzy swych wrogów zamykali w szpitalach psychiatrycznych, ("psychuszkach") a następnie ideologiczna prasa uznawała ich za ciężko chorych na tak zwaną "schizofrenię bezobjawową". Czyli cierpieli na schizofrenię bez schizofrenii...

Wracając do tematu. Kiedy brudna kasa przejdzie skomplikowany etap prania, ląduje w City a następnie gdzieś na wyspie Jersey bądź na Bahamach, Kajmanach albo Gibraltarze. Nikt o nic nie pyta. Ważne, że ocean pieniędzy płynie szerokim strumieniem a tajemnica bankowa gwarantuje całkowitą nietykalność. Wszak wymysł zwany "tajemnicą bankową" właśnie po to został skonstruowany. Jeśli jedziesz np. do takiej Szwajcarii, bardzo bogatego kraju, nikt Cię nie pyta skąd pochodzi milion dolarów, który deponujesz w Bank of Zurych. Źródło pochodzenia tego miliona jest całkowicie bez znaczenia, ważne, że jest a ewentualnym wścibskim "oszołomom" zatyka się usta tajemnicą bankową.

City jako pralnia mafijnej kasy to jedno. Jednak tamtejszy sanhedryn zajmuje się jeszcze czymś innym, o wiele potężniejszym i tragiczniejszym w skutkach. Chodzi o tak zwaną sekurytyzację i emitowanie w świat skomplikowanych papierów wartościowych (z reguły nie mających żadnej wartości). To właśnie emisja tych śmieciowych aktywów wywołała gigantyczną recesję, z której świat do dziś nie może się otrząsnąć. Wartość derywatów i innch wyemitowanych w świat finansowych cudów obecnie  około 23, razy przekracza bogactwo planety Ziemia! Na ten temat napisano już całe tony materiałów, wyprodukowano masę filmów itd. Mechanizm ten jest znany dla wtajemniczonych. Nie miejsce w tym tekście aby się nad nim szczegółowo rozwodzić. Wspomnę jednak, że dzisiejsza kryminalna działalność największych instytucji finansowych skupionych w Nowym Jorku i Londynie właśnie, ma wolną rękę, głównie dzięki procesowi deregulacji, posuniętemu z czasem do stopnia absurdu. Geneza deregulacji leży jeszcze w latach 80., czasach Ronalda Reagana i Margareth Thatcher, którzy jakkolwiek byli jednostkami wybitnymi to dali się uwieść magicznym akademickim bredniom o "niewidzialnej ręce rynku" i innym neoliberalnym bajkom o "samoregulacji". Bankierzy na nic tak nie czekali jak na deregulacje, to była woda na ich złodziejski młyn. Państwo odpuściło sobie jakąkolwiek nad nimi kontrolę więc mogli robić co chcieli. I dalej mogą. Skutki tego są dla świata katastrofalne: piramidalne długi, w zasadzie niemożliwe do spłacenia, rozruchy społeczne, bezrobocie, nędza itd.

W dzisiejszym świecie rządzonym przez pieniądz i jego elitę pod postacią tak zwanej GLOBALIZACJI ideologie dawno umarły. Podziały na "lewicę" czy "prawicę" bądź "liberałów" i "socjaldemokratów" nie mają znaczenia. To zwykły groteskowy teatr na użytek maluczkich i akademickich sporów, które tak naprawdę prawie nikogo nie obchodzą. W Wielkiej Brytanii jednym z najgorętszych orędowników procesu deregulacji sektora finansowego, a więc postulatu wydawałoby się neoliberalnego, była Partia Pracy i rząd premiera Tony`ego Blaira! A zatem ludzie mieniący się "obrońcami ludu" i mający gęby pełne frazesów o "społecznej sprawiedliwości" z ogromną łatwością połknęli dogmaty Miltona Friedmana! Na pierwszy rzut oka sprawa może wydawać się absurdalna. Kiedy jednak spojrzymy na problem w kontekście politycznej korupcji i tego, że politycy brytyjscy, oraz inni, chodzą na pasku bankierów, wydaje się on śmiesznie prosty w zrozumieniu. A pamiętasz Szanowny Czytelniku jak obecny premier brytyjski, David Cameron, konserwatysta podobno, bronił nie tak dawno swoich bankierów z City i ich przestępczego systemu? A więc dwóch ludzi wydawałoby się o skrajnie różnym światopoglądzie: Tony Blair - "socjalista" i Dawid Cameron - "konserwatysta". Łączy ich jedno: służenie korporacyjnemu systemowi finansowemu, który urósł do rozmiarów takiej potęgi, że obaj byli/są jego niewolnikami. To nie są czcze słowa, zważywszy, że City of London skupia więcej bankierów, maklerów, brokerów i traderów niż giełdy w Nowym Jorku, Frankfurcie i Paryżu razem wzięte.

Na temat City ogromną wiedzę posiada były brytyjski finansista John Christensen, "syn marnotrawny", który sam w tym systemie działał a teraz jest jednym z najgorętszych zwolenników zrobienia z nim porządku. Bankier z sumieniem? Być może czasem ci ludzie przypominają sobie o jakichś swych człowieczych cechach, poza nigdy nie zaspokojoną chciwością i kłamstwem. Inny renegat ze świata finansów, który przeistoczył się w aktywistę prowadzącego krucjatę przeciw swym były mocodawcom to choćby Ross Ascroft, który zrealizował genialny dokument "Czterej jeźdźcy Apokalipsy" o rządzącej światem wąskiej elicie, która pozostaje poza jakąkolwiek kontrolą. Jeszcze inny to Mark Lewis, były makler z banku inwestycyjnego Salomon Brothers, autor ciekawej książki "Poker kłamców: wspinaczka po ruinach Wall Street". Polecam tym, którzy interesują się tego typu zjawiskami.

John Christensen mówi, że gdyby tylko opodatkować bankierów z City, uzyskane z tego tytułu środki wystarczyłyby na sfinansowanie całego programu ONZ do walki z ubóstwem. Ale walka z ubóstwem tak naprawdę nikogo nie obchodzi, bo na niej nie da się zarobić. Można co najwyżej pożyczyć jakiemuś zabiedzonemu krajowi 100 miliardów dolarów a potem położyć łapę na jego surowcach naturalnych, zostawiając państwo z długiem nie do spłacenia. Tego typu taktykę do perfekcji opanowali jankescy misjonarze, szerzyciele "światowego pokoju i demokracji" za pomocą czołgów, rakiet i samolotów. Ten neokolonializm zwie się - jak wiemy - GLOBALIZACJĄ. Jak twierdzą wtajemniczeni, owa "globalizacja" ma polegać na rządach 147 światowych korporacji przemysłowych i finansowych, które drenują wszystko tak długo jak długo się to opłaca. W wyniku drenażu pozostają zgliszcza i popiół, więc drenaże, z błogosławieństwem rządów i wojska przenoszą się gdzie indziej. Zaś obecnie mają ku temu bardzo wygodny, nieśmiertelny pretekst: TERRORYZM. Pod przykrywką walki z terrorem można w zasadzie napaść na dowolny kraj Bliskiego Wschodu, zainstalować tam swoich nadzorców, wpuścić parę korporacji i wyssać z niego wszelkie siły witalne pod osłoną US Army.

Kiedy wybuchł kryzys, banki i firmy z City łącznie straciły... półtora biliona funtów! Co zrobił rząd Anglii? Zamiast ludzi odpowiedzialnych za zrujnowanie całego sektora i gospodarki postawić przed sądami, dofinansował ich astronomiczną sumą pieniędzy. A zatem powtórzono schemat znany z USA, gdzie za działalność mafii z Wall Street, chronionej prze FED i Waszyngton, zapłacili obywatele. "Socjaldemokratyczny" rząd Blaira z ministrem finansów Gordonem Brownem na czele, zamiast ratować kraj, rzucił się ratować bankierów. Zapewne licząc, że ci w w podzięce rzucą socjalistom parę dużych baniek na sfinansowanie ich socjalnych fanaberii.( Wszak bracia Muzułmanie mają dużo dzieci więc potrzebują jeszcze więcej zasiłków, w przeciwnym razie zaczną podpalać Zjednoczone Królestwo). Podczas debaty w Izbie Gmin, jeden z jej członków przesłuchujący Boba Diamonda, szefa Barclays, jednego z głównych graczy w City, zapytał: "Czy jest pan wdzięczny brytyjskiemu społeczeństwu za to, że obdarowało pański bank prezentem w wysokości 100 mld funtów?" Ten coś wybełkotał, że jest wdzięczny itd, po czym po skończonej debacie zapewne wyszedł z parlamentu szyderczo rechocąc zarówno z pytającego jak i całego społeczeństwa. Jednak najbardziej dobitnie w tej materii wypowiedział się jeden z maklerów Goldmana Sachsa, Alesio Rastani. W telewizji Fox News bez ogródek wypalił zaskoczonym dziennikarzom: "Nas nie interesują politycy. Ani ich plany ratunkowe. To bez znaczenia. Goldman Sachs rządzi światem". Bez komentarza.

Do tej pory tylko pięć największych banków londyńskich dostaje rocznie od rządu 100 miliardów funtów. Zaś z tytułu niepłacenia podatków przez te instytucje państwo traci rocznie 120 miliardów! Powstałą w budżecie lukę zapełnia się więc podnosząc podatki przeciętnemu Brytyjczykowi. W ten sposób funkcjonuje  współczesny postępowy "konserwatywny liberalizm". Po wybuchu recesji Wielka Brytania wpakował w sektor bankowy więcej pieniędzy niż gangsterzy z Waszyngtonu wpakowali w Wall Street. Biorąc pod uwagę USA i UE, pod kątem sum przeznaczonych na ratowanie malwersantów finansowych, rząd UK dzierży niechlubną palmę pierwszeństwa.

Brytyjski dziennik "The Guardian" napisał kilka lat temu, że "sektor finansowy przestał być wypaczeniem systemu. Sam stał się systemem". Nie przypadkowo 200 lat temu Mayer Rotschild, żydowski bankier, stwierdził: "Dajcie mi władzę nad finansami danego państwa a nie będzie mnie obchodziło kto stanowi jego prawa". Zaś jeszcze dawniej temu Frederic Bastiat, wybitny francuski filozof i ekonomista, napisał: "Jeżeli jakaś grupa ludzi żyje z grabieży, wcześniej czy później ustanowi ona system prawny, który tę grabież usankcjonuje i powoła elitę, która tę grabież uprawomocni". Ludzie ze świata finansów stali się nowymi NIETYKALNYMI. Zachowują się niczym antyczni bogowie, pławiący się w dostatku na swym Olimpie, podczas gdy szerokie ludzkie rzesze mogą się im co najwyżej bezradnie przyglądać i rzucać kamieniami.

Amerykański dziennikarz Chris Hedges, autor "Imperium iluzji", twierdzi, że żyjemy w czymś na kształt "totalitaryzmu odwróconego". Hedges jest jednym z tych, którzy wieszczą rychły koniec zachodniego modelu cywilizacyjnego, który wyczerpał swe możliwości rozwoju. "Tyranie zawsze upadały w wyniku wewnętrznego rozkładu" - uważa. Jeśli zagłębimy się w ponurą historię XX wieku, dojdziemy do wniosku, że jego słowa brzmią zaskakująco prawdziwie. Z tą różnicą, że "tradycyjne" dyktatury posługiwały się otwartą przemocą i otwartym terrorem, dzisiejsza zaś tyrania korporacyjnej oligarchii i globalnej korupcji jest dużo bardziej wysublimowana. Stąd też o wiele trudniej ją zrozumieć. Hedges twierdzi również, że jesteśmy niczym obywatele starożytnej Grecji, którzy sami doprowadzili swą demokrację do zagłady. Pytanie tylko, skoro ten system zgnije, co powstanie na jego zgliszczach?

I na koniec. Rodzi się pytanie: dlaczego nikt z ludzi posiadających władzę polityczną nie jest zainteresowanych wzięciem za pysk finansowych spekulantów z City bądź innych świątyń globalnego hazardu? Czytelnik mający orientację w historii XX wieku i dziejach zimnej wojny zapewne pamięta, że zwaśnione obozy (wschodni, komunistyczny i zachodnio-kapitalistyczny) cechowała pewna niepisana zasada zwana "Wzajemnie Zagwarantowanym Zniszczeniem". Żądna ze stron nigdy nie posunęła się do naciśnięcia atomowego guzika ponieważ dobrze wiedziała, że przeciwnik odpowie i wszyscy zostaną unicestwieni. To ta niepisana zasada sprawiła, że przez kilkadziesiąt lat zimna wojna nigdy nie przerodziła się w gorącą. Jeśli chodzi o świat polityki i finansów w czasach obecnych, w pewnym sensie ta zasada funkcjonuje nadal. Ponieważ zapewnia korzyści obu stronom sitwy. Arsenał środków w postaci pieniędzy, władzy i rozmaitych haków sprawia, że nikomu nie zależy aby podjąć wojnę. Gracze zdają sobie sprawę, że otwarta walka zaszkodzi im wszystkim. A szkodzić sobie świadomie nikt przecież nie lubi.

Łukasz Grysiak

Umiarkowany konserwatysta, bez dogmatyzmu. Antykomunista, wróg socjalizmu i lewicowej poprawności politycznej. Krytyk III RP jako państwa powstałego w sposób patologiczny. Wróg obecnej UE. Przeciwnik postrzegania i mierzenia rzeczywistości za pomocą schematycznych ram ideologicznych oraz teoretycznych dogmatów, niezależnie od ich zabarwienia. Pasjonat dziennikarstwa, historii i filmu a także muzyki rozrywkowej oraz podróży. Pisanie jest jedną z moich pasji.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka